Mniej
– więcej na wiosnę zaczęły się pojawiać dary. Zachód
wstrząśnięty sytuacją w Polsce postanowił zorganizować pomoc.
Nie wiem co sobie tamci ludzie myśleli organizując zbiórki i
transporty z pomocą dla nas , nie chcę kwestionować ich dobrej
woli ale zdanie o tych akcjach mam oględnie mówiąc kiepskie. W
kościołach albo w opiece społecznej raz po raz ogłaszano
rozdawanie darów z Europy Zachodniej . Jakieś produkty żywnościowe
, odżywki dla dzieci, odzież i leki. Te ostatnie w dużej części
okazywały się przeterminowane , niektóre były częściowo zużyte.
Żywność najtańsza i często również albo na granicy ważności
albo już po , naszpikowana chemią do granic możliwości. Wciąż
miałam przeświadczenie ,że rzucano nam biednym ochłapy z
pańskiego stołu , tak dla poprawienia sobie samopoczucia i wbicia
się w dumę i podbudowania sobie morale z samego faktu jacy to są
wspaniałomyślni i szczodrzy. Taka faryzeuszowska moralność.
Po
dary ustawiali się wszyscy czy tego potrzebowali czy nie – kusiło
zachodnie pochodzenie. Niektórzy perfidnie wykorzystywali sytuację
i nie źle się na tym obławiali . Handel darami czy to wymienny ,
czy też w formie tradycyjnej kwitł , również wśród tych ,
którzy mieli je rozprowadzać. My , za namową znajomego księdza
wybraliśmy się po dary dwukrotnie. Już po pierwszym razie
powiedziałam ,że nigdy więcej ale potem rozdawali żywność dla
niemowląt więc poszłam raz jeszcze. Jakieś dwa lata później
kadrowa z zoz- u w Środzie Wlkp. gdzie nadal byłam zatrudniona choć
korzystałam z urlopu wychowawczego przesłała mi telegram ,że mam
się stawić po przydziałową żywność z darów, która mi
przysługuje bo mam dwoje małych dzieci. Pojechałam . Dali mi 5 kg
amerykańskiej mąki i 4 litrowy baniak oliwy sojowej. Oliwę
wykorzystaliśmy , była nie złej jakości , natomiast mąka nie
nadawała się do użytku , zrobiony z niej makaron rozsypywał się
natychmiast na grudki wielkości ziaren kaszy gryczanej . Nie
pamiętam czy znalazłam dla niej jakieś zastosowanie czy po prostu
ją wyrzuciłam.
Jakoś
szczególnie mocno nie odczuliśmy tych wszystkich ograniczeń
wynikających z wprowadzenia stanu wojennego .Drażniło oczywiście
,że nie można pojechać w odwiedziny do znajomych czy rodziny ,
nawet do sąsiedniej miejscowości , że trzeba przestrzegać godziny
policyjnej , a listy przychodzą rozcięte i opieczętowane wielkim
stemplem” ocenzurowano” . Mnie osobiście to śmieszyło ,
zwłaszcza gdy odbierałam listy od przyjaciółki. Pisałyśmy różne
babskie bzdurki . J , akurat się zaręczyła i w każdym liście
były jakieś zachwyty nad jej wybrankiem, ja pisałam o sprawach
domowych., książkach , pomysłach na przeróbki . Nic co mogło w
jakikolwiek sposób komukolwiek zagrozić czy choćby wzbudzić
podejrzenia. Widać jedna korespondencja krążyła zbyt często.
Faktem
wprowadzenia stanu wojennego nie
bardzo się wtedy przejęliśmy poza tym pierwszym dniem .Wiadomo:
szok , zaskoczenie, nie wiadoma przyszłość. Z patrolami
dyżurującymi w portierni mąż nie raz ucinał sobie pogawędki ,
ja koncentrowałam się na opiece nad synkiem i przeciwstawianiu się
rodzicom , wszyscy na zapewnieniu sobie jako tako dostatniej
egzystencji. .Ludzie pozałatwiali sobie sobie przepustki i przywykli
,że nie należy kręcić się po mieście po 21.00 kiedy to
zaczynała obowiązywać godzina policyjna. Po paru tygodniach
telewizja wznowiła emisję programu , co sprowadzało się do
nadawania dziennika telewizyjnego i filmów wojennych.. Skutek był
taki , że roczniki 1981, 82 i 83 są bardzo liczne. Skoro nie było
nic innego do roboty , 21 stopień zasilania i na dodatek brakowało
w sklepach świec i baterii do latarek , a wiadomo,że ciemności
skutecznie uniemożliwiają wszelką ludzką aktywność, to robiło
się dzieci . Stan wojenny miał więc od razu jeden pozytywny
skutek dla Kraju ; wzrósł znacząco przyrost naturalny. Rzeczy
ważne działy się gdzieś daleko , w Warszawie, Gdańsku ,
Wrocławiu. Poznaniacy nie specjalnie się udzielali politycznie ,
krążył z tego powodu nawet slogan „Poznaniacy – nie Polacy”
. Trudno powiedzieć co było przyczyną. Osobiście myślę ,że
wyszło zamiłowanie do spokojnego życia i spraw materialnych i
zakodowane w genach poszanowanie prawa. Walka nie leży w
wielkopolskiej naturze. Nasza walka to praca u podstaw i pomnażanie
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz