czwartek, 25 października 2012

W cieniu 13 grudnia cd


Na czas Świąt Bożego Narodzenia i Nowy Rok stan wojenny został zawieszony. Ludzie spotykali się na rodzinnych kolacjach i później na prywatkach sylwestrowych (większych bali nikt nie odważył się zorganizować ) , ale nastrój nie sprzyjał beztroskiej zabawie i świętowaniu. Wszyscy byli smutni i przygnębieni , minęło zbyt mało czasu ,żeby ludzie zdążyli się z tą sytuacją oswoić 
Kilka dni przed wigilią w naszym osiedlowym kiosku ruchu pojawił się towar: „Rzucili „ żyletki , szampon , rajstopy , jakieś zabawki w ilości dość konkretnej jak na tamte czasy . Na samym środku wystawy siedział śliczny pluszowy miś - jedyny w całej dostawie zabawek. Postanowiłam zdobyć go dla małego. Stałam na ponad 20 stopniowym mrozie prawie półtorej godziny i zaklinałam w duchu żeby nikt go nie kupił. Miałam szczęście : miś był mój. Dziś nie byłby żadną atrakcją : jakieś 30cm wysokości , żółto- bury plusz , oczka z plastikowych guzików, ale wtedy taki zakup to było coś. Przy okazji załapuję się na dwa szampony "familijne", dwie pary rajstop , pudełko żyletek i przydział kartkowych papierosów "popularne". Miałam prezenty na Gwiazdkę dla szwagierki ( szampon i rajstopy ) , a żyletki sprawiedliwie podzieliłam pomiędzy męża i ojca. Dla mam wyszyłam po komplecie serwetek z resztek szarego płótna , które leżały wcześniej nie zagospodarowane. Nie całkiem pamiętam co dostali na tę Gwiazdkę mąż i ojciec , ale chyba jakiś zdobyczny alkohol . Śmiesznie to brzmi dzisiaj , ale taki był rok 1981. Wigilię mieliśmy nawet całkiem zasobną. Jak wspomniałam wspólnymi siłami z rodzinnych zrzutek i dzięki zaradności szefów zakładów udało się zapewnić zaopatrzenie w artykuły spożywcze. Mały dostał nowe – używane ciuszki , które teściowa załatwiła u znajomej z opieki społecznej i oczywiście misia. Kupić coś nowego dla malucha można jedynie na kartę ciąży lub książeczkę zdrowia jeśli akurat trafi się na dostawę w sklepie dziecięcym i odpowiednio długo postoi w kolejce. Zdesperowani ludzie godzinami wystają w kolejkach po wszystko : od jedzenia i pasty do zębów po telewizory i meble .Ja zadowalam się tym co się uda bez długiego czekania. Postanowiłam sobie ,że na stanie w kolejkach nie poświęcę więcej niż godzinę . Oczywiście gdyby sytuacja tego wymagała i od tego zależałoby czy rodzina będzie głodna to pewnie żadne takie postanowienie nie miałoby znaczenia i zrobiłabym wszystko ,żeby rodzinę nakarmić . Na szczęście jednak nigdy do aż tak drastycznych braków nie doszło i po kolejkach przesadnie długo nie wystawałam ani ja ani nikt z naszej rodziny. Nad tym codziennym zabieganiem skrzydła rozpościerał i rzucał złowrogi cień stanu wojennego ,codziennie , drogą poczty pantoflowej rozchodziły się informacje o internowaniach , aresztowaniach , strajkach i strzelaniu do ludzi . Informacje nie sprawdzone i nie możliwe do zweryfikowania , bo żadna łączność nie działała. Na szczęście te informacje nie dotyczyły naszego miasta. Wigilia i Święta przebiegły w miarę spokojnie. Mama i teściowa nawet wspólnie i w świętej zgodzie gotowały zupę rybną w naszej kuchni , co nie zmieniło faktu, że wyciszony na chwilę konflikt między nimi nie wybuchł niedługo po Nowym Roku ponownie. Ka znów miał dyżury : w pierwsze święto dzień , w drugie nockę. Na razie trudno mi było taki tryb życia i pracy zaakceptować. Wolałabym ,żeby to był zwykły tydzień pracy z wolnymi niedzielami i świętami. Tak jednak zostało na długie 13 lat. Z czasem okaże się to nie takie złe. Nowy Rok spędziliśmy w towarzystwie znajomych : brata i bratowej mojego kolegi W, byłego seminarzysty. Nastrój raczej ciężki. Nikt nie wiedział co będzie dalej , nie było o czym rozmawiać , brakowało chęci do żartów i beztroskiej zabawy. Kolejne tygodnie zdominowała walka o byt , po kilku następnych wszyscy się przyzwyczaili do stanu wojennego oraz sytuacji jako takiej i uczyli z tym żyć a po pół roku nikt już się tym specjalnie nie przejmował i jak zwykle w naszym mieście każdy pilnował swoich garnków i swojego podwórka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz