Jeszcze w maju poczułam pierwsze ruchy małego . Gdzieś na trasie pomiędzy moim miastem a Poznaniem,w trakcie dojazdu do szkoły. I znów od razu wiedziałam co to oznacza. Niepowtarzalne i piękne uczucie . Od razu pomyślałam też ,że powinien o tym wiedzieć Ka . Kiedy spotykaliśmy się popołudniu od razu o tym powiedziałam , Ka dotknął mojego zaokrąglonego już brzuszka , a mały jakby wiedział ,że to tata dał o sobie znowu znać porządnym kopnięciem. Odtąd już było tak codziennie. Jakieś bardzo żywotne dziecko mi rosło. Chwilami , aż stawało się to dokuczliwe ale cieszyło. Nie odbierałam ciąży jako odmiennego stanu. Nadal byłam sprawna fizycznie, na wadze przybierałam tylko nieznacznie , nic mnie nie bolało ani w inny sposób nie dokuczało. Skończyłam szkołę , pracowałam - jak się kilka miesięcy później okaże ,do ostatniej chwili. Lekarz do którego się udałam zaraz po egzaminach , wyliczył mi termin na koniec listopada. Ja wiedziałam swoje , próbowałam mu o tym powiedzieć , ale nie chciał słuchać. Uważał ,że wie lepiej. Dałam spokój ,niech mu będzie, uczony w końcu . Nie polubiłam gościa od chwili wejścia do gabinetu. Słynął zresztą w mieście ze swojej gburowatości , ale wielkiego wyboru nie było. Kiedy już zdecydowałam się pójść do przychodni , tylko on przyjmował więc mnie położne zapisały do niego.
Za
pierwszą wypłatę kupiłam sobie wiklinowy koszyk na zakupy , a
resztę przeznaczyłam na wyprawkę dla małego. Udało mi się nabyć
jedną z ostatnich 2 sztuk gotowych zestawów leżących na półkach
w sklepie z odzieżą dla niemowląt . Do tego kilka śpioszków i
kaftaników. Dwa dni później zniknęło ze sklepów wszystko. Kilka
miesięcy później wprowadzili i na to nowe przepisy , ciuszki i
inne akcesoria dla maluszków kupowało się , na kartę ciąży.
Czasem
udało mi się coś dokupić , znajomi i rodzina znosili co się
dało. .Wieczorami ozdabiałam te zdobycze haftami , robiłam na
drutach sweterki i czapeczki. Wierzyłam w to, co przeczytałam w
jakiejś XIX - wiecznej książce, że kobieta szyjąc własnoręcznie
ubranka dla swojego maleństwa wszywa w nie całą swoją matczyną
miłość . Dziecko to czuje i odpłaca jej potem miłością i
lepiej się rozwija. Piękna myśl.
Wspólnie
z Ka oglądaliśmy te wszystkie maleńkie ubranka prawie co wieczór.
Tak
poza tym, to strasznie dużo jadłam. Właściwie bez przerwy . Rzecz
ciekawa: nie tyłam. Przez całą ciąże przybrałam na wadze tylko
8,5kg.
Daliśmy
do wydruku ( a wówczas tylko drukarnie państwowe się tym trudniły)
i rozsyłaliśmy zaproszenia . Również dla ojca Ka. Mama
zachwycona nie była , ale rozumiała i zaakceptowała , siostra
urządziła mu awanturę ,że niby nie powinniśmy , bo ojciec się
nimi nie interesuje i ona nie chce go widzieć. Stanęło na naszym ,
ale teść nie zaszczycił nas swoją obecnością jak się okazało
Od
razu po ustaleniu daty ślubu mieliśmy też załatwiony przez moją
matkę lokal. Wygląd taki sobie , powiedziałabym ,że mocno
podejrzany , ale z dobrą kuchnią. Nie pamiętam zresztą ,żeby w
mieście była w tym czasie jakaś porządniejsza restauracja , może
z wyjątkiem słynnego Pawilonu nazywanego od niepamiętnych czasów
„trzynastką „ i tej , gdzie odbywały się bale maturalne , ale
aż tak duża sala nam nie potrzebna.
Na
wesele zostało zaproszonych zaledwie 35 osób licząc do tego nas
i rodziców oraz dodatkowo sześcioro dzieci w wieku szkolnym czyli
od lat 6 do 15 . Biegania wokół ślubu jak to bywa i dziś
mnóstwo. Formalności w USC i w parafii, nauki przedmałżeńskie,
szycie sukni itd. W końcu jednak wszystko udało się pozałatwiać
z wyjątkiem filmu do aparatu fotograficznego
i
czekaliśmy już tylko na ten najważniejszy dzień w naszym życiu.
Tak się zwykło mawiać o dniu ślubu , ale czy on naprawdę taki
ważny ? Bywają ważniejsze. Na radosne oczekiwania cieniem kładła
się atmosfera niechęci i pretensji, którą roztaczali moi rodzice.
Czułam znów ,że wiele ważnych dla nas spraw przechodzi znów
gdzieś obok tracąc swą moc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz