sobota, 6 października 2012

Oczekiwania




 Jeszcze w maju poczułam pierwsze ruchy małego . Gdzieś na trasie pomiędzy moim miastem a Poznaniem,w trakcie dojazdu do szkoły. I znów od razu wiedziałam co to oznacza. Niepowtarzalne i piękne uczucie . Od razu pomyślałam też ,że powinien o tym wiedzieć Ka . Kiedy spotykaliśmy się popołudniu od razu o tym powiedziałam , Ka dotknął mojego zaokrąglonego już brzuszka , a mały jakby wiedział ,że to tata dał o sobie znowu znać porządnym kopnięciem. Odtąd już było tak codziennie. Jakieś bardzo żywotne dziecko mi rosło. Chwilami , aż stawało się to dokuczliwe ale cieszyło. Nie odbierałam ciąży jako odmiennego stanu. Nadal byłam sprawna fizycznie, na wadze przybierałam tylko nieznacznie , nic mnie nie bolało ani w inny sposób nie dokuczało. Skończyłam szkołę , pracowałam - jak się kilka miesięcy później okaże ,do ostatniej chwili. Lekarz do którego się udałam zaraz po egzaminach , wyliczył mi termin na koniec listopada. Ja wiedziałam swoje , próbowałam mu o tym powiedzieć , ale nie chciał słuchać. Uważał ,że wie lepiej. Dałam spokój ,niech mu będzie, uczony w końcu . Nie polubiłam gościa od chwili wejścia do gabinetu. Słynął zresztą w mieście ze swojej gburowatości , ale wielkiego wyboru nie było. Kiedy już zdecydowałam się pójść do przychodni , tylko on przyjmował więc mnie położne zapisały do niego.
Za pierwszą wypłatę kupiłam sobie wiklinowy koszyk na zakupy , a resztę przeznaczyłam na wyprawkę dla małego. Udało mi się nabyć jedną z ostatnich 2 sztuk gotowych zestawów leżących na półkach w sklepie z odzieżą dla niemowląt . Do tego kilka śpioszków i kaftaników. Dwa dni później zniknęło ze sklepów wszystko. Kilka miesięcy później wprowadzili i na to nowe przepisy , ciuszki i inne akcesoria dla maluszków kupowało się , na kartę ciąży.


Czasem udało mi się coś dokupić , znajomi i rodzina znosili co się dało. .Wieczorami ozdabiałam te zdobycze haftami , robiłam na drutach sweterki i czapeczki. Wierzyłam w to, co przeczytałam w jakiejś XIX - wiecznej książce, że kobieta szyjąc własnoręcznie ubranka dla swojego maleństwa wszywa w nie całą swoją matczyną miłość . Dziecko to czuje i odpłaca jej potem miłością i lepiej się rozwija. Piękna myśl.
Wspólnie z Ka oglądaliśmy te wszystkie maleńkie ubranka prawie co wieczór.
Tak poza tym, to strasznie dużo jadłam. Właściwie bez przerwy . Rzecz ciekawa: nie tyłam. Przez całą ciąże przybrałam na wadze tylko 8,5kg.
Daliśmy do wydruku ( a wówczas tylko drukarnie państwowe się tym trudniły) i rozsyłaliśmy zaproszenia . Również dla ojca Ka. Mama zachwycona nie była , ale rozumiała i zaakceptowała , siostra urządziła mu awanturę ,że niby nie powinniśmy , bo ojciec się nimi nie interesuje i ona nie chce go widzieć. Stanęło na naszym , ale teść nie zaszczycił nas swoją obecnością jak się okazało
Od razu po ustaleniu daty ślubu mieliśmy też załatwiony przez moją matkę lokal. Wygląd taki sobie , powiedziałabym ,że mocno podejrzany , ale z dobrą kuchnią. Nie pamiętam zresztą ,żeby w mieście była w tym czasie jakaś porządniejsza restauracja , może z wyjątkiem słynnego Pawilonu nazywanego od niepamiętnych czasów „trzynastką „ i tej , gdzie odbywały się bale maturalne , ale aż tak duża sala nam nie potrzebna.
Na wesele zostało zaproszonych zaledwie 35 osób licząc do tego nas i rodziców oraz dodatkowo sześcioro dzieci w wieku szkolnym czyli od lat 6 do 15 . Biegania wokół ślubu jak to bywa i dziś mnóstwo. Formalności w USC i w parafii, nauki przedmałżeńskie, szycie sukni itd. W końcu jednak wszystko udało się pozałatwiać z wyjątkiem filmu do aparatu fotograficznego
i czekaliśmy już tylko na ten najważniejszy dzień w naszym życiu. Tak się zwykło mawiać o dniu ślubu , ale czy on naprawdę taki ważny ? Bywają ważniejsze. Na radosne oczekiwania cieniem kładła się atmosfera niechęci i pretensji, którą roztaczali moi rodzice. Czułam znów ,że wiele ważnych dla nas spraw przechodzi znów gdzieś obok tracąc swą moc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz