czwartek, 4 października 2012

Jeszcze więcej zmian


Po zakończeniu samodzielnych praktyk czekało mnie kolejne kolokwium i zaliczenia. Kończyło się kilka przedmiotów , za to doszły nowe praktyki: w poradni chirurgicznej , druga część szpitalnej , zostały te co dotychczas w szkołach i przed samym dyplomem dochodziła jeszcze jedna w poradni dziecięcej. Kolokwium zaliczyłam podobnie jak poprzednie.
Powroty wypadają mi teraz nieco wcześniej , nadal spotykamy się z Ka i jeśli tylko warunki nam sprzyjają kochamy ze sobą . Kiedyś zapytałam Ka co będzie jeśli zajdę w ciąże -przecież wiesz ,że może nam się tak zdarzyć  - dodaję . Ka patrzył na mnie przez chwilę trochę zdziwiony , po czym odpowiedział:   „a co ma takiego być , jedno buzi dostaniesz ty ,a drugie mały”. Że tak powiem wykrakaliśmy sobie . W lutym zaszłam w ciążę. Właściwie wiedziałam o tym natychmiast , już w chwili kiedy byliśmy z sobą blisko. jak również to ,że będzie mały. Trudno powiedzieć skąd mi się to brało , może uruchomiły się we mnie jakieś atawistyczne instynkty , a może tak jest ,że kobieta od razu o tym wie, a może to moje „coś mi mówi” podsunęło mi tę świadomość. Tak czy inaczej wiedziałam i już po tygodniu powiedziałam o tym Ka. Nie wiem ,czy nie do końca wtedy zdał sobie sprawę co to oznacza , ale wiadomość nie specjalnie nim wstrząsnęła. Nawet się ucieszył i jak obiecał ; dostaliśmy buzi ja i Mały. Od pierwszego dnia ciążę znosiłam bardzo dobrze. Nie dopadły mnie żadne typowe objawy , które przechodzą kobiety. Ze świadomością ,że będziemy rodzicami było nam po prostu dobrze. Nie zastanawialiśmy się co nas czeka i jak się wszystkie sprawy ułożą . Dopiero za kilka dni zaczęliśmy rozmawiać o tym jak sobie zorganizujemy dalsze życie. Przeliczyłam czas do porodu. Wyszedł mi początek listopada. Mieliśmy trochę czasu ,żeby skończyć naukę i gdzieś się zatrudnić. O kłopotach z podjęciem pracy nadal jeszcze w naszym kraju mowy nie było. Gorzej z mieszkaniem .Wiedziałam ,że Możemy ewentualnie zamieszkać u mnie , ale wiedziałam i to, co nas czeka jeśli tak się stanie , a nie chciałam narażać małego na żadne przykre doświadczenia. Jak każda matka na świecie myślałam już tylko o tym jak chronić swoje maleństwo. Ka przyznał mi rację. Jednak mimo ,że był to w tamtej chwili największy nasz problem, jak wszyscy młodzi ludzie patrzyliśmy na to optymistycznie i wierzyliśmy ,że damy sobie radę.
Jak się okaże później pokonanie tego problemu nie będzie takie proste.
Na razie jeszcze nie mówiliśmy o ciąży ani moim rodzicom , ani mamie i siostrze Ka. To zadanie również okazało się bardzo trudne dla obu stron . I dla nas i dla obu rodzin , co i tak nie zmieniło faktu ,że się cieszyliśmy się perspektywą bycia rodzicami.
Jeszcze przez 2 miesiące nikt o niczym nie wiedział. Po mnie żadnych oznak ciąży nie było widać . Zachowywaliśmy się normalnie, jeździliśmy do szkół i na praktyki , zdawaliśmy egzaminy . Kiedyś jednak musiał ten moment nastąpić i trzeba było z sytuacją się zmierzyć . Moi rodzice nie odzywali się do mnie prze kilka dni. Nie wiedziałam co o tym myśleć , spodziewałam się raczej awantury która i tak zresztą nastąpiła . Dowiedziałam się kim jestem i jaki to wstyd rodzinie przyniosłam . Nie da się tego w cywilizowany sposób powtórzyć. Wrzeszczeli tak i wyzywali mnie i Ka przez kolejnych kilka dni. Przeszło im po mniej- więcej 2 tygodniach i teraz dla odmiany wymuszali na nas podanie terminu ślubu i załatwianie formalności . Mama Ka też nie przyjęła tego zbyt dobrze, swoje od niej usłyszał , zadowolona nie była , ale przynajmniej wobec mnie zachowywała spokój i pytała o samopoczucie .
Jeszcze niczego nie załatwialiśmy. Ślub chcieliśmy zrobić po swojemu . Spokojne , skromne przyjęcie z muzyką z magnetofonu , bez zapraszania różnych starych ciotek . Następna awantura , że co my sobie myślimy ,że kto to widział , co ludzie powiedzą ( to moi) itd. Kłócili się z nami dosłownie o wszystko. Nawet w tak głupiej kwestii jak kolor muszki Ka . W końcu daliśmy sobie spokój i przestaliśmy się interesować przygotowaniami. Niech robią co chcą. Ten czas wykorzystaliśmy na poszukiwanie pracy i kompletowanie wyprawki.
Nasze rodziny po oficjalnym spotkaniu i zapoznaniu jakoś się dogadały i zgodnie zajęły przygotowaniami .
Po następnych kilku dniach ,kiedy już emocje nieco opadły i wszyscy zaczęłi się godzić na nowy status ,matka przyniosł mi śliczny, zielono-kremowy , puszysty kocyk do łóżeczka - nie mam pojęcia skąd go wytrzasnęła-   „To dla mojej wnuczki Ewy”   mówi. Tez sobie wymyśliła! Zatrzęsłam się ze złości. Oczywiście z całym spokojem na jaki mnie było stać wyprowadzam ją z błędu . Po pierwsze to będzie wnuczek , a nie wnuczka , a po drugie to nawet gdyby była , to na pewno nie będzie miała na imię Ewa tylko Cecylia i nie ona będzie wybierać imiona dla moich dzieci. Obraziła się na mnie . Cóż nie pierwszy i nie ostatni raz, było mi to najzupełniej obojętne.
Ślub chcieliśmy załatwić w sierpniu. Niestety nie możliwe. Najbliższy termin to 5.09, jeśli zgodzimy sie w USC na 12.30 , w kościele na 17.30. Zgodziliśmy się . Było to nam nawet na rękę , zwłaszcza,że ksiądz o tak późnej porze zaproponował tylko ślub , bez Mszy Św. Rodzinki znów szczęśliwe nie były , ale chodziło im żeby było jak najszybciej więc zaakceptowały. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz