Po
zakończeniu samodzielnych praktyk czekało mnie kolejne kolokwium i
zaliczenia. Kończyło się kilka przedmiotów , za to doszły nowe
praktyki: w poradni chirurgicznej , druga część szpitalnej ,
zostały te co dotychczas w szkołach i przed samym dyplomem
dochodziła jeszcze jedna w poradni dziecięcej. Kolokwium zaliczyłam
podobnie jak poprzednie.
Powroty
wypadają mi teraz nieco wcześniej , nadal spotykamy się z Ka i
jeśli tylko warunki nam sprzyjają kochamy ze sobą . Kiedyś
zapytałam Ka co będzie jeśli zajdę w ciąże -przecież wiesz ,że
może nam się tak zdarzyć - dodaję . Ka patrzył na mnie
przez chwilę trochę zdziwiony , po czym odpowiedział: „a
co ma takiego być , jedno buzi dostaniesz ty ,a drugie mały”. Że
tak powiem wykrakaliśmy sobie . W lutym zaszłam w ciążę.
Właściwie wiedziałam o tym natychmiast , już w chwili kiedy
byliśmy z sobą blisko. jak również to ,że będzie mały. Trudno
powiedzieć skąd mi się to brało , może uruchomiły się we mnie
jakieś atawistyczne instynkty , a może tak jest ,że kobieta od
razu o tym wie, a może to moje „coś mi mówi” podsunęło mi tę
świadomość. Tak czy inaczej wiedziałam i już po tygodniu
powiedziałam o tym Ka. Nie wiem ,czy nie do końca wtedy zdał sobie
sprawę co to oznacza , ale wiadomość nie specjalnie nim
wstrząsnęła. Nawet się ucieszył i jak obiecał ; dostaliśmy
buzi ja i Mały. Od pierwszego dnia ciążę znosiłam bardzo
dobrze. Nie dopadły mnie żadne typowe objawy , które przechodzą
kobiety. Ze świadomością ,że będziemy rodzicami było nam po
prostu dobrze. Nie zastanawialiśmy się co nas czeka i jak się
wszystkie sprawy ułożą . Dopiero za kilka dni zaczęliśmy
rozmawiać o tym jak sobie zorganizujemy dalsze życie. Przeliczyłam
czas do porodu. Wyszedł mi początek listopada. Mieliśmy trochę
czasu ,żeby skończyć naukę i gdzieś się zatrudnić. O kłopotach
z podjęciem pracy nadal jeszcze w naszym kraju mowy nie było.
Gorzej z mieszkaniem .Wiedziałam ,że Możemy ewentualnie zamieszkać
u mnie , ale wiedziałam i to, co nas czeka jeśli tak się stanie ,
a nie chciałam narażać małego na żadne przykre doświadczenia.
Jak każda matka na świecie myślałam już tylko o tym jak chronić
swoje maleństwo. Ka przyznał mi rację. Jednak mimo ,że był to w
tamtej chwili największy nasz problem, jak wszyscy młodzi ludzie
patrzyliśmy na to optymistycznie i wierzyliśmy ,że damy sobie
radę.
Jak
się okaże później pokonanie tego problemu nie będzie takie
proste.
Na
razie jeszcze nie mówiliśmy o ciąży ani moim rodzicom , ani mamie
i siostrze Ka. To zadanie również okazało się bardzo trudne dla
obu stron . I dla nas i dla obu rodzin , co i tak nie zmieniło
faktu ,że się cieszyliśmy się perspektywą bycia rodzicami.
Jeszcze
przez 2 miesiące nikt o niczym nie wiedział. Po mnie żadnych oznak
ciąży nie było widać . Zachowywaliśmy się normalnie,
jeździliśmy do szkół i na praktyki , zdawaliśmy egzaminy .
Kiedyś jednak musiał ten moment nastąpić i trzeba było z
sytuacją się zmierzyć . Moi rodzice nie odzywali się do mnie prze
kilka dni. Nie wiedziałam co o tym myśleć , spodziewałam się
raczej awantury która i tak zresztą nastąpiła . Dowiedziałam się
kim jestem i jaki to wstyd rodzinie przyniosłam . Nie da się tego w
cywilizowany sposób powtórzyć. Wrzeszczeli tak i wyzywali mnie i
Ka przez kolejnych kilka dni. Przeszło im po mniej- więcej 2
tygodniach i teraz dla odmiany wymuszali na nas podanie terminu ślubu
i załatwianie formalności . Mama Ka też nie przyjęła tego zbyt
dobrze, swoje od niej usłyszał , zadowolona nie była , ale
przynajmniej wobec mnie zachowywała spokój i pytała o samopoczucie
.
Jeszcze
niczego nie załatwialiśmy. Ślub chcieliśmy zrobić po swojemu .
Spokojne , skromne przyjęcie z muzyką z magnetofonu , bez
zapraszania różnych starych ciotek . Następna awantura , że co my
sobie myślimy ,że kto to widział , co ludzie powiedzą ( to moi)
itd. Kłócili się z nami dosłownie o wszystko. Nawet w tak głupiej
kwestii jak kolor muszki Ka . W końcu daliśmy sobie spokój i
przestaliśmy się interesować przygotowaniami. Niech robią co
chcą. Ten czas wykorzystaliśmy na poszukiwanie pracy i
kompletowanie wyprawki.
Nasze
rodziny po oficjalnym spotkaniu i zapoznaniu jakoś się dogadały
i zgodnie zajęły przygotowaniami .
Po
następnych kilku dniach ,kiedy już emocje nieco opadły i wszyscy
zaczęłi się godzić na nowy status ,matka przyniosł mi śliczny,
zielono-kremowy , puszysty kocyk do łóżeczka - nie mam pojęcia
skąd go wytrzasnęła- „To dla mojej wnuczki Ewy”
mówi. Tez sobie wymyśliła! Zatrzęsłam się ze złości.
Oczywiście z całym spokojem na jaki mnie było stać wyprowadzam
ją z błędu . Po pierwsze to będzie wnuczek , a nie wnuczka , a po
drugie to nawet gdyby była , to na pewno nie będzie miała na imię
Ewa tylko Cecylia i nie ona będzie wybierać imiona dla moich
dzieci. Obraziła się na mnie . Cóż nie pierwszy i nie ostatni
raz, było mi to najzupełniej obojętne.
Ślub
chcieliśmy załatwić w sierpniu. Niestety nie możliwe. Najbliższy
termin to 5.09, jeśli zgodzimy sie w USC na 12.30 , w kościele na
17.30. Zgodziliśmy się . Było to nam nawet na rękę ,
zwłaszcza,że ksiądz o tak późnej porze zaproponował tylko ślub
, bez Mszy Św. Rodzinki znów szczęśliwe nie były , ale chodziło
im żeby było jak najszybciej więc zaakceptowały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz