sobota, 3 listopada 2012

Rodzice i dziadkowie



Krótko po nowym roku życie w domu wróciło na swoje tory. Matka swoim zwyczajem awanturowała się dosłownie o byle co, nawet o to , w jaki sposób Ka nakłada węgiel do pieca i próbowała wtrącać we wszystko co robię przy małym , twierdząc uparcie,ze robię dziecku krzywdę .(!) Jeśli oczywiście zdarzyło jej się przyjechać z pracy wcześniej i na tyle przytomnie że od razu nie zasypia. Ojciec raz przytakiwał jej , raz mnie zależnie od humoru , albo od tego czy to najpierw jego obrzucała wyzwiskami. Nic nowego ale atmosfera mało sprzyjająca wychowywaniu dziecka .Kiedy tylko mogliśmy wychodziliśmy z domu. Niestety , zima była ciężka więc za długo nie dało się spacerować. Zaczęliśmy szukać jakiegoś mieszkania, albo chociaż pokoju , gdzie moglibyśmy zamieszkać z dala od rodziców. Pytaliśmy po znajomych , chodziliśmy co kilka dni do urzędu miasta i gdzie tylko możliwe. Ka nadal próbował się w te awantury nie wtrącać . Tłumaczył ,że nie chce stawać pomiędzy mną i moimi rodzicami. Nie byłam co do tego przekonana, choć rozumiałam jego punkt widzenia , przecież od dawna wiedziałam , że rodzice na pewno nie są po mojej stronie. Przyznać muszę ,ze miałam o to lekki żal.

Mały rósł i rozwijał się bardzo szybko . To była dla nas wielka radość patrzeć na to, jak zmienia się z dnia na dzień , zaczyna się uśmiechać i machać rączkami na widok rodziców , jak gaworzy , próbuje podnosić główkę itd. Niby wiedziałam o tym ,że takie maleństwa bardzo szybko się rozwijają ale i tak wprawiało mnie to w podziw. Może zresztą wszystkie mamy tak mają? Radość z rozwoju naszego dziecka i udane życie małżeńskie wyrównywały nam na razie niemiłą sytuację domową ale i tak miałam wrażenie ,że ten czas powinien mijać inaczej , że coś mi ucieka bezpowrotnie . W kwietniu okazało się ,że znów jestem w ciąży. Z jednej strony cieszyliśmy się ,że mały nie będzie sam . Znów od początku wiedziałam ,że to chłopak ale milczałam i wmawiałam sobie, że nie ,że teraz na pewno będzie dziewczynka a mąż wierzył w to co mówiłam , pewnie też marzył o córeczce. Z drugiej strony tak zwana sytuacja życiowa skomplikowała nam się jeszcze bardziej. No bo gdzie na 11m2 zmieścić drugie łóżeczko i drugi wózek, gdzie miejsce dla nas i dla dzieci choćby tylko na zabawki ? I jak dalej znosić te wszystkie awantury ? Okazało się ,że można. Tymczasem Ka znów dostał wezwanie na komisję wojskową. Umierałam ze strachu ,że tym razem dadzą mu bilet i że zostanę sama z dwójką dzieci i złością rodziny . Bałam się tak bardzo ,że zareagowałam płaczem. Okazało się jednak ,że Ka dostał odroczenie , jako jedyny żywiciel rodziny i to aż na dwa lata. Mieliśmy szczęście... Chociaż tyle. Radość jednak nie trwała długo. Na wieść ,że szykuje się im drugie wnuczątko rodzice urządzili nam dziką awanturę. Ojciec tylko krzyczał , matka mnie uderzyła. Trzymałam małego na rękach , nie mogłam się obronić. Ka był akurat w naszym pokoju , kawałek ode mnie i też nie zdążył zareagować . Arsenału wyzwisk jakie poleciały pod naszym adresem nie przytoczę .Całe to zajście skończyło się tak,ze mieszkając pod jednym dachem nie odzywaliśmy się do siebie przez kilka miesięcy , a mały dotąd spokojnie przesypiający noce teraz budził się i płakał. Siedziałam przy nim i trzymałam za rączkę , wtedy było wszystko dobrze, jak tylko zrobię jakiś ruch mały znów zaczynał płakać. Przesiedzę tak przy nim kilka miesięcy , zamiast wypoczywać jak przystało kobiecie ciężarnej. Ka też siedział przy nim , ale pracował więc siłą rzeczy robił to rzadziej niż ja. Drugą ciążę znosiłam właściwie jeszcze lepiej niż pierwszą. Znowu jadłam nieprzeciętne ilości , ale poza tym nic się ze mną nie działo. Teraz tym bardziej zabiegaliśmy o jakieś mieszkanie. Poszłam w tej sprawie nawet do miejscowego Komitetu Partyjnego . Gadałam różne głupoty ,jak to jest zagrożona podstawowa komórka społeczna i młodzi obywatele- przyszłość tego kraju nie mają szansy na prawidłowy rozwój itp. Pierwszy sekretarza coś tam obiecywał interweniować w urzędzie miasta , ale sądzę ,że nic w naszej sprawie nie zrobił , bo nic z tego nie wynikło. Kiedy przyszło lato a mały już samodzielnie siedział, kupiliśmy od gościa , który wyplata wiklinę koszyk do roweru i mały jeździł z nami po okolicy . Ciąża wcale mi w tym nie przeszkadzała. Dawały się nam we znaki letnie upały i brak wody. Podejrzewam ,że to było spowodowane ograniczeniami w dostawach prądu. Nadal obowiązywał 21 stopień zasilania czyli około 21.00 wyłączano prąd. Można było korzystać jedynie ze świec , pod warunkiem ,że udało się je kupić. W tym względzie nic się nie zmieniło, choć inne obostrzenia związane ze stanem wojennym złagodzono. Dyżury Ka okazały się całkiem korzystne dla życia rodzinnego. Co prawda zdarzało się co jakiś czas ,ze wypadały w niedzielę lub święta od czego odwołania nie było , ale poza tym całe dwa dni i połowę trzeciego byliśmy wszyscy razem . Mogliśmy wspólnie cieszyć się rozwojem małego. Chodziliśmy na spacery i na zakupy. Dzięki temu udało nam się różne rzeczy dostać. Zbieraliśmy zastawę stołową , garnki i inne przybory kuchenne. Wszystko z myślą żeby coś mieć jak pójdziemy na wymarzone swoje. Upychaliśmy to wszystko na naszych 11m gdzie tylko się dało: w kanapie, za kanapą ,pod piecem , w każdym wolnym kącie. Do dziś się zastanawiam jak to wszystko się tam mieściło. Jednak na swoje przyjdzie nam jeszcze długo poczekać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz