Krótko po nowym roku
życie w domu wróciło na swoje tory. Matka swoim zwyczajem
awanturowała się dosłownie o byle co, nawet o to , w jaki sposób
Ka nakłada węgiel do pieca i próbowała wtrącać we wszystko co
robię przy małym , twierdząc uparcie,ze robię dziecku krzywdę
.(!) Jeśli oczywiście zdarzyło jej się przyjechać z pracy
wcześniej i na tyle przytomnie że od razu nie zasypia. Ojciec raz
przytakiwał jej , raz mnie zależnie od humoru , albo od tego czy
to najpierw jego obrzucała wyzwiskami. Nic nowego ale atmosfera mało
sprzyjająca wychowywaniu dziecka .Kiedy tylko mogliśmy
wychodziliśmy z domu. Niestety , zima była ciężka więc za długo
nie dało się spacerować. Zaczęliśmy szukać jakiegoś
mieszkania, albo chociaż pokoju , gdzie moglibyśmy zamieszkać z
dala od rodziców. Pytaliśmy po znajomych , chodziliśmy co kilka
dni do urzędu miasta i gdzie tylko możliwe. Ka nadal próbował
się w te awantury nie wtrącać . Tłumaczył ,że nie chce stawać
pomiędzy mną i moimi rodzicami. Nie byłam co do tego przekonana,
choć rozumiałam jego punkt widzenia , przecież od dawna wiedziałam
, że rodzice na pewno nie są po mojej stronie. Przyznać muszę ,ze
miałam o to lekki żal.
Mały rósł i rozwijał
się bardzo szybko . To była dla nas wielka radość patrzeć na
to, jak zmienia się z dnia na dzień , zaczyna się uśmiechać i
machać rączkami na widok rodziców , jak gaworzy , próbuje
podnosić główkę itd. Niby wiedziałam o tym ,że takie maleństwa
bardzo szybko się rozwijają ale i tak wprawiało mnie to w podziw.
Może zresztą wszystkie mamy tak mają? Radość z rozwoju naszego
dziecka i udane życie małżeńskie wyrównywały nam na razie
niemiłą sytuację domową ale i tak miałam wrażenie ,że ten czas
powinien mijać inaczej , że coś mi ucieka bezpowrotnie . W
kwietniu okazało się ,że znów jestem w ciąży. Z jednej strony
cieszyliśmy się ,że mały nie będzie sam . Znów od początku
wiedziałam ,że to chłopak ale milczałam i wmawiałam sobie, że
nie ,że teraz na pewno będzie dziewczynka a mąż wierzył w to co
mówiłam , pewnie też marzył o córeczce. Z drugiej strony tak
zwana sytuacja życiowa skomplikowała nam się jeszcze bardziej.
No bo gdzie na 11m2 zmieścić drugie łóżeczko i drugi wózek,
gdzie miejsce dla nas i dla dzieci choćby tylko na zabawki ? I jak
dalej znosić te wszystkie awantury ? Okazało się ,że można.
Tymczasem Ka znów dostał wezwanie na komisję wojskową. Umierałam
ze strachu ,że tym razem dadzą mu bilet i że zostanę sama z
dwójką dzieci i złością rodziny . Bałam się tak bardzo ,że
zareagowałam płaczem. Okazało się jednak ,że Ka dostał
odroczenie , jako jedyny żywiciel rodziny i to aż na dwa lata.
Mieliśmy szczęście... Chociaż tyle. Radość jednak nie trwała
długo. Na wieść ,że szykuje się im drugie wnuczątko rodzice
urządzili nam dziką awanturę. Ojciec tylko krzyczał , matka mnie
uderzyła. Trzymałam małego na rękach , nie mogłam się obronić.
Ka był akurat w naszym pokoju , kawałek ode mnie i też nie
zdążył zareagować . Arsenału wyzwisk jakie poleciały pod naszym
adresem nie przytoczę .Całe to zajście skończyło się tak,ze
mieszkając pod jednym dachem nie odzywaliśmy się do siebie przez
kilka miesięcy , a mały dotąd spokojnie przesypiający noce teraz
budził się i płakał. Siedziałam przy nim i trzymałam za rączkę
, wtedy było wszystko dobrze, jak tylko zrobię jakiś ruch mały
znów zaczynał płakać. Przesiedzę tak przy nim kilka miesięcy ,
zamiast wypoczywać jak przystało kobiecie ciężarnej. Ka też
siedział przy nim , ale pracował więc siłą rzeczy robił to
rzadziej niż ja. Drugą ciążę znosiłam właściwie jeszcze
lepiej niż pierwszą. Znowu jadłam nieprzeciętne ilości , ale
poza tym nic się ze mną nie działo. Teraz tym bardziej
zabiegaliśmy o jakieś mieszkanie. Poszłam w tej sprawie nawet do
miejscowego Komitetu Partyjnego . Gadałam różne głupoty ,jak to
jest zagrożona podstawowa komórka społeczna i młodzi obywatele-
przyszłość tego kraju nie mają szansy na prawidłowy rozwój itp.
Pierwszy sekretarza coś tam obiecywał interweniować w urzędzie
miasta , ale sądzę ,że nic w naszej sprawie nie zrobił , bo nic
z tego nie wynikło. Kiedy przyszło lato a mały już samodzielnie
siedział, kupiliśmy od gościa , który wyplata wiklinę koszyk do
roweru i mały jeździł z nami po okolicy . Ciąża wcale mi w tym
nie przeszkadzała. Dawały się nam we znaki letnie upały i brak
wody. Podejrzewam ,że to było spowodowane ograniczeniami w
dostawach prądu. Nadal obowiązywał 21 stopień zasilania czyli
około 21.00 wyłączano prąd. Można było korzystać jedynie ze
świec , pod warunkiem ,że udało się je kupić. W tym względzie
nic się nie zmieniło, choć inne obostrzenia związane ze stanem
wojennym złagodzono. Dyżury Ka okazały się całkiem korzystne dla
życia rodzinnego. Co prawda zdarzało się co jakiś czas ,ze
wypadały w niedzielę lub święta od czego odwołania nie było ,
ale poza tym całe dwa dni i połowę trzeciego byliśmy wszyscy
razem . Mogliśmy wspólnie cieszyć się rozwojem małego.
Chodziliśmy na spacery i na zakupy. Dzięki temu udało nam się
różne rzeczy dostać. Zbieraliśmy zastawę stołową , garnki i
inne przybory kuchenne. Wszystko z myślą żeby coś mieć jak
pójdziemy na wymarzone swoje. Upychaliśmy to wszystko na naszych
11m gdzie tylko się dało: w kanapie, za kanapą ,pod piecem , w
każdym wolnym kącie. Do dziś się zastanawiam jak to wszystko się
tam mieściło. Jednak na swoje przyjdzie nam jeszcze długo
poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz