czwartek, 31 maja 2012

LO- życie codzienne -cd


Liceum , właściwie już od pierwszych dni zmuszało nas do pracy nad własnym rozwojem. Może to sprawa przyjętej metodyki nauczania, może kwestia ludzi , ich zaangażowania i podejścia do wykonywanego zawodu i uczniów , dość ,że czuliśmy ,że coś musimy i że to coś da nam określone korzyści . Taka reakcja łańcuchowa. Powiedziało się „a” to trzeba „b”, potem „c” itd. No i mieliśmy mnóstwo energii i zapału do pracy. Mniej też było pokus ,żeby sobie odpuszczać. Puby i dyskoteki nie istniały , do wyboru mieliśmy kino, kawiarnię „Szarotkę” lub cukiernie Szwarc , czasem jakieś zabawy szkolne , książki i własne towarzystwo . Nie kusiła państwowa telewizja z dwoma programami , nie wciągał internet , bo nikt jeszcze o czymś takim nie śnił , prowincjonalne miasto nie oferowało młodzieży zbyt wiele. Trzeba było uruchomić własną kreatywność jak się teraz mówi i zajęcie sobie wymyślić , albo czas poświęcać na naukę, tę szkolną i tę związaną ze swoimi zainteresowaniami. Ja poświęcałam na to bardzo dużo czasu i nie dlatego,że musiałam , bo nauka przychodziła mi łatwo ( no, z wyjątkiem matematyki i chemii ) - jeśli coś wkuwałam intensywnie to biologię , a i to głównie z powodu niechęci do mnie profesorki jak wspomniałam , i jak dobrze bym tematu nie opanowała i tak miałam najwyżej 3 minus- ale dlatego ,że interesowało mnie mnóstwo spraw. Na pierwszym miejscu historia oczywiście . No i dopóki siedziałam nad książkami miałam względny spokój . Rodzice nie przeszkadzali mi w nauce. Wtedy na przełomie lat 76 i 77 właściwie cały mój czas pochłaniały książki . Za zamkniętymi drzwiami niby mojego pokoju spędzałam długie godziny. Czytałam , pisałam i uczyłam się na przemian .Od biurka
wstawałam tylko żeby zmienić płytę , a później kasetę skorzystać z toalety lub coś zjeść. Czasem wychodziłam z domu pojeździć rowerem . Niestety nie mogłam już jeździć w zimie na łyżwach. Ostatnie łyżwy sprzedałam zniszczone do granic możliwości długoletnim użytkowaniem w klasie ósmej , a że zima była bez śnieżna i bez mrozu nowych mi nie kupili , a ja nie prosiłam , bo w ogóle nie prosiłam o nic rodziców od kilku lat. Postanowiłam sobie kiedyś kupić sama. Zimowe dni upływały mi więc jak wszystkie; z piórem lub książką w ręku. Pisałam też sporo listów do babci i starym zwyczajem jeśli tylko trafił mi się jakiś wolny dzień jechałam do Pińska. W tamtych latach nie było ich zbyt wiele. Ludzie byli nauczeni pracować przez 6 dni w tygodniu . My uczniowie również . Dniem wolnym była niedziela , święta państwowe i kościelne , dla dzieci i młodzieży
wakacje i ferie świąteczne, dorośli korzystali z urlopów i tyle. Nikt niczego sobie nie przekładał ani nie odrabiał ,żeby mieć wolne.
W domu nic się nie zmieniało , a jeśli już to na gorsze . Awantury wybuchały czy był powód czy nie. Matka wracała do domu o dziwacznych porach , często pod wpływem alkoholu. Próbowała to tuszować płucząc usta jakimiś płynami typu „Przemysławka” ( to niby miała być woda kolońska ) , nie wiele to jednak dawało. Ojciec był coraz bardziej sfrustrowany , ale nadal był po jej stronie. Te frustrację zdarzało mu się wyładowywać i na mnie. A ja , pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziców i osamotniona zamykałam się w sobie jeszcze bardziej. Dorastanie samo w sobie jest trudne dla młodych ludzi , ale kiedy nie ma się w nikim oparcia to może się skończyć źle. Nie dziwią mnie teraz zbuntowani młodzi ludzie , uciekający z domu i sięgający po narkotyki. W moim przypadku źle się nie skończyło . Miałam babcię , choć na odległość ale wiedziałam ,że jest po mojej stronie i kiedy było mi już bardzo źle ,myślałam o niej i o tym co będę robić kiedy do niej pojadę. A tymczasem słuchałam muzyki i czytałam. Książki pozwalały odciąć się od rzeczywistości. Dobre dla mojego rozwoju emocjonalnego to nie było, bo żyłam fantazją , jakby oderwana od realiów ale pomagało. Obowiązki domowe sama sobie narzuciłam . Gotowałam , zmywałam , sprzątałam . Nie zabierałam się tylko za pranie . Odkąd odkryłam , że matka ucieka do łazienki zawsze kiedy włączam pyty z muzyką poważną i w ten sposób mogę mieć chwilę spokoju , z premedytacją omijałam z daleka pralkę. Matki inne domowe czynności nie interesowały. Szykowała jedzenie , sprzątała , ale robiła to zwykle w pospiechu i byle jak. Kiedy pojawiła się w zakładzie pracy ojca możliwość wykupienia talonów na obiady , ojciec skorzystał i przez dłuższy czas stołowaliśmy się w restauracji. Matka robiła obiady sama dla siebie. Małżeństwo rodziców weszło w etap obojętności wobec drugiej osoby. Poza momentami kiedy skakali sobie do oczu , matka żyła swoim życiem , ojciec swoim. Mną interesowali się tylko od czasu do czasu. Jak zawsze po każdej większej aferze matka kupowała mi jakiś ciuch – miałam ich tyle,że nie mieściły się w szafie. Nosiłam zaledwie kilka takich ,które trafiły w mój gust to znaczy gładkie
lub w kratę , w ciemnych kolorach , reszta leżała. Długie lata nie wkładałam na siebie niczego, co miało kwiatki , wzorki , ciapki , koronki i inne falbanki. Nasza krawcowa nadal szyła mi fajne rzeczy z resztek , ale teraz miałam już większy wpływ na to jak mają wyglądać . A poza tym wiedziała już co lubię i potrafiła tak przekręcić moją matkę , że ta uważała, że taki czy inny fason to jej pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz