poniedziałek, 7 maja 2012

Wakacje


Jak dotąd nie wspomniałam jeszcze o moich dwóch przyjaciółkach z Pińska. Były siostrami . Obie młodsze ode mnie , jedna o dwa , druga o trzy lata . Od zawsze trzymałyśmy się razem . E i D miały mnóstwo rodzeństwa . Kiedy przyjeżdżałam na kolejne wakacje wołały mnie do siebie ,żebym zobaczyła nową siostrę , albo brata. W sumie razem było ich piętnaścioro . Najstarsza E. Młodsza ode mnie o dwa lata , najmłodszy brat ( o tym dowiedziałam się już jako mężatka od wujka) o tydzień starszy od mojego starszego syna . W czasie moich pobytów u babci , jako dzieci bawiłyśmy się wspólnie , chodziłyśmy na pokrzywy i do parku na smrodziny oraz do „Grochowskiego” na wiśnie. Grochowski mieszkał samotnie w chylącym się ku upadkowi,zrujnowanym gospodarstwie ( od lat już nie istniejącym) dwa kilometry od naszej wsi. Tak do końca , to nie wiem czy to faktycznie był właściciel gospodarstwa czy ktoś po prostu zamieszkał w tym miejscu i czym się właściwie trudnił . Nigdy też tego człowieka nie widziałam a jak było z innymi mieszkańcami wsi nie wiem . Obok tego gospodarstwa rosła wiśnia , owocowała co roku drobnymi ale bardzo aromatycznymi i pełnymi smaku owocami . Jako dzieciaki często zakradaliśmy się na te wiśnie . Jak każdy owoc zakazany smakowały niebywale. Po drodze zbieraliśmy też ulęgałki . Takie , malutkie , cierpkie gruszki. Za jedno i drugie babcia mnie goniła . Za wiśnie , bo to przecież kradzież , a za ulęgałki, bo mogę się rozchorować po takich niedojrzałych gruszkach. Jako podlotki , razem z moimi przyjaciółkami spacerowałyśmy po parku i mostach, chodziłyśmy do lasu na jagody i grzyby i dużo czasu spędzałyśmy w mniejszym z dwóch ogródków mojej babci siedząc na klatkach dla królików i rozmawiając , podśpiewując różne piosenki , albo wymyślając przedziwne historie. Czasem chodziłyśmy nad Smolnias , albo staw w parku popływać. Kiedy miałam 13 – 14 lat babcia już mi tego nie zabraniała, wiedząc ,że umiem pływać . Bywało,że siadywałyśmy na konarze lipy rosnącej tuż za płotem w parku , która kiedyś służyła nam do zabawy i opowiadałyśmy sobie przeczytane książki.. Jednym z naszych ulubionych zajęć było splatanie z liści czeremchy , owoców jarzębin albo głogu czy żołędzi biżuterii. Udawałyśmy ,że nosimy kamienie szlachetne :szmaragdy, rubiny diamenty , topazy . Ja oczywiście zaczęłam się tym interesować bardziej i temat kamieni zgłębiać i stąd chyba moja dzisiejsza pasja. Po śmierci babci straciłam kontakt z dziewczynami, jedna z nich zresztą wyjechała po ślubie daleko na Śląsk. Z młodszą znalazlyśmy się niedawno na N-K , ale jakoś kontakt się nie odnowił. Pewnie jest tak samo zagoniona jak ja .
Jak w każde wakacje , tak i w te kilka dni spędziłam u kuzynostwa w pobliskim Żninie. Mieszkał tam najmłodszy z barci mojego dziadka , wujek Piotr z rodziną . Ciocia z wujkiem prowadzili dom otwarty. Zawsze było w nim gromadnie i wesoło , zawsze znalazło się miejsce do spania i placek drożdżowy dla niespodziewanych gości . Przyjmowano z radością każdego , kto tam wpadał. Z wujkiem i ciocią mieszkała ich córka z mężem i dziećmi, młodszym ode mnie o trzy lata kuzynem i o pięć lat młodszą kuzynką. Bardzo lubiłam tam jeździć i kontakty z tą rodziną utrzymuję do dziś , choć już rzadkie. Tamtego lata byłyśmy tam obie z babcią . Wujek Piotr był z zawodu wziętym piekarzem , jeszcze przed wojną miał własną piekarnię , wybudował ogromny dom w pięknie położonym ogromnym ogrodzie. Dom leżał na wzgórzu , a ogród schodził w dół prawie do jeziora. Z okien na piętrze rozciągał się wspaniały widok na jezioro. Na tyłach domu była piekarnia z wysokim kominem , niegdyś własność wujka , a za czasów stalinowskich uwłaszczona jak i cała prywatna własność. Komin od piekarni mnie fascynował. Ile razy nań popatrzyłam , korciło mnie żeby się tam wspiąć i obejrzeć sobie okolicę z tej wysokości . Nie tylko mnie jak się okazało, bo i kuzyn i kuzynka mieli podobne zapędy. Wyczekaliśmy więc kiedy cała rodzina opuściła dom , a moja babcia zatopiła się w lekturze i stało się . Weszliśmy na dach garażu , stamtąd na dach piekarni i na komin . Byłam od nich starsza więc miałam na uwadze bezpieczeństwo. Sama wspięłam się na sam czubek ale młodszemu kuzynostwu zabroniłam w obawie,że coś się może stać. Kuzynowi pozwoliłam wejść do połowy , siedmioletniej kuzynce na jakieś trzy czy cztery stopnie. Szczęście nam nie dopisało. Babcia zeszła do kuchni zrobić sobie herbatę i zobaczyła nas na tym kominie. Dostało nam się . Mnie podwójnie, bo od cioci i wujka i drugi raz od babci . Szlaban na oglądanie filmów zaliczyliśmy wszyscy , ale nie specjalnie nas to ruszyło, bo z pokoju dzieciaków wchodziło się na strych , a strych jak wiadomo to najlepsze miejsce do zabawy więc szaleliśmy na całego wśród rupieci.
Wakacje jak zwykle minęły mi szybciej niż bym chciała. Przyszła pora wracać do domu rodziców i zacząć przygotowania do nauki w liceum.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz