Pierwsza klasa ogólniaka do dziś
kojarzy mi się jako zgiełk , zamieszanie i świat przewrócony do
góry nogami. Przede wszystkim ciężko mi było zaakceptować fakt,
że nie mam już prawie samych ocen bardzo dobrych zwłaszcza, że
moi rodzice też do wiadomości tego przyjąć nie zamierzali i jak
zwykle każde mniej niż 5- kończyło się awanturą . Powoli jakoś
zaczął to akceptować ojciec , jemu łatwiej było wytłumaczyć
,że to nie podstawówka tylko klasa profilowana w szkole średniej
z dużymi aspiracjami , wysoko postawioną poprzeczką i z dużymi
wymaganiami. Faktycznie wymagano od nas znacznie więcej niż w
podstawówce i nie chodziło o to ,ze ktoś się uwziął czy za dużo
wymagał , czy też swój przedmiot uważał za najważniejszy .
Stawianie wymagań miało nas mobilizować do lepszej pracy . Tak jak
to było w moim przypadku na historii . Umiałam więcej niż inni
więc na tę samą ocenę bardzo dobrą , którą otrzymywały
klasowe kujonki, po opanowaniu tematu z podręcznika , ja pasjonatka
przedmiotu musiałam pracować jeszcze więcej i stawić czoło
wiedzy profesora. Do ojca to chyba dotarło właśnie po tym jak na
półrocze z historii Uszatek postawił mi czwórkę, a kolega W,
który mnie odwiedził w domu po lekcjach , opowiedział jak to się
odbyło. W każdym razie nie wymagał już ode mnie samych piątek.
Matka jak zwykle , awanturowała się o każdą ocenę , albo w
ogóle jej to nie interesowało.
W klasie szybko potworzyły się
różne grupki , paczki i duety , które trzymały się razem i nie
dopuszczały do siebie innych. Oczywiście funkcjonowaliśmy jako
klasa , ale nie byliśmy jakoś szczególnie dobrze zgranym zespołem
. Jak wszędzie byli i tacy co się nie lubili nawzajem i w ogóle
mało z sobą rozmawiali. Ja miałam wtedy wrażenie ,ze odbijam się
od ścian. Z początku trzymałam trochę z paczką z podstawówki,
szczególnie z R., trochę z koleżanką E , którą poznałam
pierwszego dnia na boisku. Zagadała do mnie żeby się upewnić ,że
trafiła na wybrany profil. Nie trafiła, ale nic już nie mogła
zrobić. Została więc na naszym. Z E nawet się zaprzyjaźniłyśmy.
Do dziś uważam ją za szkolną przyjaciółkę. Po czasie
zbliżyłyśmy się z D. dziewczyną , z innej szkoły , którą
wcześniej znałam trochę z obozów harcerskich , później jeszcze
M i przelotnie z każdym po trochu. Nie miałam na stałe swojej
zaprzyjaźnionej grupki, chłopaki w ogóle nie zwracali na mnie
uwagi , o ile czegoś nie potrzebowali . Wspólnego języka poza tym
co dotyczyło szkoły z nikim nie miałam. Żyłam czym innym ,
miałam zainteresowania odbiegające od innych ,co innego czytałam ,
nie umiałam nawiązywać kontaktów z rówieśnikami , nie byłam
też otwartą osobą jak moje przyjaciółki E,R i D i nie wierzyłam
we własne siły i możliwości. Trudno mi było się płynnie
wypowiadać i w ogóle prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Dopiero po
wielu lekcjach polskiego wywoływana do dyskusji przez profesora i
nagradzana dobrymi ocenami za wypowiedzi , przestałam bać się
wyrażać swoje zdanie na tematy związane z przedmiotem. Nadal byłam
z ludźmi , ale jako milczący obserwator , nie uczestnik. I podobnie
jak w podstawówce , jeśli ktoś chciał się wygadać wybierał na
słuchacza mnie. Większość uważała mnie za osobę nieprzystępną
i zarozumiałą. Bolało mnie to , ale przełamać się nie mogłam .
No i sama sobie narzuciłam tę dyscyplinę broniąc się przed
złością rodziców .Nie wiadomo co by się stało, gdybym tak
bardzo nie skupiła się na opanowaniu emocji. Nadal wszystko
„musiałam” . Siedziało to we mnie gdzieś głęboko i wciąż
dawało o sobie znać. Teraz skupiło się w dużej mierze właśnie
na nie dawaniu się ponosić emocjom. Wychodziło różnie w starciu
z rodzicami . W szkole działało.
Tak w ogóle to nie było źle. Aż tak
jak w podstawówce nie narzucano nam działalności poza lekcyjnej. Z
Harcerskiej Służby Polsce Socjalistycznej wypisałam się po
pierwszym półroczu. Nie miałam czasu na działalność ,zbyt dużo
było nauki i czytania , a poza tym moja drużyna , której byłam
przyboczną była nadal w szkole podstawowej . Terminy zbiórek
kolidowały z zajęciami w LO. Trochę z żalem , ale karierę w
harcerstwie zakończyłam. Podjęłam się za to prowadzenia
klasowej kroniki . Pomagały mi w tym D i R. Kiedy po latach udało
nam się do niej zajrzeć byłyśmy pod wrażeniem . Nie było
gotowych szablonów , naklejek , drukarki z mnóstwem czcionek na
każdą okazję , a nasza kronika błyszczała kolorami , była pełna
rysunków i ręcznych zapisków. Ile czasu i serca musiałyśmy w to
wkładać , R pisząc teksty, D rysując , a ja zdobiąc to wszystko
inicjałami i arabeskami ,przepisując pismem ozdobnym , czasem
gotykiem , czasem jakimś skomplikowanym wzorem , którego nazwy już
nie pamiętam. Notowałyśmy wszystkie zdarzenia od świąt szkolnych
i państwowych , po wyjazdy do kabaretu i operetki , wspólne wyjścia
do kina, szkolne zabawy imieniny dyrektora i wychowawcy , wykopki i
mnóstwo innych ważnych dla nas,uczniowskich spraw i wybryków.
Odkąd zajęłam się kroniką nikt na inne zajęcia mnie nie
namawiał. Innych uczniów także nie . Pozalekcyjnie udzielali się
tylko ci , którzy sami tego chcieli i potrafili się zorganizować.
Były kółka przedmiotowe, jakieś drużyny sportowe, szkolny teatr
i kabaret , ale przymusu nie było. Organizowaliśmy sobie za to
różne rajdy i biwaki. Albo klasa jako taka , albo we współpracy z
inną . Pamiętam kiedyś pojechaliśmy rowerami do Skorzęcina ,
zamieszkaliśmy w domkach kempingowych – nie pamiętam , kto je
wynajął a wychowawca zaprosił nas wszystkich na piwo. Ja
oczywiście znów się wygłupiłam , bo kierując się po części
swoimi zasadami , a po części chorobliwą wręcz awersją do piwa
odmówiłam. Wybrałam sobie jakieś pepsi czy też oranżadę. Tak ,
tak pepsi było już znane w Polsce i to nie tylko z Pewexu.
Sprzedawano je w barach i restauracjach jako napój nie zawsze
dostępny w ciągłej sprzedaży jak to dziś mówimy a więc
luksusowy. Klasa i profesor dziwnie na mnie patrzyli , ale ja się
namówić nie dałam. Głupio mi potem było, nikt tego pojąc nie
potrafił i znów podpadłam. Mądrzej byłoby wówczas się
przystosować i jednak to piwo z profesorem wypić . No , ale mając
dzisiejszy rozum pewnie bym tak zrobiła ale wtedy byłam
zakompleksiona a nie mądra i refleksje zwykle nachodziły mnie po
czasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz