Koniec końców klasę pierwszą
zakończyłam ze średnią ocen cztery , co było bardzo dobrym
wynikiem w naszej szkole , a w klasach profilowanych szczególnie. I
z pustką wokół siebie. Nie miałam bliższych znajomych ; moje
trzy przyjaciółki nawiązały nowe przyjaźnie i im poświęcały
więcej uwagi niż mnie. Znów byłam tylko milczącym obserwatorem .
Jeszcze w trakcie roku zrezygnowali z dalszej nauki , obok kilku
innych osób O i P z naszej starej paczki z podstawówki. Nie
sprostali zadaniom . Pozostał mi tylko kolega W , z którym nadal
się przyjaźniłam. W wakacje wymienialiśmy nawet listy. O czym już
nie pamiętam . Kilka lat temu odnalazła je jego matka ,o czym poinformowała mnie gdy kiedyś
przypadkiem spotkałyśmy się na ulicy ;nie chciała mi oddać ,
powiedziała tylko ,że ładnie pisałam i że listy przekaże W .
Ok. nie upierałam się , choć kontakt z W urwał nam się bardzo
dawno temu , krótko po tych pierwszych licealnych wakacjach .
Na wakacje wyjechałam do babci - jak
zwykle .Na wiosnę tego roku do babcinego domu
wprowadziła się kotka. Pokochałyśmy ją obie z babcią od razu .
Z listów od babci wiedziałam ,że się zadomowiła i została więc
doczekać się nie mogłam kiedy ją znów zobaczę , bo zawsze
bardzo lubiłam koty. O moim kocie muszę napisać , bo to było
zwierzątko wyjątkowe .
Pani Kubusiowa jak każdy szanujący
się kot lubiła chadzać własnymi drogami. Babcię wybrała sobie
sama. Po prostu pewnego dnia zjawiła się nie wiadomo skąd w
trakcie obiadu. W wiosenne południe wkroczyła do kuchni , stanęła
obok stołu i wyciągnęła pyszczek i łapkę jak gdyby chciała się
przywitać i poprosić o coś do jedzenia . Babcia pogłaskała ją ,
poczęstowała jakimiś smakowitymi kąskami , a Pani Kubusiowa
odwdzięczyła sie cichutkim mruczeniem i przytuleniem
wąsatego pyszczka do babcinych kolan.
Od tego dnia zjawiała się tak codziennie przy każdym posiłku, po
czym znikała na długie godziny. Po prostu kiedy siadano do stołu
otwierała sobie łapką drzwi i wkraczała do kuchni . Kiedy były
zamknięte na zamek wskakiwała od zewnątrz na okno i delikatnie
trącała łapką szybę ,żeby zwrócić na siebie uwagę.
Zamieszkała w babcinej kuchni na kilka lat, w kąciku pomiędzy
piecem kuchennym a skrzynką na drewno. Od początku przypuszczałyśmy
,ze musiała być jakąś kocią księżniczką , bo zachowywała się
jak prawdziwa księżniczka. Nigdy głośno nie miauczała ,nie
biegała , nie śpieszyła się , nie skakała, nawet kiedy mogła
dostać coś wyjątkowo pysznego do zjedzenia. Zwykle kroczyła wolno
i dystyngowanie unosząc wysoko pyszczek i prężąc w górę
puszysty ogon. Czasami siadywała na schodach i starannie czyściła
swoje futerko. A miała o co dbać.
Jej futerko miało wyjątkowy,
szarobłękitny kolor ,w tylko odrobinę ciemniejsze prążki i
miękkość aksamitu . Przyjemnie było ją głaskać i przytulać.
Kiedy zdarzyło jej się siedzieć w domu, wybierała sobie miejsce
na oknie pomiędzy doniczkami pelargonii i geranium . Przysiadała
tam tyłem do okna , i obserwowała co się dzieje w kuchni. Imię
„Pani Kubusiowa „ nadałam jej , krótko po tym jak z nami
zamieszkała , kiedy przyuważyłam ,że wybrała sobie męża . Jej
wybrankiem został kocur sąsiadki o imieniu Kuba. Było to ogromne
, upasione , biało – rude kocisko o pysku rozbójnika z którego
sterczały mu na boki wielkie sztywne wąsiska. Już samym wyglądem
wzbudzał respekt wśród okolicznych dachowców. Taki kot –
dresiarz , postrach wszystkich podwórek. Na sumieniu miał pewnie
niejedno kocie przestępstwo , bo co parę dni widywałyśmy go , a
to z naderwanym uchem , a to z jakąś raną na boku , a to z
wyrwanym kawałkiem futra itp. Kuba nie pozwalał żadnemu dachowcowi
wchodzić na swój teren . Siadywał zwykle na dachu chlewika i
obserwował, a kiedy ktoś naruszył jego terytorium zeskakiwał z
dachu i bezlitośnie gonił intruza aż do drogi i nie raz
poczęstował go pazurami. Na wołanie właścicielki „ kici, kici,
Kuba, jedzenie !” zeskakiwał z dachu , w biegu dopadał do miski
i pożerał jedzenie w wielkim pośpiechu. Tego draba śliczna ,
dystyngowana Pani Kubusiowa wybrała sobie za męża. Gdyby nosiła
pantofle , to Kuba byłby typowym pantoflarzem. Jej oczywiście nie
dotyczył zakaz wchodzenia na jego teren . Mogła się dowolnie po
nim przechadzać , płoszyć jego wróble a nawet podjadać z jego
miski. Nie zniżała się też do łapania myszy . Co rano Kuba
przynosił jej w zębach zdobycz i składał przed samym pyszczkiem.
Kubusiowa ocierała się o jego rozrośnięty kark , po czym
zabierała się do jedzenia , a Kuba z zawadiacką miną ruszał
upolować coś dla siebie.
Czasami przechadzali się razem: Kuba
przodem , Pani Kubusiowa za nim. Jego czasami roznosiła energia i
próbował biegać , ona jednak nieodmiennie kroczyła wolno i
dystyngowanie. Przywoływała go do porządku cichym miauczeniem . Na
jej miauknięcie Kuba wracał z powrotem i posłusznie szedł przed
nią o jedną długość kota. Któregoś roku ,na wiosnę Pani
Kubusiowa znikła i nie pokazała się przez kilka tygodni. Kubę
widywałyśmy jak zawsze na dachu. Tkwił tam zawzięcie całymi
dniami , a jej nie było. Nie przychodziła na wołanie i nie
zjawiała się na posiłki. Już myślałyśmy ,że nas opuściła,
albo coś się z nią stało. Aż któregoś dnia wróciła. Tak jak
pierwszego dnia wkroczyła wolno do kuchni i wyciągnęła pyszczek i
łapkę. Znów była z nami .Znikła jednak zaraz po zjedzeniu , ale
na następny posiłek znów przyszła. A za kilka dni zrobiła nam
niespodziankę: razem ze swoim Kubą przynieśli nam pod drzwi troje
maluchów: dwa szare i jednego biało – rudego podobnego do Kuby
jak dwie krople wody . Pani Kubusiowa została mamą. Kuba przysiadł
na schodach i pilnował żeby małym nie stała się krzywda ,gotów
każdej chwili rzucić się z pazurami w ich obronie a Pani Kubusiowa
pyszczkiem popychała swoje małe w moją i babci stronę , jakby
chciała powiedzieć „to są moje dzieci , pozwalam wam się z nimi
przywitać, prawda ,że są urocze?” Pani Kubusiowa i jej mąż
puchli z dumy w czasie tej prezentacji i jeszcze wyżej niz zwykle
unosili puszyste ogony. Potem zanieśli dzieci z powrotem na strych
chlewika, gdzie zamieszkały na następnych kilka miesięcy. Kiedy
trochę podrosły , zaczęły wychodzić na dach . Dwa przykładnie
siadywały na dachu obok dużego Kuby , czasami tylko wędrując w
zdłóż krawędzi dachu , trzeci nieustannie gdzieś myszkował i
zwiedzał całą okolicę , czasami zaglądał nawet do naszej
kuchni.
Wiosną 1980 roku babcia dostała
wylew i po kilku dniach zmarła. Kubusiowa siedziała skulona i
smutna w kąciku w kuchni , a potem znikła równie niepostrzeżenie
jak się pojawiła .Nikt na nią nie zwracał uwagi i nikt nie wie co
się z nią stało. Po prostu odeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz