Jakieś dwa tygodnie po rozpoczęciu
roku szkolnego , około 19.30 wracaliśmy po zakończeniu lekcji na
drugiej zmianie. W tamtych latach nie było jeszcze zmian czasu na
letni i zimowy więc we wrześniu o tej porze panowały już
ciemności. Latarni wzdłuż ulicy Armii Czerwonej , która
prowadziła do naszej szkoły było tylko kilka. I właśnie pod
najjaśniej święcącą latarnia, dokładnie na wprost komendy
milicji napadnięto na nas wracających we czworo ze szkoły. A
konkretnie to jakiś osiłek zaatakował naszego kolegę W. Rozbił
mu nos i wargi , przewrócił na ziemię , kopnął i zwiał. Dwie
nasze koleżanki widząc co się dzieje czym prędzej uciekły . Ja
zostałam , nie zdążyłam zareagować , bo wszystko działo się w
kilka sekund , ale zostałam. Pomogłam się W pozbierać i niczym
prawdziwa heroina poratowałam własną chustka do nosa – cenną ,
bo otrzymaną w prezencie od babci. Dobrze przynajmniej ,że miałam
przy sobie nieużywaną . W szkole zostaliśmy bohaterami , bo
oczywiście sprawa natychmiast miała ciąg dalszy . W opowiedział
rodzicom , ja zaledwie wspomniałam ojcu a za pięć minut już jego
i mój ojciec zgodnie szli na milicję zgłosić zajście. Milicja
oczywiście następnego dnia zjawiła się w szkole , zaprosili naszą
czwórkę na rozmowę do gabinetu dyrekcji, coś tam pytali,
spisywali , na koniec dostaliśmy surowy nakaz informowania , gdyby
znów się coś działo. Szkoła zatrzęsła się od plotek a jeszcze
tego samego dnia dostąpiliśmy zaszczytu przejechania się milicyjną
nyską popularnie zwaną przez społeczeństwo „suką” . Jakoś
tak około 17.00 zaczęła się kręcić w okolicy szkoły grupka
młodych ludzi , dość podejrzanie wyglądających i dość głośnych
. Po godzinie , akurat w chwili gdy kończyliśmy lekcje dyrektor sam
wezwał milicję . No a dzielni chłopcy w błękitnych kubraczkach z
„blondynkami” u boku uznali, że to na nas ,wczorajsze ofiary
rozboju się czai ta podejrzana zgraja i zaprosili do „suki „ w
celu odstawienia pod eskortą do domu. Skorzystaliśmy , a co? Nie
każdy miał okazję pojeździć sobie milicyjną suką , no chyba,ze
jakiś przestępca. Zgraja zwiała na sam widok radiowozu. Sensacja w
szkole i na osiedlu. Wyobrażam sobie co mogli myśleć sąsiedzi –
skoro odwozi nad do domu milicja to musieliśmy nie źle narozrabiać.
Sądzę jednak , że w takim małym mieście jak moje wieść o
napadzie na kolegę W rozeszła się lotem błyskawicy i każdy
zrozumiał sytuację, zwłaszcza, że W był synem znanego w mieście
prywaciarza . A wiadomo , prywaciarz to by ktoś. Jeszcze przez
kolejne 2 tygodnie wychodził po nas do szkoły albo mój ojciec,
albo starszy brat W . Potem spawa ucichła i została zapomniana ,
incydent się nie powtórzył więc i mój ojciec i brat kumpla też
zaprzestali eskortowania nas do domu. W podziękowaniu za to, że
nie opuściłam kolegi w potrzasku ,jego rodzice zaprosili mnie do
bardzo drogiej i prestiżowej restauracji hotelowej pod miastem, na
lody Melba. To było jedyne miejsce w okolicy , gdzie ten rodzaj
lodów wówczas serwowano. Tylko,że ja z tego frajdę miałam
wątpliwą , bo wszelkich kawiarni i restauracji nie znosiłam , źle
i niepewnie się w nich czułam , a poza tym nie wiedząc po co chcą
się ze mną widzieć rodzice W ( przyszedł po mnie , bo telefonu
my nie mieliśmy , a mieszkał w bloku obok, a o celu wizyty mówić
nie chciał , twierdząc ,że mają dla mnie jakąś niespodziankę)
wypadłam z domu tak jak stałam , w stroju stosownym do szkoły lub
na spacer w gronie rówieśników , a nie na wypad do drogiego
lokalu. Cóż było robić , ścierpiałam, nie dając nic po sobie
poznać. Od tego czasu moja matka i jego rodzice tym bardziej zaczęli
knuć swoje plany wobec nas. Bardzo mi się to nie podobało ,
aczkolwiek przynajmniej gdy chodzi o ojca W , on jeden był w tym
szczery i rzeczywiście mnie lubił. O jego żonie już tego
powiedzieć nie mogę , moje „coś mi mówi” podpowiadało mi
ostrożność. Niedługo potem , jakoś chyba w październiku
opowiedziałam o całej sprawie babci . O tym ,że rodzina snuje
plany na przyszłość również i wtedy babcia jak to miała w
zwyczaju , bez zbędnych słów i jak to sama określała "owijania w bawełnę " powiedziała mi co o tym myśli
potwierdzając tylko moje myśli. „Daj ty sobie dziewczyno z nimi
spokój, oni są prywaciarze, mają pieniądze a ty co ? Na początku
będzie wszystko ładnie pięknie , a przy jakiejś kłótni ci
powiedzą,że cię w jednej koszuli wzięli. Kolegować się możesz,
czemu nie , ale w rodzinę nie wchodź. Twoja mama powinna to
rozumieć , tata też .”No cóż, moja matka wielu rzeczy nie
chciała rozumieć , a ojciec się z tego wyśmiewał. O tym też
powiedziałam babci. „Ty też się wyśmiewaj , to najlepsze co
możesz zrobić” - takiej rady mi babcia udzieliła . Nie było mi
do śmiechu , ale przynajmniej wiedziałam ,że w dobrym kierunki idą
moje myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz