czwartek, 6 września 2012

Egzaminy


Druga połowa kwietnia przyniosła mi nowe, najcięższe jak dotąd doświadczenie. Wydawało mi się ,że jestem na coś takiego gotowa. Nie byłam. Któregoś popołudnia przyszedł telegram . Sąsiadka zawiadamiała, że babcia ma wylew. Ojciec odnawiał właśnie prawo jazdy , nie było go w domu. Matka wróciła tego dnia wcześniej. Gdy tylko ojciec wrócił z lekcji jazdy natychmiast wyruszyliśmy do Pińska . Tym razem wszyscy. Matka , ojciec i ja. Trudno powiedzieć dlaczego matka wybrała się tam z nami. Może dlatego,że akurat była w domu wcześnie - trzeźwa, może resztki sumienia przemówiły , a może tylko na pokaz.
Nienawidziła babci i wcześniej nie chciała utrzymywać z nią żadnych kontaktów. W roku 1980 pokonanie 90km nie było takie proste jak teraz. W niektóre miejsca jechało się kilka godzin z przesiadkami. Samochodu nie mieliśmy a ostatnie pociągi i autobusy w tamtym kierunku dawno już odjechały. Złapaliśmy tzw. okazję. Trafił się jakiś ciężarowy kamaz czy tatra . Dopisało nam szczęście. Jechał do Bydgoszczy. Po drodze musieliśmy wysiąść ale zostanie nam już tylko 6km. Resztę trasy pokonaliśmy zwyczajnie taksówką Ze względów bezpieczeństwa na razie nie przewieziono babci do szpitala. Na miejscu był już młodszy brat ojca z żoną. Z tego czasu w pamięci mam jedynie dwa krótkie obrazki. Jeden to taki , gdy siedzę obok babci na łóżku, trzymam ją za ręce a ona bardzo chce mi coś powiedzieć i nie może. Wylew sparaliżował ośrodki mowy . I drugi ,że w babcinej kuchni szykuję z ciotką jakieś kanapki z żółtym serem. Reszta , aż do dnia babci śmierci jawi mi się jako wielka , nieprzenikniona czarna dziura. Ilekroć myślałam o tym wszystkim później, było dokładnie tak samo. Do dziś nie pamiętam nawet jak i kiedy wróciliśmy do domu. Dlaczego ??? Nigdy nie powiedziałam o tym rodzicom , jeszcze byliby gotowi zrobić ze mnie jakąś wariatkę.
To wciąż jeszcze są czasy kiedy 1maja obchodzony jest hucznie i uroczyście, z pochodami i festynami dla klasy pracującej .
Po pochodzie rodzice gdzieś wyjechali , obiecali wrócić około 18.00. Spodziewałam się ,że 18.00 to raczej nie będzie . Trochę powtarzałam do matury , potem przyszedł Ka. Zamierzaliśmy pójść na spacer. Zanim wyszliśmy do drzwi zadzwoniła sąsiadka i poprosiła na mnie na górę do telefonu. Tak to funkcjonowało ; w naszym bloku telefon był jeden. W ważnych sprawach sąsiadka użyczała go sąsiadom . Tak było i tym razem.
Dzwonił brat ojca z wiadomością,że Babcia nie żyje. W jednej chwili jedyny element mojego świata dający mi jako takie poczucie bezpieczeństwa i oparcia przestał istnieć. Zbiegłam na dół , Ka o nic nie pytał , domyślił się co się stało. Przytulał mnie tylko i po prostu był .Rodzice nie wrócili o 18 jak obiecali. Wyszliśmy na ten spacer , bo w domu trudno mi było wytrzymać . Łatwiej było w przestrzeni . Kiedy wróciliśmy po 20.00 jeszcze ich nie było. Ka został ze mną aż do ich powrotu – prawie do północy.
Na pogrzebie nie płakałam ale i nie odezwałam sie nawet jednym słowem . To już pamiętam . Kiedy oglądam zdjęcia z pogrzebu patrzy z nich na mnie bardzo stara twarz - moja. Nie rozumiem , po co ludzie robią zdjęcia na pogrzebach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz