Do
rozdania świadectw trzy tygodnie, rok szkolny dla maturzystów
zakończony. Pozostało czekać na wyniki a tym co wybrali studia
wyższe przygotowywać się do kolejnych egzaminów . Ka dojeżdżał
do szkoły a ja dnie spędzałam sama. Trochę spotykałam się z
przyjaciółkami, omawiałyśmy minione egzaminy i plany dalszej
nauki i tworzyłyśmy sobie wizję przyszłości. Nie wielkie wtedy
miałyśmy marzenia. Skutecznie ograniczała nam je żelazna kurtyna
i ustrój. „Telewizor, meble, mały fiat „ skromne, spółdzielcze
M3 czyli dwa pokoje z kuchnią w bloku , 2-3 dzieci , praca ,
najlepiej ta wymarzona, wakacyjny wyjazd pod namiot …Właściwie to
nawet nie były marzenia , tylko prosty ,żeby nie powiedzieć
standardowy plan na życie. ..
Zaproszono
mnie na rozmowę kwalifikacyjną do studium medycznego. Pytali mnie o
dziwne rzeczy , jak mi się wtedy wydawało , ale przywykłam
przyjmować rzeczy takimi jakie są więc uznałam ,że w szkole
medycznej muszą być do czegoś potrzebne; czy lubię dzieci , czy
łatwo się denerwuję, dlaczego wybrałam te szkołę, czy umiem
pływać itp. Trochę się denerwowałam , kontakty z ludźmi nigdy
nie były moją mocną stroną. Zostałam przyjęta.
Popołudniami
spotykałam się z Ka. Ostatnio nawet matka go zaakceptowała ,
chociaż nie odpuściła ,żeby nie doszukać się w nim jakiejś
wady i mi czegoś złego o nim nie powiedzieć jak tylko Ka znikał
za drzwiami. Chyba nadal ją gryzło, że syn sąsiadów W wybrał
inaczej i posiadaczką auta marki polonez się nie stanę .
Przestałam się odcinać. Nie miałam już sił i nie widziałam
już sensu tracić czasu na durne dyskusje. Zakopałam się w książki
, odgrodziłam od świata drzwiami niby mojego pokoju i głośną
muzyką.
Rozdanie
świadectw i bal maturalny. Ojciec oburzał się ,że chcę iść ,że
niby żałoby nie szanuję , matka wrzeszczała na mnie i na niego,
że nie idę. W końcu zrezygnowałam , z żalem , ale rezygnowałam.
Otaczała mnie taka pustka ; nie miałam dokąd uciec, o co się
oprzeć , znaleźć jakiś stabilny punkt . Jaśniejszą stroną był
Ka . Jeździliśmy po okolicy i nadal obdarzaliśmy się
pieszczotami i wciąż jeszcze odkrywaliśmy siebie nawzajem. Sprawy
erotyczne mocno nas pociągały ku sobie. Równie mocno jak miłość.
Wciąż jednak byłam pełna obaw, że to nie może trwać . Mój
brak wiary w siebie i niepewność nie pozwalały mi beztrosko
cieszyć się tym uczuciem i wierzyć ,że może być i moim
udziałem. A moje „ coś mi mówi” w tej kwestii złośliwie
milczało
Czułam
,że muszę coś zrobić ,inaczej źle będzie ze mną. Byłam na
granicy histerii i dobrze o tym wiedziałam. Złych emocji zebrało
się już zbyt wiele. Kiedy Ka zaproponował wspólny wyjazd w
sierpniu na kilka dni, zgodziłam się od razu. Jeszcze nie wiedząc
jak to urządzę , ale postanowiłam ,że wyjadę. O tym ,żeby pytać
rodziców o zgodę nie było mowy. Wiedziałam dobrze,że jej nie
wyrażą ,skończy się to dla mnie awanturą i wyzwiskami. Nie
czułam się na siłach ,żeby znów brać w tym udział. Zupełnie
nie wiedziałam jak wypełnić sobie dwa długie miesiące wakacji...
Ka na lipiec zatrudnił się jak zwykle w zieleni miejskiej ,jak to
robił od lat , ja poszukałam pracy sezonowej w zakładach
elektronicznych . Poznałam całą linię produkcyjną , od składania
kartonów po kontrolę jakości , bo brygadziści kazali nam
zastępować tych ,którzy akurat mieli urlopy. Szybko przekonałam
się , że to nie jest praca dla mnie. Denerwował ośmiogodzinny
tryb od- do , z przerwami o określonych porach, na rękach dostałam
bąbli od lutownicy i szczypiec , nudziły śmiertelnie rozmowy
pracownic na tematy garnkowo- łóżkowo -chorobowe i narzekanie na
braki, na niskie płace i długi dzień pracy . Ale nawet sezonowym
płacili lepiej niż dobrze więc opłacało mi się wytrwać cały
miesiąc. Tego narzekania na wysokość pensji za nic zrozumieć nie
mogłam, zakład nawet jak na kryzys prosperował bardzo dobrze i
dobrze płacił. Ludzie marzyli żeby się w nim zatrudnić.
Wytrwałam . I tak zresztą nie miałam nic lepszego do roboty. Kiedy
odchodziłam kierownik proponował mi nawet stałe zatrudnienie .
Grzecznie podziękowałam wymawiając się kontynuacją nauki , ale
poczułam się mile pogłaskana.
Za
wypłatę kupiłam jakiś drobiazg dla Ka , odwiedziłam
przyjaciółkę z Torunia , z którą korespondowałam od klasy V
podstawówki , resztę przeznaczyłam na wyjazd pod namiot. W Toruniu
wpadłam na pomysł jak ten wyjazd zorganizować. Wtajemniczyłam w
mój plan J. Kochana kobieta zgodziła się mnie kryć. Ustaliłyśmy
wersję ,że jedziemy do jej babci , do Więcborka ,zabieramy namiot
i będziemy nocować w jej ogrodzie. Ten wymyślony projekt
przedłożyłam rodzicom do akceptacji po powrocie do domu.
Pozwolenie dostałam. Napisałam kartkę do J. ,że się udało i że
jedziemy z Ka.
Ojcu
jakimś cudem udało się podejrzeć co na tej kartce napisałam .
Nie miałam pojęcia,że wie , bo nic nie mówił. Dowiedziałam się
tego dopiero po powrocie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz