poniedziałek, 17 września 2012

Nic już nie było takie samo


Do rozdania świadectw trzy tygodnie, rok szkolny dla maturzystów zakończony. Pozostało czekać na wyniki a tym co wybrali studia wyższe przygotowywać się do kolejnych egzaminów . Ka dojeżdżał do szkoły a ja dnie spędzałam sama. Trochę spotykałam się z przyjaciółkami, omawiałyśmy minione egzaminy i plany dalszej nauki i tworzyłyśmy sobie wizję przyszłości. Nie wielkie wtedy miałyśmy marzenia. Skutecznie ograniczała nam je żelazna kurtyna i ustrój. „Telewizor, meble, mały fiat „ skromne, spółdzielcze M3 czyli dwa pokoje z kuchnią w bloku , 2-3 dzieci , praca , najlepiej ta wymarzona, wakacyjny wyjazd pod namiot …Właściwie to nawet nie były marzenia , tylko prosty ,żeby nie powiedzieć standardowy plan na życie. ..
Zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną do studium medycznego. Pytali mnie o dziwne rzeczy , jak mi się wtedy wydawało , ale przywykłam przyjmować rzeczy takimi jakie są więc uznałam ,że w szkole medycznej muszą być do czegoś potrzebne; czy lubię dzieci , czy łatwo się denerwuję, dlaczego wybrałam te szkołę, czy umiem pływać itp. Trochę się denerwowałam , kontakty z ludźmi nigdy nie były moją mocną stroną. Zostałam przyjęta.
Popołudniami spotykałam się z Ka. Ostatnio nawet matka go zaakceptowała , chociaż nie odpuściła ,żeby nie doszukać się w nim jakiejś wady i mi czegoś złego o nim nie powiedzieć jak tylko Ka znikał za drzwiami. Chyba nadal ją gryzło, że syn sąsiadów W wybrał inaczej i posiadaczką auta marki polonez się nie stanę . Przestałam się odcinać. Nie miałam już sił i nie widziałam już sensu tracić czasu na durne dyskusje. Zakopałam się w książki , odgrodziłam od świata drzwiami niby mojego pokoju i głośną muzyką.

Rozdanie świadectw i bal maturalny. Ojciec oburzał się ,że chcę iść ,że niby żałoby nie szanuję , matka wrzeszczała na mnie i na niego, że nie idę. W końcu zrezygnowałam , z żalem , ale rezygnowałam. Otaczała mnie taka pustka ; nie miałam dokąd uciec, o co się oprzeć , znaleźć jakiś stabilny punkt . Jaśniejszą stroną był Ka . Jeździliśmy po okolicy i nadal obdarzaliśmy się pieszczotami i wciąż jeszcze odkrywaliśmy siebie nawzajem. Sprawy erotyczne mocno nas pociągały ku sobie. Równie mocno jak miłość. Wciąż jednak byłam pełna obaw, że to nie może trwać . Mój brak wiary w siebie i niepewność nie pozwalały mi beztrosko cieszyć się tym uczuciem i wierzyć ,że może być i moim udziałem. A moje „ coś mi mówi” w tej kwestii złośliwie milczało
Czułam ,że muszę coś zrobić ,inaczej źle będzie ze mną. Byłam na granicy histerii i dobrze o tym wiedziałam. Złych emocji zebrało się już zbyt wiele. Kiedy Ka zaproponował wspólny wyjazd w sierpniu na kilka dni, zgodziłam się od razu. Jeszcze nie wiedząc jak to urządzę , ale postanowiłam ,że wyjadę. O tym ,żeby pytać rodziców o zgodę nie było mowy. Wiedziałam dobrze,że jej nie wyrażą ,skończy się to dla mnie awanturą i wyzwiskami. Nie czułam się na siłach ,żeby znów brać w tym udział. Zupełnie nie wiedziałam jak wypełnić sobie dwa długie miesiące wakacji... Ka na lipiec zatrudnił się jak zwykle w zieleni miejskiej ,jak to robił od lat , ja poszukałam pracy sezonowej w zakładach elektronicznych . Poznałam całą linię produkcyjną , od składania kartonów po kontrolę jakości , bo brygadziści kazali nam zastępować tych ,którzy akurat mieli urlopy. Szybko przekonałam się , że to nie jest praca dla mnie. Denerwował ośmiogodzinny tryb od- do , z przerwami o określonych porach, na rękach dostałam bąbli od lutownicy i szczypiec , nudziły śmiertelnie rozmowy pracownic na tematy garnkowo- łóżkowo -chorobowe i narzekanie na braki, na niskie płace i długi dzień pracy . Ale nawet sezonowym płacili lepiej niż dobrze więc opłacało mi się wytrwać cały miesiąc. Tego narzekania na wysokość pensji za nic zrozumieć nie mogłam, zakład nawet jak na kryzys prosperował bardzo dobrze i dobrze płacił. Ludzie marzyli żeby się w nim zatrudnić. Wytrwałam . I tak zresztą nie miałam nic lepszego do roboty. Kiedy odchodziłam kierownik proponował mi nawet stałe zatrudnienie . Grzecznie podziękowałam wymawiając się kontynuacją nauki , ale poczułam się mile pogłaskana.
Za wypłatę kupiłam jakiś drobiazg dla Ka , odwiedziłam przyjaciółkę z Torunia , z którą korespondowałam od klasy V podstawówki , resztę przeznaczyłam na wyjazd pod namiot. W Toruniu wpadłam na pomysł jak ten wyjazd zorganizować. Wtajemniczyłam w mój plan J. Kochana kobieta zgodziła się mnie kryć. Ustaliłyśmy wersję ,że jedziemy do jej babci , do Więcborka ,zabieramy namiot i będziemy nocować w jej ogrodzie. Ten wymyślony projekt przedłożyłam rodzicom do akceptacji po powrocie do domu. Pozwolenie dostałam. Napisałam kartkę do J. ,że się udało i że jedziemy z Ka.
Ojcu jakimś cudem udało się podejrzeć co na tej kartce napisałam . Nie miałam pojęcia,że wie , bo nic nie mówił. Dowiedziałam się tego dopiero po powrocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz