Zbliżał
się termin obrony prac. Przeczytałam ponownie wszystkie opracowania
, na podstawie których ją napisałam. Praca czekała już
przepisana na maszynie i oprawiona . Dwa egzemplarze w rękach
komisji, trzeci w moim biurku. Egzamin wyznaczono pod koniec maja na
16.30. Wychodząc , minęłam w drzwiach z matkę. Właśnie wracała
do domu , wyjątkowo wcześnie jak na nią i dziwnie przyjaźnie
usposobiona. Nawet zapytała mnie o samopoczucie przed egzaminem.
Odpowiedziałam ,że umiem i dam sobie radę bez problemu, w końcu
to mój ulubiony przedmiot . Oczywiście musiała mi dowalić.
A jak nie zdasz ? spytała. Nie ma jak to wsparcie ze strony
rodziny. „To obetnę łeb na łyso”- powiedziałam i
wyszłam trzaskając drzwiami i w tym momencie byłam gotowa to
zrobić.
Prac
maturalnych z historii miały bronić 4 osoby , w tym kolega ,
którego wszyscy w szkole uważali za lepszego a przynajmniej
równego mi w tym przedmiocie . Zdawaliśmy alfabetycznie, on
pierwszy , ja następna , potem jeszcze dwie dziewczyny z klas
ogólnych z francuskim. Trwało to dość długo , trzeba było
odpowiedzieć na 10 pytań , był czas na ich przygotowanie ,
dodatkowe pytania i rozmowę z komisją . W komisji był dyrektor,
dwoje profesorów uczących historii i wychowawca klasy jako
obserwator. . Kilka godzin wcześniej moja przyjaciółka E broniła
pracy z biologii z rewelacyjnym wynikiem o czym wychowawca zdążył
mi już powiedzieć zanim zaczął się egzamin. Wreszcie kolega M.
wyszedł , zadowolony z siebie i nic dziwnego , odpowiedział na
prawie wszystkie pytania ale jak wszyscy musiał czekać do końca
na ogłoszenie wyników. Moja kolej.
Profesor
uczący przeczytał temat pracy i regulamin. W komisji był jeden
profesor, którego bardzo nie lubiłam - były wychowawca Ka
,nazywany w szkole „Panem Od Prac Ręcznych” .Miałam z nim do
czynienia tylko kilka razy , kiedy przychodził na zastępstwa ale
polubić nie zdołałam i teraz to jego obecność sprawiła ,że
czułam tremę. To on zaczął zadawać pytania. Nie potrzeba mi było
czasu na przygotowania . Odpowiadałam natychmiast i wyczerpująco.
Szóste pytanie padło na temat rzadko w publikacjach poruszany,
zatrudniania przez polskich królów piratów i początki
powstawania portów wojennych. Odpowiedziałam bez zastanowienia i na
to , wymieniałam nazwiska i warunki umów. Ten nielubiany przeze
mnie Pan Od Prac Ręcznych pierwszy przerwał egzamin. „
proszę państwa , ja uważam ,że powinniśmy zakończyć egzamin
,tu już nie mamy o co pytać”. Nie powiem , na chwilę ,zrobiło
mi się ciemno przed oczami z przerażenia ; brak wiary we własne
siły robił ze mną co tylko chciał.. Dyrektor się z nim zgodził
gratulując od razu wiedzy , pozwolili mi wyjść. Wychowawca i
profesor historii dosłownie puchli z dumy .
Pozostało
czekać na wyniki. Następne dwie obrony trwały długo. W końcu
zawołali nas do sali na ogłoszenie . Pracę kolegi M. Ocenili na
bdd i jako wyczerpującą i spełniającą wymagania w zakresie
wiedzy na poziomie szkoły średniej. Moją na bdb i jako szeroko
wykraczającą poza zakres wiedzy wymagany w liceum o profilu
humanistycznym. Zdecydowanie słabiej wypadły dwie pozostałe.
Dyrektor
pogratulował mi po raz drugi , wychowawca i historyk również i z
radości obaj potraktowali nawet jakimś –„misiem” .Na kilka
dni stałam się legendą szkoły. Wszyscy mówili o tym jak to
rozłożyłam komisję egzaminacyjną i jak to chwalą mnie po
klasach profesorowie. Dziwnie się z tym czułam , po części nie
dowierzałam ,że chodzi o mnie. Paradoksalnie to kolega M. Robi
obecnie karierę naukową na uniwersytecie i jako w-ce dyrektor
muzeum archeologicznego. Kiedy wyszłam ze szkoły Ka siedział na
schodach przed szkołą. Czekał tak na mnie od dobrych dwóch
godzin. Rodziców w domu nie zastaliśmy. Dopiero późnym wieczorem
gdy wrócili matka podejrzliwie spoglądała na moją głowę i ni
to pytając ni stwierdzając rzuciła niepewnie jedno słowo „
zdałaś ?!” Zapewne spodziewała się zobaczyć mnie z łbem
ogolonym na łyso .
Czekał
mnie jeszcze jeden , ostatni już egzamin z PNOS-u i inne niż dotąd
wakacje. Pnos zdałam również na 5 jakieś dwa czy trzy dni
później. Jachu – profesor historii uśmiechał się do mnie przez
cały egzamin co wprawiało mnie w zakłopotanie ale na wynik jakoś
znacząco nie wpłynęło. Po egzaminie pogratulował raz jeszcze
historii. I tyle , kolejny etap mojego życia dobiegł końca. Odtąd
czekały inne wakacje a po nich inne obowiązki , inny styl nauki ,
w perspektywie praca i układanie sobie dorosłego życia. Zobaczyłam
nad sobą cień tej nowej odpowiedzialności. Perspektywy na
przyszłość nie zapowiadały się dobrze, kryzys postępował ,
ale wtedy wcale to do mnie nie docierało. Zaprzątały mnie
egzaminy i żałoba po babci. W raplutażu oprócz notatek o
przebiegu matur nie wiele więcej pisałam . Częściej pojawiało
się teraz słowo pustka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz