Kiedy zaczęły się
praktyki zajęcia bywały jeszcze dłuższe , a dyżury w szpitalu
ciężkie i wyczerpujące psychicznie. Trafiłam na oddział gdzie
były naprawdę poważne przypadki i dzieci wymagały nieustannej
opieki. Do nas praktykantek należały czynności pielęgnacyjne,
pomoc przy karmieniu i zabiegach pielęgniarskich i czuwanie nad
chorymi. Często oznaczało to , siedzenie przy łóżeczku i
trzymanie dzieci za rączki albo po prostu zabawa z nimi , jeśli ich
stan na to pozwalał. Pamiętam 10-letniego chłopca z białaczką .
Kilka kolejnych dyżurów przesiedziałam przy nim czytając mu
książki ze świadomością ,że następnego dnia mogę go nie
zobaczyć. Tego doświadczenia nie zapomnę nigdy. To był moment
kiedy byłam bardzo blisko sięgnięcia po papierosy. Jakoś jednak
przetrwałam bez nich , choć moje koleżanki z oddziału i personel,
a ja z nimi co przerwę biegłyśmy do palarni ,żeby tam
odreagować stres związany z pracą . One paliły , ja mówiłam
sobie , „ w następną przerwę” , a potem znów „w następną”
i udało się ; nigdy dotąd nie zapaliłam ani razu, nawet po to
żeby sprawdzić jak to jest .
Po tych dyżurach często
płakałam w pociągu, w drodze powrotnej .Ludzie dziwnie na mnie
patrzyli, Ka jeśli zdarzyło nam się wracać razem pocieszał ,
że to tylko praca . Oczywiście miał rację , ale wtedy nie umiałam
zdystansować się do tego co robię i
spokojnie patrzeć na
cierpiące i co gorsze nie rozumiejące swojego cierpienia dzieci.
O ile dyżury w szpitalu
były ciężkim doświadczeniem i dawały nam nie złą szkołę
życia , o tyle pozostałe praktyki przebiegały spokojnie a często
i na wesoło.
Starsze higienistki i
siostry przełożone wysyłały nas często do kolejek w celu nabycia
poszukiwanych dóbr w postaci kawy, herbaty czy szamponu Familijnego.
Oczywiste było,ze i my na tym korzystałyśmy i robiłyśmy zakupy
dla siebie. Śmiałyśmy się ,że dawniej majster wysyłał ucznia
po piwo , a dziś do kolejki . Ja jednak wolałam normalne zajęcia
związane z nauką zawodu . Moje zakodowane od dziecka „muszę „
domagało się poznania i nauczenia jak najwięcej . Skutkowało to
dobrymi opiniami i ocenami w indeksie i jakimś tam zasobem wiedzy
praktycznej , którą sobie przyswajałam, całkiem pokaźnym zasobem
jak się okaże kiedy już obejmę swoje obowiązki samodzielnie.
Metodyka nauki zawodów była w tamtym czasie bardzo dobrze
opracowana i prowadzona. Szkoda, że w naszej nowej epoce szkolnictwo
zawodowe podupadło i jest traktowane jak przysłowiowe piąte koło
u wozu.
Szybko okazało się ,że
mam dobry kontakt z dziećmi , dogadywałam się z nimi i lgnęły do
mnie . Kiedy przyjeżdżałam na praktykę natychmiast otaczała mnie
cała gromadka. Jeśli przełożona nie dała mi innego zajęcia
bawiłam się z nimi a nawet pomagałam w odrabianiu lekcji. Już
teraz na początku nauki zaczęłam lubić tę pracę i myśleć ,że
to nie był zły wybór.
Pierwsze ,
kwartalne,kolokwia zaliczyłam w całości na bardzo dobre, nawet u
doktora B,naszej medycznej sławy.
Podjęłam się
prowadzenia kroniki naszego wydziału. Nikt nie chciał się tym
zająć, choć opiekunka roku o to prosiła wielokrotnie. Co to dla
mnie humanistki , wprawionej na kronice licealnej , uznawanej za
jedną z ciekawszych w historii szkoły. Zgodziłam się . Oprócz
wpisów , których wymagała powaga świąt państwowych i
uroczystości szkolnych przekształciłam ją w komiks , którego
bohaterkami są trzy uczennice studium , kropelka krwi i serduszko.
Powszechnie znane dziś maskotki serduszka w rękawicach bokserskich
i trampkach oraz uśmiechnięta przyjaźnie kropelka krwi -
traktowana prawie jak logo PCK ,
to mój pomysł ( jako
firma dostaliśmy taką od miejscowego oddziału w podziękowaniu za
wsparcie upominkami jakiejś „pecekowskiej „imprezy kilkanaście
lat temu).Podejrzewam ,że rozpropagował je i puścił na szerokie
wody właśnie doktor B , o którym wspominałam , bo bardzo mu się
ten mój pomysł spodobał i uznał ,że jest to najlepiej prowadzona
kronika w historii studium .Chwalił
mnie za nią przy każdej
okazji i postarał się nawet,że jakąś drobną nagrodę dostałam
na koniec. Może powinnam się upomnieć o prawa autorskie ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz