Chwilowo na nasze najbliższe plany
składa się wybór dalszej nauki . Dla Ka jest oczywiste,że zdaje
na politechnikę , żeby studiować swoją ukochaną dziedzinę
wiedzy czyli elektronikę. Ja wciąż jeszcze żyję marzeniem o
studiach historycznych , pracy w muzeum lub na uczelni i pisaniu.
Mama Ka wspierała go w jego planach , moi rodzice dzień po dniu ,
godzina po godzinie wybijali mi to z głowy. Koronny argument to nie
dasz sobie rady , wylecisz ze studiów, przyniesiesz nam wstyd i od
niedawna nowość : „przecież nie możesz sama mieszkać w
Poznaniu” . A niby dlaczego nie – skoro inni mogą ? Zadałam to
pytanie , ale jak nie trudno się domyślić rozsądnej odpowiedzi
nie otrzymałam tylko „ bo jak to wygląda żeby ś sama mieszkała
, a akademika nie dostaniesz, bo za dużo zarabiamy „ Pewnie był
i ciąg dalszy w rodzaju „ a skąd wiadomo,że nie dostanę „
jednak nie jest to istotne.. Rozumiem jeszcze podejście matki ,
edukację skończyła na wieczorowym liceum bez matury , ale ojciec
chociaż z powodu choroby nie podjął studiów ,skończył jednak
szkołę średnią techniczną , pozostał do końca życia otwarty
na wiedzę , zgłębiał wszelkie tematy do jakich tylko znalazł
dostęp, sam , bez pomocy lektora nauczył się języka hiszpańskiego
, dużo czytał...
Jego postawy nie potrafiłam i nie
potrafię sobie wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób. Wtedy w
ogóle nie wiedziałam co o tym myśleć i na czym właściwie
stoję tym bardziej ,że po chwilowym spadku nadal miałam średnią
4 i to tylko z powodu biologii, chemi i matematyki. Nawet fizykę
ambitnie wyciągnęłam na 4. Nie bez pomocy Ka , ale w końcu nawet
do mnie humanistki docierają prawa fizyczne.
Ka pod względem wsparcia ze strony
mamy był w porównaniu ze mną w sytuacji komfortowej. Podtrzymywał
mnie w moich planach , ale mimo to powoli traciłam wiarę w swoje
możliwości i zaczęłam chwiać się w postanowieniach. Nie żebym
straciła zapał do nauki czy przestało mnie to interesować. Po
prostu dłużej nie dałam rady .
Moje uczucia do Ka rosły z dnia na
dzień. Jego do mnie również. Wyczuwałam to , z każdym dniem
nabierałam pewności ,że tak jest , a jednak ani on ani ja nie
umieliśmy, albo nie śmieliśmy tego nazwać , a tym bardziej
powiedzieć sobie głośno, że się kochamy. Szukaliśmy swojej
bliskości, ale mówić o tym jakoś nam się nie udawało . Ka,
kiedyś nieco później powie mi, że odezwał się do mnie i
ośmielił się ze mną umówić tylko dlatego ,że wydałam mu się
jeszcze bardziej nieśmiała niż on sam. Nie zauważam nigdy ,
żeby Ka był nieśmiały , ale kto wie ? Może istotnie on tak
się czuł?
Już po jego studniówce zdarzyło nam
się kilka sytuacji , kiedy zauważyłam ,że Ka chce mi coś
powiedzieć , jednak w ostatniej chwili rezygnuje .
Ja kocham Ka już od kilku miesięcy i
cierpię , bo przecież zgodnie z obowiązującym wtedy nie pisanym
prawem to chłopak powinien zrobić pierwszy krok.
Ostatnie 100 dni przed maturą Ka
minęło bardzo szybko jak to bywa zazwyczaj przed ważnymi
wydarzeniami. Pisemne zdał bez większych problemów. W dniu
egzaminu reszta uczniów miała wolne. Tak było w naszym liceum
zawsze. Obie z moją przyjaciółką R czekałyśmy rano przed i
drugi raz później, po egzaminach przed budynkiem szkoły na
naszych mężczyzn. Kilkoro innych podobnie. Licealnych par w
naszych rocznikach było więcej. Niektóre koleżanki trochę nam
tego zazdrościły.
Rocznik sześćdziesiąty ma fantazję
i polot . Na pierwszy egzamin klasa mat-fiz przyjechała z fasonem,
żółtą jak jajo syreną kolegi P. Zmieściła się w niej równo
połowa klasy czyli 14 osób.
W dwa tygodnie później Ka bronił
pracy z fizyki i zajęć praktyczno – technicznych razem.
Wykonał jakieś super urządzenie elektroniczne za pomocą którego
można było słuchać muzyki , gasić zdalnie światło , używać
jako budzika i nie pamiętam co jeszcze. Funkcji miało co najmniej
kilka.
I przyszedł dzień kiedy wszystko
pojaśniało i nabrało nowego wymiaru. Wyznaliśmy sobie miłość ,
popierając wyznanie gorącym pocałunkiem , w biały dzień , na
środku chodnika, na oczach sąsiadów i przechodniów. Nie wiele nas
obchodziło co sobie myślą . Była to zresztą jedna z nielicznych
,naszych publicznych demonstracji uczuć .
Następnego dnia rano , zanim jeszcze
wyszłam do szkoły Ka przyniósł mi duży bukiet ogródkowych
kwiatów. Wolałam nie pytać skąd je wziął – wiedziałam ,że
działki przecież nie uprawia. Mój raplutaż puchnie od
nagromadzonych emocji i niezliczonych napisów "Ka", a
moje „ coś mi mówi „ w końcu przemówiło i podszeptywało ,
że to trwałe i mocne uczucie a ja myślałam sobie ,że dla
takiej świadomości jestem w stanie zrobić wszystko . Chyba po raz
pierwszy w moim niespełna 19-letnim życiu opanował mnie spokój
. Małymi kroczkami nadchodziły dobre dni , wielkimi wakacje .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz