wtorek, 28 sierpnia 2012

Brać żakowska bawić się zwykła


Kiedy już ostatecznie zrezygnowałam ze studiów , postanowiłam nie zdawać egzaminu z historii tylko napisać pracę. Sytuacja dla mnie wymarzona , bo pisanie zawsze wychodziło mi zdecydowanie lepiej . Wybrałam trudny i rozległy temat polskiej polityki morskiej od X do XVIII wieku. Profesor historii dał nam , piszącym pracę wolny wybór co do tematu. Mieliśmy sami wybrać , opracować i obronić. Przeczytanie jedna po drugiej 6 publikacji naukowych i 3 opracowań popularno -naukowych oraz zapisanie 107 stron papieru kancelaryjnego zajęło mi dwa tygodnie ferii zimowych . Przepisanie pracy na czysto trzy kolejne popołudnia . Profesor historii – wspomniany przeze mnie Jachu , który przejął teraz naszą klasę poprawił mi jedna literę - któreś zdanie zaczęłam z małej.
Po czym z komentarzem   jestem pod wrażeniem- zaakceptował . W maju obrona , ale to już będzie formalność.
Nie pamiętam jak przebiegły Święta i Nowy Rok . Babcia spędzała zimę u braci ojca . Wymieniłyśmy się więc tylko kartkami , listami i drobnymi upominkami. Mniej więcej na początku roku po raz pierwszy ogłoszono w kraju sławetny 21 stopień zasilania. Znaczyło to , ze co kilka dni , w określonych godzinach będą wyłączać prąd . Ludziom pozostało zaopatrzyć się zapas baterii do latarek i świec. Towarem pożądanym stały się więc także świece i baterie. Wyłączano . Nie jedna rodzina powiększyła się dzięki temu , bo coś wieczorami robić trzeba było . Koniec końców 21 stopień zasilania dobrze wpłynął jedynie na politykę demograficzną Kraju. Przyrost naturalny rósł.

A tymczasem … „Jako ,że na 100 dni przed wiktoryją lubo tez klęską całkowitą brać żakowska bawić się zwykła , przeto wierzeje naszego przesławnego liceonu przed wami otwieramy i na jadło , a igry wszelkie radzi prosim” .
Mniej – więcej tej stylizowanej na staropolską treści zaproszenia otrzymał każdy żak rocznik 1961. Ale zanim brać żakowska bawić się zacznie musi się do tego dobrze przygotować. Zgodnie z tradycją naszej szkoły na czas studniówki sale lekcyjne dostawały nowy wystrój. Nie było to łatwe zadanie, bo dekoracja musiała coś obrazować . Klasy rywalizowały ze sobą , która zrobi to ciekawiej i lepiej , ogłaszano też konkurs na najlepszą dekorację, za który nagrodą były torty. Ktoś rzucił hasło pod kątem profilu , reszta podchwyciła i po dwóch dniach ciężkiej harówki , z pomocą kilku ojców nasza klasa zmieniła się w chatę z –„Wesela” Wyspiańskiego., z prawdziwą słomianą strzechą, chochołami i lalkami postaci z –„Wesela”, które jakimś cudem udało się nam wypożyczyć z teatru. Lalki miały naturalną wielkość człowieka . Wylosowaliśmy też dekorowanie pracowni chemicznej , w której zazwyczaj bawiło się grono profesorskie i rodzice. Pracownię chemiczną przerobiliśmy w dziedziniec średniowiecznego zamku , a zapach chemikaliów udało nam się zabić żywymi świerkami , których 6 sztuk dostarczył nam ojciec D., pracujący w nadleśnictwie. Wszyscy: i nauczyciele i uczniowie byli zdania ,że nasza –„Chata z Wesela ” wygra konkurs. Była jeszcze chata rybacka , którą klasa biol -chem nazwała „Rybakówką” , galeria obrazów , jakaś plaża ,siedziba jaskiniowców i nie pamiętam już co więcej .Jako klasie w 90% żeńskiej, wolno nam zaprosić kogo chcemy , ale za aprobatą wychowawcy . Oczywiście zaprosiłam Ka . Jako były uczeń szkoły został zaakceptowany bez żadnych pytań wychowawcy , co w kilku innych przypadkach miało miejsce .
Dziewczyny jak to dziewczyny – prawie od początku roku szkolnego zawzięcie dyskutowały o kreacjach , bo jakże mogło być inaczej. Rodzaj żeński nigdy nie był inny - za czasów siermiężnego ustroju socjalistycznego również Kryzys i braki w zaopatrzeniu ale jak tu nie ubrać się na studniówkę ? Kombinowałyśmy materiały , wymyślałyśmy kroje i ozdoby. Moje przyjaciółki i ja – choć z umiarem również. Pomysłów nam nie brakowało , choć obowiązujące w szkole zasady ograniczały nam polot i wyobraźnie do granatowo lub czarno- białych kolorów i dwóch długości spódnic . Maxi i midi. Mini odpadało. E. wymyśliła sobie klasyczną , bluzkę koszulową i prostą spódnicę z rozcięciem do pół uda – bardzo wtedy modne fasony , R. styl pensjonarski , spódnicę 5cm nad kostkę i wiązaną pod szyją bluzkę , D. styl rodem z opery  Carmen   , a ja poszerzaną do dołu , długa do ziemi spódnicę i bluzkę z bufkami , stójką i naszytym w poprzek obojczyka angielskim haftem w stylu z czasów zatonięcia Titanica. Moja krawcowa wywiązała się z zadania wprost rewelacyjnie .Wyglądałam w tym stroju prawie jak moja własna babcia , w czasach kiedy pracowała w majątku jako panna do towarzystwa dziedziczki. Brakowało mi tylko stylowego koczka na głowie , bo włosy obcięłam na krótko tuż przed 18-tymi urodzinami. Ka kreacją się nie pochwaliłam Na mój widok nie krył podziwu. Kiedy wchodziliśmy na salę mój mężczyzna ubrany w strój wieczorowy natychmiast ściągnął na siebie uwagę i zazdrosne spojrzenia większości moich koleżanek. Chyba dopiero teraz dostrzegły, że nie jest taki nieatrakcyjny jak myślały. Puchłam w oczach z zadowolenia.
Konkurs na dekorację wygrała klasa biol-chem ,ze swoją chatą rybacką. Daleko im do naszej z   Wesela   ale wtedy nawet szkołą średnią rządziły układy . Do ich klasy chodziła córka komendantki policji , osoby najważniejszej w mieście zaraz po naczelniku gminy i I sekretarzu . My zajęliśmy II miejsce i dostaliśmy specjalne wyróżnienie za pracownię chemiczną , choć pracownia zawsze była poza konkursami . Jak nam powiedziano , bo po raz pierwszy w historii szkoły w zabawie nie przeszkadzał zapach środków chemicznych.
Po północy zabawa przeniosła się z auli do klas. Na auli nadal grał zespól z jednostki wojskowej , w klasach magnetofony z muzyką bliższą naszemu pokoleniu. Nie pamiętam już jak to się odbyło logistycznie , ale w czasach braków w zaopatrzeniu i braku szkolnej kuchni stoły uginały się od jedzenia . Przygotowanie wystawnego przyjęcia dla pond dwóch setek ludzi to nawet dziś nie takie proste zadanie .
Z magnetofonu „Miełodia 'taśm Stilonu – Gorzów i tonsilowskich kolumn płynęły spokojne ballady rockowe ,pary tańczyły przytulone do siebie albo
znikały w co ciemniejszych zakamarkach dekoracji. My także wybraliśmy sobie zaciszny kąt za chochołem, ale tylko po to ,żeby się na chwilę przytulić , potrzymać za ręce, porozmawiać przez moment w spokoju. Swoim zwyczajem nie obnosiliśmy się z naszą miłością . Teraz wiem ,ze to miało swój sens i swoją moc , ale wtedy trochę mi tego uzewnętrznienia brakowało , zwłaszcza, że większość tak właśnie się zachowywała . Ludzie się kochali więc świat musiał to zobaczyć na własne oczy. Trudno stwierdzić co było tego przyczyną , być może ludzie w tej szaro – burej codzienności w ten sposób próbowali nadać życiu trochę barw?
Bawiliśmy się cudownie , przekonani jak wszyscy młodzi ludzie u progu dorosłości , że świat rzucimy do swoich stóp i zdobędziemy szczyty . Ta radosna wiara udzieliła się i mnie , choć moje „coś mi mówi „ szeptało mi coś o złotym środku .
Obecność ojca tym razem mi nie przeszkadzała . I tak zresztą siedział w pracowni chemicznej razem z profesorami i resztą komitetu rodzicielskiego . Kiedy chodziłam do szkoły były komitety rodzicielskie . Rady szkół wymyślono dopiero po transformacji ustrojowej. Przypuszczam ,że na podobnej zasadzie jak zmiana nazewnictwa ulic ; wszystko co pochodziło z historycznego ustroju miało zniknąć i zostać zapomniane.
Zabawa , jak wszystkie szkolne bale zakończyła się o 6 rano wspólnym pójściem na Mszę św. do Fary . Przysypialiśmy siedząc w ostatnich ławkach zamiast słuchać Słowa Bożego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz