środa, 27 czerwca 2012

Lato rozmów, książek i grzybów cd


Tego lata mieliśmy grzybową klęskę urodzaju. Zaczęło się wcześnie , bo już na początku sierpnia. Jak co roku do babci zjechała się rodzinka ,żeby pomóc w zwózce drewna na opal , zrobienia zapasu węgla , wykonania  mniejszych i większych niezbędnych  remontów i td. Przyjechał mój ojciec , wujek Bronisław – jak zawsze sami i wujek Maurycy z żoną i synem . Było gromadnie i wesoło.
Kiedyś się nad tym nie zastanawiałam , ale jak sobie teraz o tym pomyślę , to nie mogę oprzeć się przekonaniu, że chyba tylko jeden wujek Maurycy dobrze trafił gdy chodzi o małżeństwo. Mój ojciec ; wiadomo . Wujek Bronisław – trudno mi powiedzieć , zbyt mało miałam okazji widzieć ich razem ale wiem jedno : żona rzadko z nim przyjeżdżała , rzadko też pozwalała mu zabierać do babci córkę . Właściwie z tą rodziną prawie nie było kontaktu. Wujek Maurycy przyjeżdżał najczęściej z żoną , potem z żoną i synem. Rozmawiając , strasznie do siebie krzyczeli – ktoś nie zorientowany mógłby pomyśleć ,że się kłócą , ale okazywali sobie przywiązanie. Przytulali się do siebie , chwytali za ręce , a w nocy,  a często i rano żelazne łóżko stojące w pokoju na babcinym strychu trzeszczało . Babcia komentowała to niby oburzona „ stare konie nie mają co robić tylko kulają się po łóżku, zarwie się niedługo ” , ale widziałam w kącikach jej ust akceptujący uśmiech..A ich miejskie , blokowe mieszkanie emanowało bardzo przyjazną aurą , świadczącą o tym ,że w domu panuje harmonia i miłość. 
A wracając do grzybów , to gdy tylko wieść po wsi się rozniosła ,że już są , jak na zapalonych grzybiarzy przystało zrobiliśmy kilka wypadów , przynosząc po sporym koszyku. Po kilku dniach okazało się, że jeden koszyk nie wystarcza , trzeba wziąć dwa i to duże. Po następnych kilku do lasu ojciec i wujkowie zaczęli jeździć trabantem wujka Bronisława i uzbierane kosze wysypywać wprost do bagażnika i wanny, która ustawili na tylnym siedzeniu. A babcia, ciocia , kuzyn i ja siedzieliśmy na ogródkowej ławeczce i obierałyśmy to wszystko , segregowałyśmy na te do zaprawy, i do suszenia. Co wieczór też mieliśmy pyszną kolację , albo grzyby smażone w śmietanie , albo panierowane sowy (kanie) , które w ogromnych ilościach rosły nawet w parku . Opychaliśmy się grzybami bez opamiętania , a babcia stwierdziła,że już na patelnię patrzeć nie może ale następnego dnia sowy znów smażyła. Strych i szopka na drewno zarzucone były suszącymi się grzybami. A zbieraliśmy tylko najszlachetniejsze : prawdziwki, kozaki i czarne łebki. Było też trochę maślaków i kurek. Do domu oprócz walizki z rzeczami przywiozłam też ogromny karton słoików z grzybami smażonymi i marynowanymi , wielki worek suszonych i drugi karton ze słoikami pełnymi kompotów ,soków i galaretek z malin , jagód i jeżyn . Jak nie trudno się domyślić krzty entuzjazmu ze strony matki i choćby najmniejszej pochwały się za to nie doczekałam.
Wakacje u babci zawsze pozwalały mi odetchnąć od awantur i poniżeń. Babcia była bardzo mądrą osobą. Tego roku rozmawiałyśmy o wiele częściej i dłużej niż zwykle ,przy wspólnej pracy w ogrodzie , chodzeniu do lasu na jagody i grzyby , zbieraniu ziół , wyjazdach do kościoła i po skromne zakupy , nadal uczyła mnie (od 10 roku życia) szyć , gotować , prowadzić dom. Jakoś tak w codziennych drobiazgach przekazywała wiedzę o życiu , jakby chciała ze wszystkim zdążyć nim odejdzie. Poza tym pozwała mi robić co tylko chcę; pisać , pracować w lesie przy wycince czeremchy , spotykać się z koleżankami itd.
Raplutaż oczywiście zabierałam ze sobą ( klucz od szafki również ). Babcia do raplutaża nie chciała zaglądać , szanowała moje tajemnice a zresztą i tak wiedziała o wszystkim z moich listów . O Ka powiedziałam jej zaraz po przywitaniu. Patrzyła chwilę na zdjęcie i zaakceptowała słowami " ten chłopak mi się podoba , trzymaj się go". Dziś żałuję dwóch rzeczy; tego ,że nie zdążyłam jej przedstawić Ka osobiście i nie spisywałam jej opowieści. Przed wyjazdem do domu, babcia obdarowała mnie ponad trzystuletnim starodrukiem . Książka już wówczas od ponad 150 lat była własnością naszej rodziny , przekazywana z pokolenia na pokolenie . Nie mogłam dostać wspanialszego prezentu..  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz