środa, 13 czerwca 2012

Zabawa , zabawa


Jeśli chodzi o wyniki w nauce to rok 1977/78 okaże się dla mnie najlepszy. Uczę się przedmiotów humanistycznych , na ścisłych skupiam się tylko o tyle , żeby nie mięć dwój względnie wtedy, gdy mnie jakiś konkretny temat zainteresuje . Uchodzi mi to jak każdemu, kto ma i zgłębia jakieś swoje pasje. Domowy horror trwa. Pod tym względem nic się nie zmienia. Długie godziny spędzam w niby swoim pokoju słuchając
Okudżawy i Wysockiego ( dotąd lubię te ballady). Bywa ,że wychodzę z pokoju tylko do szkoły , na posiłki i do toalety.To trwa całe miesiące. Rzadko ktoś mnie odwiedza, a ja sama nie zapraszam ,żeby nikt nie byl świadkiem tego co się u nas dzieje. Umawiać się na randki nie mam z kim. Tęsknię do towarzystwa rówieśników , brak mi bliskiej osoby , a zarazem coraz bardziej się od wszystkich odsuwam. W szkole zawzięcie dyskutuję na tematy intelektualne i łapię każda okazję wyrwania się z domu , obojętnie czy jest to szkolna , wycieczka, wyjazd do opery , seans filmowy itp. .I na tym w zasadzie kończą się wszelkie pozytywy w moim życiu. Mniej - więcej rok wcześniej zaczyna mi się dawać we znaki mój temperament , że tak to określę , a mówiąc trywialnie, potrzebny mi chłop. Wcześnie , ale tak mnie urządziła natura. Nikt nie mówi mi jak przebiega proces dojrzewania , czym może się objawiać i co z sobą niesie . W wieku 12 lat sięgam wprawdzie po ściśle medyczną książkę ale czegoś jednak w niej brak. Może i dobrze , bo nikt nie zakoduje mi negatywnych opinii i żadnych w związku z tym oporów nigdy nie mam , ale za to dowiaduję się znacznie więcej niż osoba w wieku 12-13 lat na ten temat wiedzieć powinna. Nic dziwnego więc ,że i w tym temacie szybko uczę się radzić sobie sama.
Ten okres swojej młodości wspominam jak najgorzej .
Gdyby nie korespondencja z babcią , jeszcze dziś osobą w moim życiu najważniejszą , nie wiem jak udało by mi się przetrwać i nie zrobić jakiegoś głupstwa. Czuję się bardzo samotnie . Nie potrafię nawiązać z nikim kontaktu. Niewielu zresztą go ze mną szuka. Najbliższy kolega-sąsiad , jak pisałam wybrał seminarium , gdzie spędził 1,5 roku po czym na długie lata słuch po nim zaginął. Moje życie codzienne dalej toczyło się pomiędzy nauką, czytaniem książek , pisaniem i wyszywaniem , za szczelnie zamkniętymi drzwiami niby mojego pokoju . Wszystko to razem nie ułatwiało mi życia. Moje dotychczasowe kontakty męsko -damskie kończą się na kilku spotkaniach z chłopakiem z technikum elektronicznego , poznanym na jakiejś zabawie , na którą jako szkoła zdecydowanie żeńska bywaliśmy zapraszani. Nic szczególnego; pokręciliśmy się kilka razy po mieście i parku, pogadaliśmy , raz wybraliśmy do kina i było – minęło. Randkę w kinie popsuła mi matka, bo oczywiście musiała przyjść sprawdzić czy jestem i co robię. Wyciągnęła mnie z seansu, pod hasłem ,że zapomniała kluczy od domu. Dałam jej te klucze , ale co się wstydu najadłam , to moje i nikt mi nie zdejmie. I było mi przykro. Podejrzewam ,że wszyscy tam siedzący mieli ze mnie nie zły ubaw.

Zabawa andrzejkowa zapowiadała mi się z góry fatalnie . Ojciec był w komitecie rodzicielskim , uczestniczył w organizacji i był też obecny na zabawie. Szanse na dobry ubaw zerowe. Nastawiłam się na siedzenie pod ścianą ( po raz kolejny) .Nie byłam typem dziewczyny , do której faceci ustawiają się w kolejce i jeszcze ta kontrola nade mną...
Jako ludzie „światowi” urządziliśmy z okazji Andrzejek dyskotekę, bo przecież to znacznie ciekawsze niż zwyczajna andrzejkowa zabawa. Za aprobatą wychowawcy do klasy wniesiono iluminofonię czyli podłączane pod źródło muzyki migające kolorowe żarówki.
Do klasy , bo wtedy wszelkie imprezy taneczne urządzało się w klasach . Przestawiało się stoły i krzesła, zawieszało trochę dekoracji z krepy i baloników i tancbuda była gotowa w kilkanaście minut. Wielkich wymagań nie miewaliśmy. Wystarczyła nam muzyka i jakieś pomieszczenie .

Tym razem muzykę mamy ze szpulowego magnetofonu "mełodia" produkcji ZSRR , mojego zresztą i taśm Stilonu Gorzów przyniesionych przez kolegów. Zaprosiliśmy chłopaków z III mat-fiz, bo naszych czterech z pewnością nie sprostało by zadaniu - najlepszej gdy chodzi o naukę i osiągnięcia, klasy w szkole, z bardzo wysoką średnią ocen i stawianej innym za wzór.
Wtedy nie bardzo orientowałam się w sytuacji , jako osobę snującą się gdzieś pomiędzy – nie wtajemniczono mnie w szczegóły . Jakąś pantoflową pocztą rozeszło się, że ktoś się komuś podoba , ktoś , kogoś chciałby poznać i stąd taki a nie inny wybór partnerów do tańca. Żyłam tak sobie w błogiej nieświadomości do niedawna , a konkretnie do „pikniku u Sienkiewicza „ który miał miejsce kilka lat temu z okazji jubileuszu szkoły . Dopiero wtedy dowiedziałam się od moich przyjaciółek ,że to było ukartowane . Jedno musiałam sprostować , nie chodziło między innymi o mnie tylko o E , aż takiej pozycji w klasie to ja nie miałam ,żeby ktoś brał pod uwagę moje sympatie. Wtedy nie rozmawiałam zresztą z koleżankami o tym kto mi się podoba lub nie.
Moje przewidywania nie sprawdzają się . Część zabawy faktycznie siedziałam pod ścianą , zatańczyłam może 2-3 wspólne kawałki , aż po jakimś czasie koleżanki szukają mnie bo ktoś chce ze mną pogadać. I to jest on , Ka , obecny mój mąż. Stał przede mną facet mało atrakcyjny i zamiast prosić do tańca pytał , kto to zrobił - pokazując iluminofonię. Odpowiedziałam ,że ojciec i jego brat. Hmm... Nie chodzi o mnie ,tylko o urządzenie, ale dobre i to , przynajmniej coś się dzieje. Przez resztę dyskoteki rozmawialiśmy o elektronice , z której ja niewiele rozumiem do dziś , a on jest wielkim pasjonatem. O tym ,że rozmawiam z przyszłym mężem nawet przez myśl mi nie przeszło. Wyglądał nieciekawie : elastyczny golf, zrobiona na drutach kamizelka , przydługawe włosy, nie całkiem dokładnie ogolony i szpanerski wąs... Ubierali się w ten sposób wszyscy , ale do niego taki wygląd zdecydowanie nie pasował i odbierał mu wszelki urok. Zatańczyliśmy z 2-3 kawałki ( nawet na zdjęciach jesteśmy uwiecznieni ), odsunięci od siebie tak daleko jak tylko się da., z czego potem, po zabawie wyśmiewała się połowa klasy , a ja znosiłam ze stoickim spokojem ( cóż niezłą szkołę w tym względzie z domu wyniosłam , nawet nie zmieniłam wyrazu twarzy słuchając tych prześmiewek , ale w środku płynęły łzy – prawie znienawidziłam za to moją klasę) . Potem znowu rozmawialiśmy o elektronice. Nie szkodzi , słuchać umiałam od zawsze , a przynajmniej nie mogłam powiedzieć ,że się nudzę , albo narzekać na brak zainteresowania. Oczywiście zaraz mi się w mózgu czerwone lampki zapalać zaczęły, jak tylko pomyślałam, że ojciec powie o tym matce , a ona urządzi mi awanturę , po czym ojciec dołączy do niej jak tylko ośmielę się pisnąć słowo, na swoją obronę , co też i miało miejsce jeszcze tego samego wieczoru po moim powrocie.
Na tej zabawie poznała się też inna para ( i głównie o nią tu chodziło) . Jedna z trzech moich przyjaciółek R i P ,kolega z klasy Ka. Tylko o ile w ich przypadku była to miłość od pierwszego wejrzenia , o tyle w naszym wszystko wskazywało na to, że znajomość zakończyła się tak szybko jak zaczęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz