Nie
pamiętam jakiego argumentu użyłam i jak to w ogóle się stało,
że pozwolili mi w klasie I pojechać na tę trzydniową wycieczkę
do Gdańska i Malborka . Jechała część klasy II biol-chem i część
naszej. Wycieczka jak wycieczka . Zwiedzaliśmy gdańską Starówkę
, port , Westerplatte , potem zamek w Malborku. I niczym więcej ta
wycieczka nie różniłaby się od innych , ale nasi opiekunowie
pozwolili nam pójść do nocnego lokalu potańczyć. Oczywiście
nie zbyt długo i o żadnym alkoholu mowy być nie mogło , ale już
sam fakt, że w ogóle nam na to zezwolono w tamtych czasach, był
wyjątkowy bo jak wiadomo, młodzież to jeszcze nie obywatele , a
dopiero kandydaci , jako tacy więc praw żadnych obywatelskich
posiadać nie mogliśmy. Dziś to zupełnie co innego. Chyba właśnie
z tego powodu tę wycieczkę zapamiętałam. Był to typowy ( jakich
dziś wiele w każdym mieście ) pub z dyskoteką , ciemny i
zadymiony . Urządzony jednak bardzo oryginalnie . Na tle granatowych
z czerwonym obramowaniem ścian ,z każdego z czterech kątów
zwisały gigantycznych rozmiarów ( 2-3 m) dłonie w kolorze
naturalnym, z wyciągniętym palcem wskazującym skierowanym na
środek , gdzie umiejscowiony był parkiet do tańca . W środku
pomiędzy nimi dokładnie nad środkiem parkietu wisiała kula z
lusterkami . Kiedy zagrała muzyka okazało się ,że dłonie kryją
głośniki i migające żarówki iluminofonii i chyba jakieś
urządzenie które co jakiś czas wprawiało w ruch lustrzaną kulę
wywołując efekt padającego śniegu. Dziś nic atrakcyjnego, ale w
czasach kiedy dyskoteki nie były jeszcze znane , nam uczniom szkoły
średniej z prowincjonalnego miasteczka szczególnie ( bo i skąd
mieliśmy to znać, osłonięci od pokus zgniłego ,
kapitalistycznego świata żelazną kurtyną i żyjący z dala od
wielkich miast) bardzo się ten wystrój i duszna atmosfera pubu
podobały. Tam po raz pierwszy usłyszeliśmy utwory zespołu Bony M
„ Rivers of Babylon” i „Brown Girl in the Ring” i chyba
zespół jako taki w ogóle. Ja w każdym razie nie pamiętam
,żebyśmy wcześniej mieli okazje tego zespołu posłuchać.
Przeboje tak się podobały, że DJ ( był a jakże , choć sprzęt
miał raczej skromny) puszczał je w kółko po każdych trzech
,czterech innych kawałkach , a parkiet natychmiast wypełniał się
tańczącymi. Bawili się między innymi kibice Arki Gdynia –
odwieczni antagoniści , żeby nie użyć słowa „wrogowie”
poznańskiego Kolejorza . Nawet coś o tym wspomnieli , kiedy
przyznaliśmy się ,że jesteśmy z okolic Poznania. Ale do żadnego
incydentu nie doszło , grzecznie i w zgodzie bawiliśmy się razem,
po czym na hasło profesorskie wycieczka opuściła lokal. Wrażenia
były nie zapomniane. Zawsze kiedy słyszę te wyżej wymienione
utwory Bony M przypomina mi się wycieczka , pub z dłońmi na Długim
Targu i pierwsza w życiu p r a w dz i w a dyskoteka . Jeszcze jedno
co wiąże się z tą wycieczką to moja miłość do bursztynu .
Zwiedzaliśmy muzeum bursztynu mieszczące się na malborskim zamku .
Jest tam nadal , ale kiedy ostatnio tam byliśmy kilka lat temu
,ekspozycja była mniejsza niż w roku 1977, nie wiem dlaczego .
Minęło wiele lat więc musiało się wiele zmienić również na
zamku . Od chwili kiedy zobaczyłam te wspaniałe dzieła
bursztynników – artystów zakochałam się w tym kamieniu , który
tak naprawdę nie jest kamieniem tylko skamieniałą żywicą, ale to
przecież nie jest ważne. Jako materiał jubilerski sprawdza się
jak żaden inny i ma swoje niepowtarzalne piękno i urok. A przy tym
jak żaden inny jest przyjazny człowiekowi , pomaga na wiele
dolegliwości i swoją słoneczną barwą umila i rozświetla życie.
Zakochałam się bezwarunkowo i na wieki . Było mnie stać na kupno
jedynie skromnej, bursztynowej zawieszki na rzemyku ale nosiłam ją
bardzo długo i wciąż jeszcze mam w szkatułce z biżuterią .
Kiedy któregoś dnia matka stwierdziła, że kupi mi jakiś srebrny
pierścionek – bo nic nie noszę , żadnych wisiorków ani
łańcuszków i zabrała mnie do sklepu jubilerskiego , uparłam się
na bardzo prosty w formie z bursztynowym oczkiem i o innym słyszeć
nie chciałam. Sprzedawczyni najwyraźniej też lubiła bursztyny ,
bo pochwaliła wybór i przekonała matkę, że ten jest dla młodej
dziewczyny najodpowiedniejszy . Bez przekonania i zła na mnie kupiła
mi ten pierścionek. Ojciec jednak wybór pochwalił co znów stało
się przyczyną awantury , że nawet pierścionka sobie nie umiem
wybrać tylko takie gówno mi się spodobało i to wszystko przez
ojca , a w ogóle to się do niczego nie nadaję itd. Stały
repertuar powtórzył się po raz nie wiadomo który.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz