środa, 20 czerwca 2012

Wycieczka


Nie pamiętam jakiego argumentu użyłam i jak to w ogóle się stało, że pozwolili mi w klasie I pojechać na tę trzydniową wycieczkę do Gdańska i Malborka . Jechała część klasy II biol-chem i część naszej. Wycieczka jak wycieczka . Zwiedzaliśmy gdańską Starówkę , port , Westerplatte , potem zamek w Malborku. I niczym więcej ta wycieczka nie różniłaby się od innych , ale nasi opiekunowie pozwolili nam pójść do nocnego lokalu potańczyć. Oczywiście nie zbyt długo i o żadnym alkoholu mowy być nie mogło , ale już sam fakt, że w ogóle nam na to zezwolono w tamtych czasach, był wyjątkowy bo jak wiadomo, młodzież to jeszcze nie obywatele , a dopiero kandydaci , jako tacy więc praw żadnych obywatelskich posiadać nie mogliśmy. Dziś to zupełnie co innego. Chyba właśnie z tego powodu tę wycieczkę zapamiętałam. Był to typowy ( jakich dziś wiele w każdym mieście ) pub z dyskoteką , ciemny i zadymiony . Urządzony jednak bardzo oryginalnie . Na tle granatowych z czerwonym obramowaniem ścian ,z każdego z czterech kątów zwisały gigantycznych rozmiarów ( 2-3 m) dłonie w kolorze naturalnym, z wyciągniętym palcem wskazującym skierowanym na środek , gdzie umiejscowiony był parkiet do tańca . W środku pomiędzy nimi dokładnie nad środkiem parkietu wisiała kula z lusterkami . Kiedy zagrała muzyka okazało się ,że dłonie kryją głośniki i migające żarówki iluminofonii i chyba jakieś urządzenie które co jakiś czas wprawiało w ruch lustrzaną kulę wywołując efekt padającego śniegu. Dziś nic atrakcyjnego, ale w czasach kiedy dyskoteki nie były jeszcze znane , nam uczniom szkoły średniej z prowincjonalnego miasteczka szczególnie ( bo i skąd mieliśmy to znać, osłonięci od pokus zgniłego , kapitalistycznego świata żelazną kurtyną i żyjący z dala od wielkich miast) bardzo się ten wystrój i duszna atmosfera pubu podobały. Tam po raz pierwszy usłyszeliśmy utwory zespołu Bony M „ Rivers of Babylon” i „Brown Girl in the Ring” i chyba zespół jako taki w ogóle. Ja w każdym razie nie pamiętam ,żebyśmy wcześniej mieli okazje tego zespołu posłuchać. Przeboje tak się podobały, że DJ ( był a jakże , choć sprzęt miał raczej skromny) puszczał je w kółko po każdych trzech ,czterech innych kawałkach , a parkiet natychmiast wypełniał się tańczącymi. Bawili się między innymi kibice Arki Gdynia – odwieczni antagoniści , żeby nie użyć słowa „wrogowie” poznańskiego Kolejorza . Nawet coś o tym wspomnieli , kiedy przyznaliśmy się ,że jesteśmy z okolic Poznania. Ale do żadnego incydentu nie doszło , grzecznie i w zgodzie bawiliśmy się razem, po czym na hasło profesorskie wycieczka opuściła lokal. Wrażenia były nie zapomniane. Zawsze kiedy słyszę te wyżej wymienione utwory Bony M przypomina mi się wycieczka , pub z dłońmi na Długim Targu i pierwsza w życiu p r a w dz i w a dyskoteka . Jeszcze jedno co wiąże się z tą wycieczką to moja miłość do bursztynu . Zwiedzaliśmy muzeum bursztynu mieszczące się na malborskim zamku . Jest tam nadal , ale kiedy ostatnio tam byliśmy kilka lat temu ,ekspozycja była mniejsza niż w roku 1977, nie wiem dlaczego . Minęło wiele lat więc musiało się wiele zmienić również na zamku . Od chwili kiedy zobaczyłam te wspaniałe dzieła bursztynników – artystów zakochałam się w tym kamieniu , który tak naprawdę nie jest kamieniem tylko skamieniałą żywicą, ale to przecież nie jest ważne. Jako materiał jubilerski sprawdza się jak żaden inny i ma swoje niepowtarzalne piękno i urok. A przy tym jak żaden inny jest przyjazny człowiekowi , pomaga na wiele dolegliwości i swoją słoneczną barwą umila i rozświetla życie. Zakochałam się bezwarunkowo i na wieki . Było mnie stać na kupno jedynie skromnej, bursztynowej zawieszki na rzemyku ale nosiłam ją bardzo długo i wciąż jeszcze mam w szkatułce z biżuterią . Kiedy któregoś dnia matka stwierdziła, że kupi mi jakiś srebrny pierścionek – bo nic nie noszę , żadnych wisiorków ani łańcuszków i zabrała mnie do sklepu jubilerskiego , uparłam się na bardzo prosty w formie z bursztynowym oczkiem i o innym słyszeć nie chciałam. Sprzedawczyni najwyraźniej też lubiła bursztyny , bo pochwaliła wybór i przekonała matkę, że ten jest dla młodej dziewczyny najodpowiedniejszy . Bez przekonania i zła na mnie kupiła mi ten pierścionek. Ojciec jednak wybór pochwalił co znów stało się przyczyną awantury , że nawet pierścionka sobie nie umiem wybrać tylko takie gówno mi się spodobało i to wszystko przez ojca , a w ogóle to się do niczego nie nadaję itd. Stały repertuar powtórzył się po raz nie wiadomo który. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz