wtorek, 26 czerwca 2012

Lato rozmów , książek i grzybów




Tuż przed moim wyjazdem na wakacje do babci dzieje się coś co najpierw wprawia mnie w zakłopotanie , a już chwilę potem w stan radosnego podniecenia. Wiedząc ,że nie zobaczymy się około 7 tygodni , spotkaliśmy się z Ka u mnie w domu . Siedzieliśmy długo słuchając muzyki i rozmawiając . Jakoś nie mogliśmy się szybko rozstać. W końcu jednak zrobiło się późno. Zbliżała się 23.00. Ka postanowił się pożegnać . Podajemy sobie ręce i Ka wyszedł. Jednak za kilkanaście sekund, wrócił ,zadzwonił do drzwi. Otworzyłam zdziwiona " zapomniałeś czegoś " spytałam. „Tak , chcę się z tobą pożegnać i pochylając się po staroświecku całuje mnie w obie ręce, po czym w wielkim pośpiechu zbiegł ze schodów. W tym momencie wypada z pokoju ojciec z pytaniem , kto się dobija do domu po nocy. "To tylko Ka , zapomniał swoich kluczy" - kłamię. Nie śpię całą noc , w ciemnościach uśmiecham się do swoich myśli i przyciskam dłonie do twarzy. I nieśmiało cieszę się tym ciepłym gestem. Musi mi to wystarczyć na całe , długie dwa miesiące rozstania …

To było lato rozmów, grzybów i książek. Nie wiedziałam jeszcze , choć moje „coś mi mówi” nieśmiało próbowało mi to już podszeptywać , że to jedne z ostatnich wakacji u babci . Ja jednak nie chciałam go słuchać tym razem . Ciągle wydawało mi się ,że babcia będzie zawsze, a na pewno jeszcze na tyle długo, żeby zatańczyć na moim weselu i zobaczyć prawnuki. Nie było jej jednak to dane i ona doskonale o tym wiedziała. O śmierci mówiła już od jakiegoś czasu . W tamte wakacje zadysponowała , co , kto ma po niej dostać , pokazała mi , w co ją mamy ubrać do trumny , gdzie są w tym celu przygotowane ubrania i pieniądze. Najwyraźniej się żegnała z nami i światem. Tak po prostu , spokojnie i naturalnie , jak gdyby wybierała się w dłuższą podróż. Nie było to łatwe do zaakceptowania szczególnie dla mnie , a ona powtarzała mi wciąż ,że przecież taka jest kolej rzeczy, a ona żyła już przecież bardzo długo i już jej się nie chce robić wielu rzeczy , które robiła dotąd. Bardzo powoli docierało to do mojej świadomości i zaczęłam i ja się z ta myślą oswajać jak mi się wydawało. Jak się miało po czasie okazać – nie oswoiłam się . Po latach doszłam do wniosku,ze babcia wiedząc jak bardzo jestem do niej przywiązana chciała mi swoje odejście ułatwić , przygotować mnie na nie i chyba po prostu czuła nadchodzący koniec swoich dni.

Jeśli nie czytałam książek – a musiałam przeczytać kilka lektur , które były przewidziane w programie nauczania w klasie III i nie spotykałam się akurat z przyjaciółkami ze wsi , czas spędzałam na pomaganiu babci, pracy w ogrodzie i obejściu .W tym czasie babcia nie hodowała już kur ani kaczek . Właściwie oprócz kota i dwóch ogródków nie miałyśmy innych obowiązków ale roboty i tak było sporo. Przy takiej wiejskiej pracy zawsze można było zabrudzić ręce , nogi i ubranie . Nie specjalnie się tym przejmowałam , ale babcia bardzo pilnowała ,żeby do stołu siadać zawsze z czystymi rękami i świeżym ubraniu. Nie tolerowała niechlujnego wyglądu przy stole nawet kiedy było w domu malowanie, albo piłowanie i rąbanie drewna na zimę , a jak wiadomo obie roboty są ciężkie i brudne. Na co dzień kazała mi dbać o oczy, włosy ręce i paznokcie , dla ochrony twarzy przed słońcem zakładać kapelusz i tępić młodzieńczy trądzik. Wielkich skłonności do tego nie miałam , ale zdarzało mi się jak każdej nastolatce ,że wyskoczyło mi coś na twarzy. Patent na to wszystko był jeden , zioła . Na trądzik napar z mieszanki rumianku , z dodatkiem lipy , macierzanki z przewagą tejże i czegoś jeszcze co zbierałyśmy na skraju lasu , ale nie pamiętam już co to było. Chłodnym naparem miałam przemywać sobie twarz każdego wieczoru i tak też robiłam. Efekt był już po kilku dniach i co ciekawe trwały efekt , a ładna cera bez wyprysków , zmarszczek i przebarwień została mi do dziś . Na przebarwienia i piegi babcia kroiła mi świeżego ogórka , na wygładzenie i wybielenie dłoni zostawiała skórki z wyciśniętych cytryn i kupowała w aptece glicerynę bez dodatków. Czasami parzyła mi też jakieś ziółka do płukania włosów .Co kilka dni kazała też nakładać na oczy na zmianę okłady z rumianku lub zwykłej herbaty. Miało to zapobiegać sińcom pod oczami , opadaniu powiek i nadawać oczom blask. Czy faktycznie tak było? Nie wiem , nigdy się nad tym nie zastanawiałam i prawdę mówiąc trochę mnie wtedy te zabiegi śmieszyły .I czy w ogóle szaro – błękitne o chłodnym odcieniu oczy jakie mam , mogą błyszczeć ? Dbanie o wygląd nie było wtedy moim priorytetem . W głowie miałam co innego i nawet bliższa znajomość z Ka nie sprawiła, że nabrało to dla mnie znaczenia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz