Tuż przed moim wyjazdem na wakacje do
babci dzieje się coś co najpierw wprawia mnie w zakłopotanie , a
już chwilę potem w stan radosnego podniecenia. Wiedząc ,że nie
zobaczymy się około 7 tygodni , spotkaliśmy się z Ka u mnie w
domu . Siedzieliśmy długo słuchając muzyki i rozmawiając . Jakoś
nie mogliśmy się szybko rozstać. W końcu jednak zrobiło się
późno. Zbliżała się 23.00. Ka postanowił się pożegnać .
Podajemy sobie ręce i Ka wyszedł. Jednak za kilkanaście sekund,
wrócił ,zadzwonił do drzwi. Otworzyłam zdziwiona "
zapomniałeś czegoś " spytałam. „Tak , chcę się z tobą
pożegnać i pochylając się po staroświecku całuje mnie w obie
ręce, po czym w wielkim pośpiechu zbiegł ze schodów. W tym
momencie wypada z pokoju ojciec z pytaniem , kto się dobija do domu
po nocy. "To tylko Ka , zapomniał swoich kluczy" - kłamię.
Nie śpię całą noc , w ciemnościach uśmiecham się do swoich
myśli i przyciskam dłonie do twarzy. I nieśmiało cieszę się
tym ciepłym gestem. Musi mi to wystarczyć na całe , długie dwa
miesiące rozstania …
To było lato rozmów, grzybów i
książek. Nie wiedziałam jeszcze , choć moje „coś mi mówi”
nieśmiało próbowało mi to już podszeptywać , że to jedne z
ostatnich wakacji u babci . Ja jednak nie chciałam go słuchać
tym razem . Ciągle wydawało mi się ,że babcia będzie zawsze, a
na pewno jeszcze na tyle długo, żeby zatańczyć na moim weselu i
zobaczyć prawnuki. Nie było jej jednak to dane i ona doskonale o
tym wiedziała. O śmierci mówiła już od jakiegoś czasu . W
tamte wakacje zadysponowała , co , kto ma po niej dostać ,
pokazała mi , w co ją mamy ubrać do trumny , gdzie są w tym
celu przygotowane ubrania i pieniądze. Najwyraźniej się żegnała
z nami i światem. Tak po prostu , spokojnie i naturalnie , jak
gdyby wybierała się w dłuższą podróż. Nie było to łatwe do
zaakceptowania szczególnie dla mnie , a ona powtarzała mi wciąż
,że przecież taka jest kolej rzeczy, a ona żyła już przecież
bardzo długo i już jej się nie chce robić wielu rzeczy , które
robiła dotąd. Bardzo powoli docierało to do mojej świadomości
i zaczęłam i ja się z ta myślą oswajać jak mi się wydawało.
Jak się miało po czasie okazać – nie oswoiłam się . Po latach
doszłam do wniosku,ze babcia wiedząc jak bardzo jestem do niej
przywiązana chciała mi swoje odejście ułatwić , przygotować
mnie na nie i chyba po prostu czuła nadchodzący koniec swoich dni.
Jeśli nie czytałam książek – a
musiałam przeczytać kilka lektur , które były przewidziane w
programie nauczania w klasie III i nie spotykałam się akurat z
przyjaciółkami ze wsi , czas spędzałam na pomaganiu babci, pracy
w ogrodzie i obejściu .W tym czasie babcia nie hodowała już kur
ani kaczek . Właściwie oprócz kota i dwóch ogródków nie
miałyśmy innych obowiązków ale roboty i tak było sporo. Przy
takiej wiejskiej pracy zawsze można było zabrudzić ręce , nogi
i ubranie . Nie specjalnie się tym przejmowałam , ale babcia bardzo
pilnowała ,żeby do stołu siadać zawsze z czystymi rękami i
świeżym ubraniu. Nie tolerowała niechlujnego wyglądu przy
stole nawet kiedy było w domu malowanie, albo piłowanie i rąbanie
drewna na zimę , a jak wiadomo obie roboty są ciężkie i brudne.
Na co dzień kazała mi dbać o oczy, włosy ręce i paznokcie , dla
ochrony twarzy przed słońcem zakładać kapelusz i tępić
młodzieńczy trądzik. Wielkich skłonności do tego nie miałam ,
ale zdarzało mi się jak każdej nastolatce ,że wyskoczyło mi coś
na twarzy. Patent na to wszystko był jeden , zioła . Na trądzik
napar z mieszanki rumianku , z dodatkiem lipy , macierzanki z
przewagą tejże i czegoś jeszcze co zbierałyśmy na skraju lasu
, ale nie pamiętam już co to było. Chłodnym naparem miałam
przemywać sobie twarz każdego wieczoru i tak też robiłam. Efekt
był już po kilku dniach i co ciekawe trwały efekt , a ładna cera
bez wyprysków , zmarszczek i przebarwień została mi do dziś . Na
przebarwienia i piegi babcia kroiła mi świeżego ogórka , na
wygładzenie i wybielenie dłoni zostawiała skórki z wyciśniętych
cytryn i kupowała w aptece glicerynę bez dodatków. Czasami
parzyła mi też jakieś ziółka do płukania włosów .Co kilka dni
kazała też nakładać na oczy na zmianę okłady z rumianku lub
zwykłej herbaty. Miało to zapobiegać sińcom pod oczami , opadaniu
powiek i nadawać oczom blask. Czy faktycznie tak było? Nie wiem ,
nigdy się nad tym nie zastanawiałam i prawdę mówiąc trochę
mnie wtedy te zabiegi śmieszyły .I czy w ogóle szaro – błękitne
o chłodnym odcieniu oczy jakie mam , mogą błyszczeć ? Dbanie o
wygląd nie było wtedy moim priorytetem . W głowie miałam co
innego i nawet bliższa znajomość z Ka nie sprawiła, że nabrało
to dla mnie znaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz