Czas
dorastania ze względów fizjologicznych i emocjonalnych jest dla
każdego młodego człowieka trudny sam w sobie. Jeśli do tego
chwieją się podstawy egzystencji , obciążenia stają się zbyt
wielkie i szybko życie zamienia się w koszmar. Tak właśnie działo
się u mnie. Ojciec schorowany od dziecka, z trwałą grupą
inwalidzką , wciąż na silnych lekach - to nie mogło nie mieć
wpływu na jego stan psychofizyczny. Teraz to wiem i rozumiem , wtedy
jednak emocje ojca i jego postawa wobec mnie były dla mnie za trudne
do ogarnięcia i zaakceptowania . Matka w tym czasie częściej
sięga po alkohol. Raz po raz dowiadujemy się o jej ekscesach
seksualnych , od sąsiadów , od jej znajomych z pracy od , obcych.
Ojciec myślał,że ja niczego nie rozumiem , ale nie wiedział, albo
raczej nie chciał przyjąć do wiadomości jak bardzo się myli.
Niemal nie było dnia ,żeby w domu nie słyszało się wyzwisk i
awantur. Kiedy tylko mogę uciekam do babci . Awantura przed i po
powrocie. Ojciec w tym wszystkim nie wiadomo z kim trzyma . Z jednej
strony nie pozostaje jej dłużny przynajmniej jeśli chodzi o słowne
potyczki , z drugiej - jeśli temat dotyczy mnie , trzyma z nią.
Dla mnie , wrażliwej , młodej osoby oznacza to prawdziwe piekło.
Zamykam się w sobie coraz bardziej .Koledzy ze szkoły postrzegają
mnie jako osobę zimną , nieprzystępną , prawie zarozumiałą , a
ja tylko za wszelką cenę powstrzymuję emocje. Po czasie to zaczyna
działać w obie strony. Nie potrafię się już niczym cieszyć i
nie potrafię płakać. W takim stanie ducha poszłam na tę
andrzejkową zabawę , którą w większości przegadałam na temat ,
o którym do dziś mam słabe pojęcie. Po imprezie Ka nie odprowadza
mnie nawet do domu , sama taszczę 11-kilogramowy magnetofon.
Wieczorem matka robi mi kolejną awanturę , no bo jak ja mogę całą
zabawę siedzieć i gadać z jednym chłopakiem , zamiast się bawić
.Tym razem jakoś specjalnie mnie to nie rusza , chociaż jest mi
smutno. Nie reaguję , nie próbuję się tłumaczyć , wiem ,że
nawet gdybym się bawiła , albo w ogóle sama pod ścianą siedziała
, też byłby to powód do wyzwisk. Temat kończy się jak zwykle:
kilka tygodni za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Następnego dnia
jak już wspominałam moje koleżanki nie zostawiają na Ka "suchej
nitki" . Wyśmiewają się z wszystkiego; ubioru , wyglądu ,
wzrostu, z tego jak tańczyliśmy ... Jest mi bardzo smutno. Nikt o
tym oczywiście nie wie – w ukrywaniu emocji doszłam już do
perfekcji. Jestem przekonana ,że to koniec tej znajomości .
Widujemy się wprawdzie przelotnie na przerwach , ale nawet zwykłego
„cześć” sobie nie mówimy. Coś tam jednak we mnie tkwi - coś
co dziś określiłabym jako tęsknotę za jakimkolwiek bliższym
kontaktem z kimś - bo czasem wybieram taką drogę do klasy , żeby
choć na niego zerknąć .Ot tak , na pocieszenie . O żadnej
sympatii czy podobaniu się na razie nawet nie myślałam . Nie wiem
co tam Ka sobie myśli , ale żadnego ruchu w moim kierunku nie robi.
.Mnie , dziewczynie wystąpić z inicjatywą nie wypadało żadną
miarą . Takie wówczas jeszcze obowiązywały zasady i były święte.
Ja żyję swoim koszmarnym życiem rodzinnym , a Ka uderza do mojej
przyjaciółki. E jest najlepszą uczennicą w klasie, osobą otwartą
i pogodną i co tu kryć , dużo ładniejszą ode mnie. Jak jednak
wspominałam Ka nie jest ideałem chłopaka do którego wzdycha się
mając lat naście . E się nie spodobał , o czym mnie
bezceremonialnie poinformowała myśląc ,że kontynuujemy znajomość
z andrzejkowej zabawy i dziwi się mocno ,że nie mówimy sobie
nawet "cześć" .
Sprawy przybierają inny obrót dopiero w maju. Obchodzimy święto Patrona szkoły: akademie , zawody sportowe , występy. Punkt kulminacyjny - mecz piłki nożnej w wykonaniu drużyn żeńskich. Święta szkolne są obowiązkowe więc nie mogę na nie nie iść. Zdecydowałam pokibicować dziewczynom. Przepycham się przez tłum ,żeby coś więcej zobaczyć i znaleźć się bliżej swojej klasy i nagle okazuje się ,że stoimy z Ka obok siebie . I dzieje się rzecz zadziwiająca ; niespodziewanie zaczyna toczyć się pomiędzy nami rozmowa i toczy się tak swobodnie jak gdybyśmy się znali wiele lat i nie było tych kilku miesięcy milczenia. Dowiaduję się ,że w jednej z drużyn gra jego siostra , że Ka zamierza wykupić karnet na MKF ( Młodzieżowy Klub Filmowy) , że chce chodzić na seanse filmowe , bo bardzo to lubi , kibicujemy wspólnie drużynie jego siostry , chociaż w przeciwnej gra moja przyjaciółka D. Karnet na MKF ja zdążyłam już wykupić więc umawiamy się na najbliższy seans filmowy. I tak już zostanie na dłużej . Chodzimy do klubu filmowego , potem Ka odprowadza mnie do domu , kilka dni później jedziemy na pierwszą wspólną wycieczkę rowerową po okolicy. O tym co równolegle dzieje się w moim domu nawet dziś trudno mi myśleć. Trwa jedno pasmo wyzwisk, awantur , i poniżeń ,jakaś chorobliwa eksplozja wzajemnej złości i nienawiści. Któregoś wieczoru przyjeżdża z pretensjami żona szefa matki , ona sama wraca pobita , z sińcami i zadrapaniami jakąś godzinę później. Nie wiem kto się do tego przyczynił , jakiś jej absztyfikant czy wkurzona żona , bo nigdy tego nie wyjaśniła ani ojcu , ani mnie tym bardziej . Twierdziła z uporem maniaka,ze się przewróciła. Jeśli tak było , to musiałaby co najmniej spaść z 20 schodów lub wypaść przez okno na piętrze ,żeby odnieść takie obrażenia. Sąsiedzi z osiedla mieli o czym gadać . Sama przypadkiem taką rozmowę usłyszałam i ukróciłam . Dwie mieszkanki sąsiedniego bloku gadały za rogiem , że L , „to się zadaje z kimś tam , a ta druga za to ją pobiła deską „ . Akurat wyszłam wprost na nie zza rogu i najspokojniej w świecie sprostowałam : „to nie była deska, to był pogrzebacz proszę pani” . Czasem mi się takie błyskotliwe riposty zdarzały . Poskutkowało, sąsiadki ucichły, a przynajmniej lepiej się pilnowały, bo więcej komentarzy o zachowaniu matki nie usłyszałam .Po tym wieczorze , po raz pierwszy powiedziałam ojcu ,że powinien poszukać sobie innej kobiety , a z matką rozwieść . Nigdy się tak jednak nie stało. Ojciec katolik z przekonania , regularnie praktykujący nawet nie pomyślał ,ze mógłby złamać małżeńską przysięgę , choć oburknął mi w złości ,że tak właśnie powinien, ale o dziwo , po jakimś czasie przy nieco spokojniejszej atmosferze swoją decyzję uzasadnił.
Sprawy przybierają inny obrót dopiero w maju. Obchodzimy święto Patrona szkoły: akademie , zawody sportowe , występy. Punkt kulminacyjny - mecz piłki nożnej w wykonaniu drużyn żeńskich. Święta szkolne są obowiązkowe więc nie mogę na nie nie iść. Zdecydowałam pokibicować dziewczynom. Przepycham się przez tłum ,żeby coś więcej zobaczyć i znaleźć się bliżej swojej klasy i nagle okazuje się ,że stoimy z Ka obok siebie . I dzieje się rzecz zadziwiająca ; niespodziewanie zaczyna toczyć się pomiędzy nami rozmowa i toczy się tak swobodnie jak gdybyśmy się znali wiele lat i nie było tych kilku miesięcy milczenia. Dowiaduję się ,że w jednej z drużyn gra jego siostra , że Ka zamierza wykupić karnet na MKF ( Młodzieżowy Klub Filmowy) , że chce chodzić na seanse filmowe , bo bardzo to lubi , kibicujemy wspólnie drużynie jego siostry , chociaż w przeciwnej gra moja przyjaciółka D. Karnet na MKF ja zdążyłam już wykupić więc umawiamy się na najbliższy seans filmowy. I tak już zostanie na dłużej . Chodzimy do klubu filmowego , potem Ka odprowadza mnie do domu , kilka dni później jedziemy na pierwszą wspólną wycieczkę rowerową po okolicy. O tym co równolegle dzieje się w moim domu nawet dziś trudno mi myśleć. Trwa jedno pasmo wyzwisk, awantur , i poniżeń ,jakaś chorobliwa eksplozja wzajemnej złości i nienawiści. Któregoś wieczoru przyjeżdża z pretensjami żona szefa matki , ona sama wraca pobita , z sińcami i zadrapaniami jakąś godzinę później. Nie wiem kto się do tego przyczynił , jakiś jej absztyfikant czy wkurzona żona , bo nigdy tego nie wyjaśniła ani ojcu , ani mnie tym bardziej . Twierdziła z uporem maniaka,ze się przewróciła. Jeśli tak było , to musiałaby co najmniej spaść z 20 schodów lub wypaść przez okno na piętrze ,żeby odnieść takie obrażenia. Sąsiedzi z osiedla mieli o czym gadać . Sama przypadkiem taką rozmowę usłyszałam i ukróciłam . Dwie mieszkanki sąsiedniego bloku gadały za rogiem , że L , „to się zadaje z kimś tam , a ta druga za to ją pobiła deską „ . Akurat wyszłam wprost na nie zza rogu i najspokojniej w świecie sprostowałam : „to nie była deska, to był pogrzebacz proszę pani” . Czasem mi się takie błyskotliwe riposty zdarzały . Poskutkowało, sąsiadki ucichły, a przynajmniej lepiej się pilnowały, bo więcej komentarzy o zachowaniu matki nie usłyszałam .Po tym wieczorze , po raz pierwszy powiedziałam ojcu ,że powinien poszukać sobie innej kobiety , a z matką rozwieść . Nigdy się tak jednak nie stało. Ojciec katolik z przekonania , regularnie praktykujący nawet nie pomyślał ,ze mógłby złamać małżeńską przysięgę , choć oburknął mi w złości ,że tak właśnie powinien, ale o dziwo , po jakimś czasie przy nieco spokojniejszej atmosferze swoją decyzję uzasadnił.
Zanim
ponownie nawiązałam kontakt z Ka , poznałam pewnego chłopaka ,
właściwie już nie pamiętam w jakich okolicznościach . Kilka razy
się spotkaliśmy , nawet raz się pocałowaliśmy. Owszem sprawiło
mi to przyjemność , ale podejrzewam ,że sprawiłoby również
gdyby to był ktoś inny. To kwestia mojego temperamentu , a nie
osoby , a może i po części stanu ducha. Jak wspomniałam znajomość
z Ka zaczęliśmy od iluminofonii a po dłuższej przerwie MKF - u i
wycieczek rowerowych po okolicy. Nie trwało to długo , bo zbliżały
się letnie wakacje , a ja nie zamierzałam zmieniać swoich planów
i szykowałam się do wyjazdu do babci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz