Wakacje minęły jak zwykle zbyt szybko
i były zbyt piękne . Jednak taki dwumiesięczny oddech od domowego
horrorku pozwalał nabrać sił i odreagować. Do szkoły wracałam
dość chętnie. Może nie tyle z chęci spotkania z rówieśnikami
, co z powodu programu nauczania w drugiej klasie. Zapowiadało się
ciekawie . Na historii najciekawsze epoki : średniowiecze i
renesans , potem czas wojen ze Szwedami i odsieczy wiedeńskiej –
na j. Polskim epoka romantyzmu ; trudna , ale ekscytująca i
wymagająca wyobraźni , na wychowaniu muzycznym historia muzyki .
Bardzo mi to wszystko odpowiadało. Wprawdzie nadal męczyłam się
na matematyce i chemii a na myśl o biologii robiło mi się słabo ,
ale reszta zapowiadała się ciekawie więc nie specjalnie było się
czym przejmować.
Jest więc druga połowa roku 1977.
Czasy już ciężkie , choć nie widać jeszcze symptomów
późniejszego kryzysu i zmian.
W
tv propaganda sukcesu, w radiu ludzie wyłapują stację Wolna Europa
i pokątnie nocą słuchają relacji z Zachodu, w sklepach bardzo
skromnie, cukier na kartki ( od wydarzeń w Radomiu i Ursusie ) ale
żyć można. Jestem już w II klasie L.O. Ambitnie zgłębiam
przedmioty humanistyczne , w tym klasyczną łacinę wciąż z myślą
, że kiedyś będę studiować historię. W klasie jest nas teraz 25
, w tym 4 chłopaków i wychowawca - profesor polonista - maniak
literatury. Pod jego wpływem prowadzimy długie dyskusje na tematy
literackie, filozoficzne , jeździmy do opery i operetki,
interesujemy się muzyką klasyczna, malarstwem , filmem itp. Nie
samą wiedzą jednak żyje młody człowiek , ale również rozrywką.
Tylko czasy są takie ,że o rozrywkę dla młodzieży trudno. Jedyne
możliwości to szkolna zabawa , albo prywatka u kumpli. Nieśmiało
zaczyna w języku polskim funkcjonować słowo dyskoteka , o samej
formule tej imprezy nie wspominając . Może właśnie dlatego ,że
rozrywek nie ma, w społeczności L.O. panuje moda na intelekt? Nawet
na prywatkach jest więcej dyskusji niż tańców i zabawy. Nie
wypada też przywiązywać szczególnej wagi do mody i wyglądu , a o
makijażu i fryzurach nawet wspomnieć. Jak już pisałam we
fragmencie o szkolnej modzie , nosi się dżinsy, flanelowe koszule ,
kurtki moro i torby od masek p-gaz .W naszym L.O. i podobnie w
innych szkołach średnich, panuje moda na lekki luz, wyżej
opisany. Wypada też, choć nie ma presji ze strony grona
profesorskiego , udzielać się w kółkach naukowych i teatralnych .
I wcale nie tak łatwo do nich się dostać. Żeby wejść do sekcji
historycznej klubu literacko – historycznego Pro Libris muszę
wspólnie z koleżanką D. opracować etymologię ulic naszego miasta
. Już jako członkinie klubu zostajemy za te pracę nagrodzone.
Większość z nas pisze wiersze lub opowiadania . Kilku osobom nawet
udaje się je wydać w postaci mini-tomików. I jak wszyscy młodzi
ludzie we wszechświecie, czekamy na Wielką Miłość. Niektórym z
nas i to się udało.
Jak
już pisałam, nie jestem osoba towarzyską , nie umiem nawiązywać
kontaktów z ludźmi , ani spontanicznie się śmiać , a nieśmiałość
i brak wiary w siebie są u mnie niemal chorobliwe. Rok szkolny
zaczęłam tak samo jak skończyłam , w pozycji milczącego
obserwatora , gdzieś na obrzeżach społeczności klasowej.
Jeszcze
nie wiem ,że właśnie ten rok wiele w moim życiu zmieni , a
wpłynie na to pewne urządzenie elektroniczne , obecnie w
udoskonalonych i wymyślnych formach powszechnie używane na
wszystkich dyskotekach , we wszystkich klubach i tancbudach , remiz i
świetlic wiejskich nie wyłączając.
Wtedy
jednak, w listopadzie 1977 roku iluminofonia nie była w naszym Kraju
powszechnie znanym i stosowanym gadżetem . Nie jestem pewna czy
nadal tak się te urządzenia nazywają. Sądzę , że dziś już
nie , wtedy nazywano je iluminofonią z najprostszego w świecie
powodu: podłączone do źródła muzyki żarówki migały
kolorowym światłem. Projektantami i wykonawcami tegoż
egzemplarza, który tak znacząco wpłynął na zmiany w moim życiu
byli mój ojciec i jego brat , a prototyp przetestowany został na
naszej klasowej zabawie andrzejkowej . I tak oto technika
zadecydowała o moim , urodzonej humanistki życiu , od niej się
wszystko zaczyna, wpisała się w moje życie i zadomowiła w nim na
dobre i to ona nadal determinuje moją egzystencję – obecnie już
tylko tę zawodową .
Zanim
jednak zmiany nastąpiły niczym grom z jasnego nieba spadła na
wszystkich niebywała wieść. Kolega W. rezygnuje ze szkoły i
wstępuje do Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie.
Wiadomość mnie również zaskoczyła i przyznać muszę trochę
zmartwiła. Traciłam ostatniego bliższego kumpla. W. wyjechał , a
moja matka za ten stan rzeczy zaczęła obwiniać mnie. Wpływu na
to ,żadnego nie miałam , ale jej wydawało się ...właściwie nie
wiem co jej się wydawało , najwyraźniej jednak wizja mnie
posiadającej auto marki Polonez rozpłynęła się w powietrzu co
wprawiło matkę w zły humor i złość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz