wtorek, 12 czerwca 2012

Od dziś będzie ciekawiej



Wakacje minęły jak zwykle zbyt szybko i były zbyt piękne . Jednak taki dwumiesięczny oddech od domowego horrorku pozwalał nabrać sił i odreagować. Do szkoły wracałam dość chętnie. Może nie tyle z chęci spotkania z rówieśnikami , co z powodu programu nauczania w drugiej klasie. Zapowiadało się ciekawie . Na historii najciekawsze epoki : średniowiecze i renesans , potem czas wojen ze Szwedami i odsieczy wiedeńskiej – na j. Polskim epoka romantyzmu ; trudna , ale ekscytująca i wymagająca wyobraźni , na wychowaniu muzycznym historia muzyki . Bardzo mi to wszystko odpowiadało. Wprawdzie nadal męczyłam się na matematyce i chemii a na myśl o biologii robiło mi się słabo , ale reszta zapowiadała się ciekawie więc nie specjalnie było się czym przejmować.
Jest więc druga połowa roku 1977. Czasy już ciężkie , choć nie widać jeszcze symptomów późniejszego kryzysu i zmian.
W tv propaganda sukcesu, w radiu ludzie wyłapują stację Wolna Europa i pokątnie nocą słuchają relacji z Zachodu, w sklepach bardzo skromnie, cukier na kartki ( od wydarzeń w Radomiu i Ursusie ) ale żyć można. Jestem już w II klasie L.O. Ambitnie zgłębiam przedmioty humanistyczne , w tym klasyczną łacinę wciąż z myślą , że kiedyś będę studiować historię. W klasie jest nas teraz 25 , w tym 4 chłopaków i wychowawca - profesor polonista - maniak literatury. Pod jego wpływem prowadzimy długie dyskusje na tematy literackie, filozoficzne , jeździmy do opery i operetki, interesujemy się muzyką klasyczna, malarstwem , filmem itp. Nie samą wiedzą jednak żyje młody człowiek , ale również rozrywką. Tylko czasy są takie ,że o rozrywkę dla młodzieży trudno. Jedyne możliwości to szkolna zabawa , albo prywatka u kumpli. Nieśmiało zaczyna w języku polskim funkcjonować słowo dyskoteka , o samej formule tej imprezy nie wspominając . Może właśnie dlatego ,że rozrywek nie ma, w społeczności L.O. panuje moda na intelekt? Nawet na prywatkach jest więcej dyskusji niż tańców i zabawy. Nie wypada też przywiązywać szczególnej wagi do mody i wyglądu , a o makijażu i fryzurach nawet wspomnieć. Jak już pisałam we fragmencie o szkolnej modzie , nosi się dżinsy, flanelowe koszule , kurtki moro i torby od masek p-gaz .W naszym L.O. i podobnie w innych szkołach średnich, panuje moda na lekki luz, wyżej opisany. Wypada też, choć nie ma presji ze strony grona profesorskiego , udzielać się w kółkach naukowych i teatralnych . I wcale nie tak łatwo do nich się dostać. Żeby wejść do sekcji historycznej klubu literacko – historycznego Pro Libris muszę wspólnie z koleżanką D. opracować etymologię ulic naszego miasta . Już jako członkinie klubu zostajemy za te pracę nagrodzone. Większość z nas pisze wiersze lub opowiadania . Kilku osobom nawet udaje się je wydać w postaci mini-tomików. I jak wszyscy młodzi ludzie we wszechświecie, czekamy na Wielką Miłość. Niektórym z nas i to się udało.
Jak już pisałam, nie jestem osoba towarzyską , nie umiem nawiązywać kontaktów z ludźmi , ani spontanicznie się śmiać , a nieśmiałość i brak wiary w siebie są u mnie niemal chorobliwe. Rok szkolny zaczęłam tak samo jak skończyłam , w pozycji milczącego obserwatora , gdzieś na obrzeżach społeczności klasowej.
Jeszcze nie wiem ,że właśnie ten rok wiele w moim życiu zmieni , a wpłynie na to pewne urządzenie elektroniczne , obecnie w udoskonalonych i wymyślnych formach powszechnie używane na wszystkich dyskotekach , we wszystkich klubach i tancbudach , remiz i świetlic wiejskich nie wyłączając.
Wtedy jednak, w listopadzie 1977 roku iluminofonia nie była w naszym Kraju powszechnie znanym i stosowanym gadżetem . Nie jestem pewna czy nadal tak się te urządzenia nazywają. Sądzę , że dziś już nie , wtedy nazywano je iluminofonią z najprostszego w świecie powodu: podłączone do źródła muzyki żarówki migały kolorowym światłem. Projektantami i wykonawcami tegoż egzemplarza, który tak znacząco wpłynął na zmiany w moim życiu byli mój ojciec i jego brat , a prototyp przetestowany został na naszej klasowej zabawie andrzejkowej . I tak oto technika zadecydowała o moim , urodzonej humanistki życiu , od niej się wszystko zaczyna, wpisała się w moje życie i zadomowiła w nim na dobre i to ona nadal determinuje moją egzystencję – obecnie już tylko tę zawodową .
Zanim jednak zmiany nastąpiły niczym grom z jasnego nieba spadła na wszystkich niebywała wieść. Kolega W. rezygnuje ze szkoły i wstępuje do Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie. Wiadomość mnie również zaskoczyła i przyznać muszę trochę zmartwiła. Traciłam ostatniego bliższego kumpla. W. wyjechał , a moja matka za ten stan rzeczy zaczęła obwiniać mnie. Wpływu na to ,żadnego nie miałam , ale jej wydawało się ...właściwie nie wiem co jej się wydawało , najwyraźniej jednak wizja mnie posiadającej auto marki Polonez rozpłynęła się w powietrzu co wprawiło matkę w zły humor i złość.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz