niedziela, 6 stycznia 2013

Meblościanka


Następnym naszym , większym nabytkiem były meble , a konkretnie zestaw młodzieżowy - tzw. meblościanka. Meblościanki były hitem meblarskim PRL-u . Robili je wszyscy producenci , prywatnej inicjatywy ze Swarzędza nie wyłączając, aczkolwiek „Swarzędz” był dobrem luksusowym, zazwyczaj wykonanym z drewna dębowego a nie płyty wiórowej lub paździerzowej a jeśli już to oklejany fornirem i szlifowany na wysoki połysk. Często wykorzystywano do produkcji forniru naturalną strukturę sęków . Taki meblościan w sęki ze Swarzędza to dopiero było coś ! Mogli sobie na nie pozwolić tylko najbogatsi prywaciarze albo partyjni bonzowie. Dla reszty pań domu były obiektem marzeń i pożądania. Mnie się nie podobały , ani meblościanki jako takie , ani z sękami i na wysoki połysk tym bardziej , nie mniej uważałam je za praktyczne. Miały niezliczoną ilość mniejszych i większych szaf, schowków i szuflad , zwykle mieścił się tam również barek i szafa do rzeczy a w niektórych nawet biurko albo specjalne miejsce na płyty – w tamtym czasie oczywiście winylowe , a to miało tę zaletę ,że dużo się w nich mieściło . Meblościanki i ławy pojawiły się w połowie lat 70-tych i do końca dekady upowszechniły tak dalece,że mieszkania w wielopoziomowych blokach były niemal identyczne : na ścianie graniczącej z mieszkaniem sąsiada meblościanka, na przeciwnej wersalka , pośrodku ława i dwa fotele. Na witrynkach meblościanki kryształy Rzadko kiedy ktoś wykazywał się fantazją i urządzał blokowe mieszkanie inaczej . Kolorystyka też niemal się nie różniła : olcha , jesion , jasny orzech dąb – oczywiście nie autentyk , ale „jesiono” i „olcho” , czy też „orzecho”- podobne . Mnie już wtedy marzyły się meble sosnowe – przed kryzysem czasem można było takie spotkać w nielicznych prywatnych sklepach meblowych , albo jeśli już miałabym postawić meblościankę to czarną , matową - ku zgrozie rodziny w tym i mojego męża , który w młodości , choć lubił rzeczy dobrej jakości i ładne , zmysłem awangardy pochwalić się nie mógł i przemawiały do niego wyłącznie wzory ogólnie przyjęte i powszechnie stosowane, najlepiej takie jakie miał w domu rodzinnym; segment Kowalskiego na wysoki połysk, a la perski dywan i wersalka w kolorach brązowych lub bordowych na tle piaskowych ścian. Jednym słowem : nudny standard, którego ja nigdy nie akceptowałam . Jeśli godziłam się nań , to dlatego,że z powodu braków w zaopatrzeniu nie miałam większego wyboru. Kupiliśmy więc meblościankę ,przeznaczoną do pokoju młodzieżowego. Miała jedną , wielką zaletę : składała się z pojedynczych elementów , a nie jak większość wtedy występujących meblościanek , tylnej ściany wspólnej i montowanych do niej segmentów. Jak to często wówczas bywało , nasz zakup nie był planowany. Zadecydowała o tym okazja.
Towaru w sklepach było już nieco więcej , szczególne artykułów spożywczych , kosmetyków i środków czystości. Na inne nadal trzeba było – „polować”. Łatwiej było kupić na książeczki MM . Któregoś dnia wracając z mojej wiejskiej pracy w terenie przechodziłam koło domu towarowego. Tak, tak , istniały wtedy jeszcze te relikty realnego socjalizmu jakim były domy towarowe. W głębi wielkiego , pustego sklepu stały dwa komplety meblościanek i kilka wersalek. Weszłam .Grzecznie zapytałam czy mogę kupić na kredyt dla młodych małżeństw. Oczywiście tylko trzeba wpłacić 5% .Ba, wpłacić , ale skąd wziąć , jak w portfelu tyle co na mleko i chleb , a do wypłaty jeszcze trzy dni? Za trzy dni już może tych mebli nie być. Wpadłam na pomysł ,żeby pożyczyć od teściowej, poprosiłam panią ekspedientkę ,żeby mi przez pół godziny nie sprzedała , zgodziła się bez żadnych fochów - co samo w sobie było cudem w tamtym czasie , bo klient w sklepie był niczym więcej jak utrapieniem sprzedawcy i zamiast do przychodni kontynuować dzień pracy pobiegłam do banku gdzie pracowała teściowa . Pożyczyła chętnie , zeszła tylko do kasy, żeby wyjąć z konta , bo też czekała na wypłatę. Po półgodzinie mebelki były moje. Od razu wynajęłam też taksówkę bagażową ( a jakże , były takie w naszym mieście , bo już wtedy co obrotniejsi zaczynali brać sprawy w swoje ręce , nim jeszcze hasło padło oficjalnie), która nam je przywiezie około 17.30, jak Ka skończy pracę. Mebel był dość drogi , ale porządny:, wprawdzie z płyty wiórowej ale w prawdziwej okleinie drewnianej , co było pewnym luksusem w tamtych czasach jak wspominałam . Zwykle okleiny były papierowe imitujące fakturę drewna, ale też meble były tańsze. Te nasze składały się z dwudrzwiowej szafy z nadstawką , dwóch regałów , po części zamykanych, szerszych i jednego węższego. Jest tez biurko i część z przegródkami na płyty winylowe. Nasze dzieci oczywiście musiały zobaczyć jak meble przyjechały żukiem i jak je potem wyładowywano i wnoszono na górę. Od tego dnia młodszy synek wszystkim powtarzał, że jak będzie duży to kupi sobie żuka i będzie woził szafy.. Przez kilka lat był to dla niego najwspanialszy zawód świata. Po wstawieniu mebli do 14 metrowego pokoju miejsca jest znacznie mniej , ale zniknęły wszystkie kartony i stery książek, leżące dotąd na podłodze. Nie dało się ich ustawić w jednym rzędzie pod ścianą. Rozstawiłam je więc w trzech różnych miejscach, ale tak było i ładniej i wygodniej i na dodatek powstał dodatkowy kącik , bo segment z biurkiem , który do tego użyłam po części zasłonił wnękę . Tam swoje królestwo urządził sobie Ka. Taki mały warsztat. Zmieściły się tam też jego fachowe książki i czasopisma. Jeszcze nie wiemy,że za kilka lat w tej niepozornej wnęce za szafą zacznie się nasza przygoda z biznesem . A meblościanka , pomniejszona o szafę do rzeczy służy nam do dzisiaj. Stoi w pracowni męża i jakoś upływu czasu specjalnie po niej nie widać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz