Właściwie to „nowe „ nie tyle
szło ,co sadziło już w naszą stronę wielkimi susami. Faktem
jest,ze po wszystkich rygorach stanu wojennego w istocie czuło się
„odwilż” jak to metaforycznie wówczas nazywały media.
Złagodzono warunki przekraczania granic, obowiązywały wprawdzie
paszporty, ale nie czekało się na nie już po kilka lat a tylko 2-3
tygodnie i nie trzeba ich było oddawać , przynajmniej nie te na
Układ Warszawski i Berlin Zachodni – czy na te do pozostałych
krajów Europy Zachodniej , nie wiem , bo nie korzystaliśmy. Świat
nas nie pociągał. Uważaliśmy,że tu na miejscu możemy wiele
zrobić i osiągnąć , a na wojaże w celach turystycznych nie było
nas wówczas stać i nie zakładaliśmy nawet ,ze przyjdzie taki
czas,że będzie. I tu znów Los zrobił nam psikusa, bo dziś
zebranie potrzebnej kasy na opłacenie wycieczki zagranicznej nie
byłoby jakimś wielkim wyczynem , ale ogranicza nas brak czasu . To
już jednak inna bajka , do której wrócę niebawem.
W swobodnym przekraczaniu granic
ludzie zobaczyli swoją szansę i natychmiast z niej skorzystali.
Zaczynał się czas „handlowych wycieczek” do Berlina . W
niezliczonych sklepikach , które nagle zaczęły wyrastać jak
grzyby po deszczu, na straganach albo ot tak wprost z samochodów ,
najłatwiej było można kupić towar z berlińskich dyskontów; kawę
, różne płyny i proszki do prania , słodycze , dziecięce odżywki
, makarony , gotowe dania w puszkach , ciasta i egzotyczne dla nas
owoce jak kokos czy kiwi i oczywiście , do niedawna poszukiwany
papier toaletowy . Wszystko za odpowiednio wysokie ceny rzecz jasna.
Te nasze krajowe rosły zresztą w szybkim tempie, szybko więc
poziom cen się wyrównał . Wciąż podaż przewyższała popyt ,
wciąż można było sprzedać dosłownie wszystko. Niektórzy
nastawili się na odzież lub drobne AGD . Te ostatnie zwykle były
kupowane na wyprzedażach z azjatyckich sklepów za kilka marek. W
narodzie , a w mieszkańcach naszego miasta w szczególności rósł
i potężniał duch kapitalizmu a wyobraźnią zawładnęło widmo
dobrobytu „takiego jak na Zachodzie”.W istocie było to widmo ,
bo nie wielu znało ten Zachód i tamtejsze warunki naprawdę , a
wyidealizowany mit powstawał głównie na bazie przekazywanych
opowieści. W tym czasie rozwinęły i rozrosły się giełdy
samochodowe i handel artykułami motoryzacyjnymi oraz przydomowe
warsztaty .Kto miał nieco większe zasoby finansowe , albo nie bał
się ponad 60-punktowego oprocentowania kredytów ,brał się za
branżę samochodową , która parę lat później doczekała się
nawet piosenki – pastiszu w wykonaniu zespołu Dżipago pt. Giełda
Samochodowa” , gdzie motywem przewodnim było osławione klepanie
blach przed giełdą w przydomowym warsztacie. Tekst poniżej , a
śpiewa się na melodię :”biełyje rozy”
Jak w każdą niedzielę, skoro świt
Gdy wstaje słoneczko
Jak pszczoły do ula z wszystkich stron
Tu zjeżdżają się
Jeśli sprzedać chcesz, lub kupić wóz
Masz szansę kolego
Lecz nim zjedziesz tu, upewnij się
Czy nie robisz źle
Ref.:
Kupujcie wozy, kupujcie wozy
Giełda od tego jest
Stare skarpety i nowe skody
Wszystko, co tylko chcesz
Ludzie zjeżdżają i przeszkadzają
Kręcą nosem co krok
Kto głupi jest i kupi grat
I stracił to, co zbierał przez rok
Na tydzień przed giełdą zgiełk i ruch
W warsztatach domowych
Tam każdy się stara, by stary trup
Wyglądał jak cud
Kto frajerem jest, nabierze się
I kupi choć drogi
I nim minie rok, niestety będzie
Szpachlować znów
Ref.:
Kupujcie wozy, kupujcie wozy
Giełda od tego jest
Stare skarpety i nowe skody
Wszystko, co tylko chcesz
Ludzie zjeżdżają i przeszkadzają
Kręcą nosem co krok
Kto głupi jest i kupi grat
I stracił to, co zbierał przez rok
Ceny wprawdzie nadal były wyższe niż
w salonach , nawet auta używane przynosiły ogromne zyski , ale auta
zaczęły być dostępne na wolnym rynku. Z początku tylko krajowe i
sporadycznie zachodnie, ale były.
W publicznych mediach po raz pierwszy
oficjalnie zaczęto transmitować Mszę Św. ,Pasterki z Watykanu i
emitować koncerty kolęd z okazji Świąt Bożego Narodzenia,
pojawiło się też więcej filmów amerykańskich i
zachodnioeuropejskich. Wszystko po to ,żeby uspokoić nastroje ,
dać szarej ,pracującej masie poczucie,że się zmieniło na lepsze.
Na razie dość kulawo i nieudolnie ,
ale ruszyła z miejsca nasza własna gospodarka . Raz po raz zaczęły
się pojawiać w sklepach produkty krajowe. A to jakiś piecyk, a to
telewizor , to znów jakieś ciuchy , więcej spożywki . Półki
sklepowe były wciąż jeszcze mało zasobne ale już nie puste. W
zachodni szlif zaczęły też obrastać przydomowe ogródki i
balkony , tu wisząca doniczka z pelargonią , tu równiutko
przycięty żywopłot , tam wdzięczna kępka iglaczków stopniowo
zastępowały swojskie malwy , astry i nagietki..
Zwrot ku lepszemu było już widać
gołym okiem .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz