poniedziałek, 7 stycznia 2013

Codzienność


Za pozostałą do wykorzystania kwotę kredytu MM kupiliśmy czarno - biały telewizor. Innych i tak nie była ( chyba ,że czasem pojawił się gdzieś radziecki rubin, ale to była rzadkość , a poza tym zdarzało się ,że stawały w płomieniach więc jakoś szczególnie nam się do kolorowego nie ckniło) , a ten kawalerski męża ciągle się ostatnio psuł. Ka naprawiał go co parę dni, ale na niewiele się to zdawało. Po tym zakupie zostały nam jakieś " grosze ", które wydałam na komplet pościeli i jeszcze do tego dopłaciłam. Nowy telewizor zajął miejsce po poprzednim , na skrzyni do butów. W tamtej chwili wydawało się ,że mamy już wszystko i nie wiele nam do szczęścia ( czytaj stabilizacji) brakuje. Zbliżało się lato .
Okazało się ,że zachowałam prawo do urlopu. Latem wyjechaliśmy więc ponownie do naszych znajomych w Bieszczady. Ucieszyłam się , bo mimo wszystko wolała pracę w szkołach z dziećmi, choć w warunkach trudnych niż jako rejestratorka w przychodni, a tylko to mogłam robić jeśli wypadło mi iść na zastępstwo do poradni innej niż dziecięca. Pobyt w Bieszczadach upłynął w rozrywkowej atmosferze i zdecydowanie za szybko. Świat odległy od naszego , inna mentalność , inny styl życia .
Po wakacjach dzieci poszły do przedszkola. Nie przyjęto ich do tego , gdzie złożyliśmy dokumenty , tylko do innego , które właśnie powstało w dawnej bursie naszego LO. Nawet dobrze się stało , bo było bliżej domu i zaledwie i paręset metrów od miejsca skąd odjeżdżały autobusy , którymi dojeżdżałam do szkół. Starszy synek bez problemu zaaklimatyzował się w przedszkolu, młodszy płakał , jak zresztą większość dzieci. Nie chciał bez mamy choć tłumaczyłam mu,że po pracy po niego przyjdę. Panie przedszkolanki , na początek pozwoliły mu być z bratem i po kilku dniach mały tez się przyzwyczaił, zwłaszcza, że smakowały mu przedszkolne obiadki , a jeść to on bardzo lubił w przeciwieństwie do brata.
Na piątą rocznicę ślubu matka dała nam komplet chińskich garnków. Niedawno pojawiły się takie w sklepach.. Przy całej jej złości do nas , o rocznicach ślubu pamięta i prezenty dostawaliśmy od niej co roku aż jeszcze przez wiele lat.Garnki okazały się całkiem solidne i posłużyły nam aż do połowy lat 90-tych . Ka kupił mi delikatny złoty pierścionek z maleńkim jak łebek od szpilki szmaragdzikiem. Mam go do dziś, choć ostatnio nie zakładam , bo przestał na mnie pasować ( cóż przybyło mi trochę kilogramów) . Mąż nie rozpieszczał mnie wtedy prezentami, ale jeśli kupował to zawsze cenne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz