Tego lata wyjechaliśmy
raz jeszcze. Niespodziewanie. Od kilku dni lał deszcz. Piątkowa noc
, około północy , my w trakcie zabaw miłosnych i nagle dzwoni
telefon. Zła jak osa i nie całkiem przytomna podnoszę słuchawkę.
Dzwoni P. Pyta najpierw czy nie popsuł nam zabawy ( skąd to wie ? )
, popsułeś mówię , i pytam czy coś się stało. A on pyta czy
mamy sprzęt turystyczny i paliwo. Mamy , a czemu mielibyśmy nie
mieć, pytam . To może pojedziemy do Łeby ? Ka od razu podłapał
temat a i mnie dwa razy nie mówić . Postanowiliśmy jechać. Od
rana pakujemy sprzęt i w drogę. Deszcz lał dalej. Do Łeby
dotarliśmy wieczorem . Zanim P z rodzinką rozbił namiot zrobiło
się ciemno. Skończyli około północy. Pożyczyli jakąś wielką
i skomplikowaną w obsłudze legionowską czwórkę . Nasza podszyta
wiatrem dwójka stanęła w kilka minut, chłopcy spali w
samochodzie. Następny dzień także deszczowy i pochmurny. Pogoda
poprawiła się dopiero w dniu naszego powrotu. Sąsiedzi z campingu
dziwią się ,że nie szkoda nam paliwa na tak krótki wyjazd. Nie
szkoda , dlaczego mielibyśmy żałować na przyjemności ? A
tymczasem robiliśmy sobie długie spacery brzegiem morza. Panowie
dotarli nawet na plażę naturystów. Te kilka dni nad morzem były
fantastyczne i trochę szalone . Kiedy już dzieci zasnęły ,
poszliśmy nocą na plażę . Przyjemne miejsce na nocną imprezkę z
alkoholem i erotycznymi podtekstami .
Niestety musieliśmy
wracać , na mnie i Ka czekała praca , P mógł sobie bez trudu
weekend przedłużyć , jego żona – nauczycielka cieszyła się
jeszcze wakacjami.
Ostatnie cztery miesiące
roku 1987 nie były dla nas zbyt łaskawe. Szalała inflacja ,drożało
wszystko z dnia na dzień, pensje w budżetówce były coraz
marniejsze, w zakładzie u Ka , wciąż jeszcze państwowym też nie
lepiej. To co udało się dorobić zaledwie wyrównywało różnicę
. Ka pracował już teraz prawie na trzech etatach. Jeden w swoim
zawodzie , pół etatu jako gospodarczy i na swoim , choć jeszcze
nieoficjalnie. Ja nie miałam wielu możliwości dorobienia .
Szczerze powiedziawszy to też nie bardzo miałam na to ochotę . Ten
czas chciałam poświęcać dzieciom. Wciąż czułam się źle z
faktem ,że wróciłam do pracy i miałam go dla nich znacznie mniej
. Wtedy nie wiedziałam jeszcze,że jakoś będę musiała tę
sytuację oswoić i zaakceptować , a potem organizować sobie czas
robiąc jedno kosztem drugiego i że będzie to dla mnie ogromne
wyzwanie i nieustający stres.
A tymczasem w Kraju coraz
głośniej mówiło się o braniu spraw w swoje ręce. Mówiliśmy i
my , ale tym czasem na mówieniu się kończyło. Nie mieliśmy
żadnej konkretnej wizji ani planu. Na razie zadowalała nas
możliwość dorobienia do pensji .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz