czwartek, 31 stycznia 2013

Czas biegnie


Święta Bożego Narodzenia anno 1987 spędzaliśmy jak zwykle u siebie. Rodziny odwiedziły nas tylko w pierwsze święto i o dziwo po raz pierwszy od dłuższego czasu nie skakały sobie do oczu. Izolacja poskutkowała ( no, na krótko jak się okaże niebawem ) ; kiedy się wprowadzaliśmy do naszego mieszkania od razu postawiliśmy sprawę jednoznacznie: Wigilia jest dla nas – nigdzie nie idziemy, nikogo nie zapraszamy . Spotykamy się po Wigilii lub w któreś ze świąt . Konsekwentnie trzymaliśmy się tej zasady aż do 1998 roku , najczęściej z podziałem :teściową i szwagierkę z mężem zapraszaliśmy osobno, moich rodziców osobno .
Dzieci nieustannie dostarczały nam radości. Zdarzało mi się w pracy wyciągać ze swojej torebki samochodziki , cukierki , dzwonek do roweru , różne kartoniki , rysunki i tym podobne. Torebka leżała w miejscu , gdzie w zasadzie nie powinni mieć do niej dostępu a jednak zawsze coś im się udawało do niej wrzucić – żeby mamie nie było smutno w pracy- tłumaczyli . Starszy miał pomysły , młodszy je realizował , a potem zwalał na brata i zawsze mówił ,że brat mu kazał. Czasem te pomysły bywały niebezpieczne, jak wtedy gdy sprawdzali czy wybuchnie i władowali do gniazda 220V dwa śrubokręty .Obaj kochali nasze auto. Z kolegą dyskutowali o tym czyj samochód jest lepszy tak zawzięcie, że prawie dochodziło do bójek i czego by nie stwierdzili nasze auto i tak było lepsze, bo coś tam... . Zaczynali się też interesować i pasjonować różnymi sprawami. Młodszy kochał samochody. Bezbłędnie rozpoznawał wszystkie marki jakie można było spotkać na naszych drogach i doskonale znał już budowę silnika. Starszy miał nieco szersze zainteresowania . Podpatrywał co robi Ka i próbował mu pomagać , a poza tym zafascynował go układ słoneczny i planety. Kazał sobie czytać o tym książki. Być może działał tu wpływ naszych zainteresowań i pasji do zdobywania wiedzy , bo sami musieliśmy przyznać i z niemałym zdumieniem stwierdzaliśmy , że jak na dzieci w wieku 5 i 6 lat wiedzieli całkiem sporo i wcale nie były to zainteresowania typowo dziecięce.
Poza tym dużo czasu spędzałam teraz na opiece , bo jak to bywa w przedszkolu łapali wszystkie choroby dziecięce. I z tego powodu chwaliłam i chwalę sobie stary system . Dziś by mi taka ilość wolnego na dzieci nie uszła . Zostałabym zwolniona przy pierwszej okazji nawet z państwowej firmy. W zakładzie Ka jeszcze obowiązywały również stare zasady. Dzieci dostawały paczki na Gwiazdkę, a nawet urządzano dla nich baliki karnawałowe. Pomagaliśmy przy organizacji . Mieszkaliśmy przecież po drugiej stronie korytarza więc czemu nie . Wolnego po pracy było dużo . Dzieci przebierały się na te okazje a my braliśmy również udział w tych zabawach. Na tym w 1988 roku przysiadł się do mnie kolega P i rozmawialiśmy przez cały wieczór na oczach wszystkich pracowników. Zatańczyliśmy razem nawet jeden czy dwa kawałki budząc tym nie małą sensację. Na gadanie nikt z nas już jednak nie zwracał uwagi.. Znajomośc się rozwinęła , dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie i to "co ludzie powiedzą " przestało mieć znaczenie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz