wtorek, 20 listopada 2012

Będzie lepiej cd


Latem wyjechaliśmy w Bieszczady. Mimo 26- godzinnej podróży odpoczęliśmy wspaniale , z dala od wszelkich awantur rodzinnych. Mieszkaliśmy u znajomych poznanych przez Ka w czasie jego wyjazdu w październiku w Prełukach , blisko stacji kolejki wąskotorowej. Nasi gospodarze mieli troje dzieci w wieku naszych więc było wesoło. Dużo chodziliśmy po szlakach , kąpaliśmy się w strumieniu ,wieczorami paliliśmy ogniska , zwiedzaliśmy cerkiewki ,rozmawialiśmy ze znajomymi , pomagaliśmy im w gospodarstwie itd. Świat i sposób myślenia zupełnie inny niż w naszym regionie. Wracaliśmy wypoczęci. Niestety , czekała nas znana nam sytuacja, czyli awantury i wyzwiska. Do dziś nie umiem i nie umiałam też w czasie kiedy to wszystko się działo sprecyzować powodów tych wszystkich awantur. Powodem stawało się właściwie wszystko. Nawet postawione krzywo buty , sposób rozpalania w piecu , sposób ubierania ...

Jak wspomniałam dobra wiadomość przyszła pod koniec roku. " Góra" wyraziła zgodę na zamieszkanie w pokojach gościnnych . Do realizacji doszło jednak dopiero za parę miesięcy. Nikomu oprócz nas się nie spieszyło , a i kłopoty z zaopatrzeniem w materiały do remontów też swoje robiły. Mniej - więcej na wiosnę przystąpiono do prac adaptacyjnych. Ciągnęły się do następnej wiosny , a my żyliśmy nadzieją na jako taki spokój . W tym czasie nadal wybuchały awantury. Po raz drugi doszło do tego,że nie rozmawialiśmy z rodzicami przez kilka miesięcy . Dziadkowie nas – dyskredytują jak tylko mogą , nie licząc się z tym ,że chłopcy na to patrzą i choć mali to jednak coś rozumieją i zapamiętują . Zapewne pod wpływem matki i jej nieustającego jątrzenia złość udzieliła się i ojcu . Nie rozumiałam tego i nie rozumiem do dziś , zwykle kiedy matki nie było w pobliżu z ojcem wcale nie źle się rozumieliśmy . Wtedy nie miałam ani sił ani nastroju ,żeby z nim o tym porozmawiać . Matka zawsze miała na ojca wpływ , a wtedy , w pierwszych latach naszego małżeństwa wyjątkowo zły. Nie wiele mogłam na to poradzić . Kiedy zresztą było inaczej ? Wyczyny matki zaczęły przybierać często formy kuriozalne. Któregoś dnia, nie pamiętam już o co poszło; przyjechała z pracy , weszła do domu i nim jeszcze do końca zamknęła drzwi zaczęła coś wykrzykiwać,coś tam odpowiedziałam i wtedy matka zapała stojące w przedpokoju buty Ka i wyrzuciła je przez okno. Moja reakcja była natychmiastowa. Złapałam buty matki i wyrzucam je przez drugie okno, bez jednego słowa, ale w "środku " aż się trzęsłam z tłumionej furii. Sąsiedzi musieli mieć nie zły ubaw oglądając lecące z pierwszego piętra buty. Ka po swoje poszedł, matka nie. Następnego dnia buty matki stały na wycieraczce. Musiał je przynieść któryś ze sąsiadów. Nawet mnie to nie ruszyło , przeżyłam już gorsze rzeczy, związane z zachowaniem matki. Latem po raz drugi wyjechaliśmy w Bieszczady. Chociaż dwa krótkie tygodnie odetchnęliśmy od domowej atmosfery. Byłoby jednak zbyt pięknie gdyby wszystko szło gładko. Kiedy czekaliśmy na pociąg powrotny , na peronie w Zagórzu jakiś młodzieniec ukradł jeden z naszych plecaków. Plecaki stały przed nami na peronie , obok nasze dzieci . Pilnowaliśmy i dzieci i dobytku , a jednak znalazł się złodziej. Widziałam moment jak zabierał nasz plecak i zaczał uciekać. Krzyknęłam tylko do Ka " pilnuj dzieci" i rzuciłam się za złodziejem w pogoń. Goniłam go dobre 200m , ale udało mi się wyrwać mu plecak i tym samym odzyskać naszą własność. Niby nic cennego w nim nie było , tylko ubrania ,kilka pamiątek z wyjazdu i aparat fotograficzny , ale byłoby mi szkoda to stracić. Pozostali podróżni tylko się przyglądali , a może po prostu zajęci swoimi sprawami zajścia nawet nie zauważyli. Kiedy wróciłam z plecakiem do moich ,dopiero teraz dotarło do Ka co się działo. Nie widział momentu kradzieży. Nakrzyczał na mnie ,że nie powinnam takich rzeczy robić , bo mógł mnie złodziej zaatakować. No prawda , rozsądne to to nie było , ale zanim wytłumaczyłabym Ka o co chodzi , albo zawołała o pomoc , złodziej zdążył by uciec. Na jesieni skończył się pierwszy etap prac adaptacyjnych w zakładzie Ka. Wstawiono w końcu drzwi dzielące kondygnacje Następne prace zaczną się znów na wiosnę , teraz będą przebudowane ścianki , tak żeby z czterech pokoi powstały dwa mieszkania z małymi łazienkami. Cierpliwie czekaliśmy i kupowaliśmy co tylko się dało ,żeby mieć z czym zacząć. Załatwiliśmy sobie książeczkę MM czyli kredyt dla młodych małżeństw. Nie pamiętam dokładnie jak się to spłacało , wiem ,że można to było wykorzystać przez dwa lata , a przy zakupie wpłacać 5% wartości towaru. Kolejny raz też udało się Ka uniknąć wojska . Drugie dziecko więc tym bardziej uznano odroczenie za uzasadnione. Ka miał się zgłosić dopiero w wieku 24 lat po wypis do rezerwy. Bez krętactw i kombinacji ominęła mojego męża służba wojskowa. Mamy się z czego cieszyć. Połowa mojej rodziny ze strony ojca to wojskowi , ale ja miałam do wojska uraz. Kilka lat wcześniej trzech moich kolegów znanych mi z miejsca gdzie jeździłam na wakacje do babci, zginęło w wojsku , czwarty ,żeby uniknąć służby rzucił się pod pociąg. Cieszył się i mężuś , bo wciąż twierdził, że do wojska się nie nadaje. Fakt , mąż jest bardzo silną osobowością i indywidualistą . Tacy ludzie nie poddają się rozkazom . O ile ich służba pod komendą nie zniszczy , to raczej sami zostają dowódcami.
Młodszy synek nadal nie mówił , choć rozumiał wszystko i potrafił pokazać o co mu chodzi. Starszy zaczął zadawać pytania. Nie nadążaliśmy odpowiadać. Kolejna zima minęła i wreszcie , wiosną roku 1985 , a konkretnie w Wielki Piątek Ka przyszedł z pracy i położył przede mną na stole klucz do naszego nowego mieszkania, a właściwie do czegoś z czego mieszkanie trzeba zrobić. Bo jedyne co zrobiono , to wyprowadzono piony do wanny ,umywalki i zlewu oraz dwa pokoje połączono w jedno mieszkanie za pomocą dobudowanej ścianki i wstawienia drzwi. Całość miała 32m i składała się z czterech pomieszczeń , jednego przeznaczonego na kuchnię , drugiego na pokój , trzeciego na łazienkę i czwartego na mały przedpokoik , który powstał po wybudowaniu ścianki. Ubikacja była osobno. Trzeba wyjść na hol. Po czasie okazało się to nawet przydatne , bo tylko my z tego korzystaliśmy i dzięki temu zyskaliśmy dodatkowe metry. Resztę musieliśmy zrobić sami. Kupić zlew, umywalkę , wannę , wymalować ściany i w ogóle zagospodarować te nasze metry. Z powodu braków w zaopatrzeniu stanęło przed nami zadanie nie łatwe , ale i tak było to jedno z najradośniejszych zdarzeń w naszym życiu. Kilka dni później młodszy synek nagle zaczął mówić. Tak po prostu , od razu poprawnie , całymi zdaniami.






3 komentarze:

  1. Ojej! Przeprowadźcie się w końcu na swoje, bo już nie wytrzymuję! ;))) Jak możesz trzymać mnie w takim napięciu? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tak prędko , jeszcze kawał remontu przed nami.

    OdpowiedzUsuń