czwartek, 29 listopada 2012

Na swoim cd


Ka zapisał się na kurs prawa jazdy, chociaż nie mieliśmy samochodu. Uważał jak najbardziej słusznie zresztą ,że może mu się to kiedyś przydać i że za jakiś czas kupimy sobie jakieś auto .Za jakiś czas , to nie znaczy ,że będzie na niego zarabiał 30 lat jak mój ojciec , zaznaczył. Gdy mowa o aucie , to w granicach mojej wyobraźni mieścił się maluch , ewentualnie trabant ; duży Fiat , Wardburg czy Łada wydawały mi się luksusem , na który na pewno nie będzie nas stać , a już fiat klasy Mirafiori czy Mercedes , moją wyobraźnię przerastały . Kursy prawa jazdy i egzaminy odbywały się wtedy na miejscu więc problemów ze zdawaniem nie miał Ka i nie było takich co mieli . Dopiero parę lat później wprowadzą inne przepisy i mój egzamin to już będzie zupełnie inna bajka o czym napiszę we właściwym czasie. Jak wspominałam Ka był jest pasjonatem elektroniki. Wiedzieli o tym dobrze również jego współpracownicy i dyrekcja. Któregoś dnia, późną jesienią, po godzinach pracy odwiedził nas w mieszkaniu sam dyrektor Ka. Miał dla niego propozycje; do wykonania dla jego kuzyna – badylarza było urządzenie do sterowania pracą szklarni. Kuzyn- badylarz widział takie na Zachodzie i bardzo by chciał wprowadzić takie rozwiązanie w swoich szklarniach . Duże wyzwanie, bo trzeba to zaprojektować i wykonać tylko na podstawie opisu sposobu funkcjonowania. Ka postanowił spróbować i przynajmniej sprawdzić z czym ma do czynienia .Umówili się na wieczór i pojechali wspólnie zapoznać się z tym zadaniem. Ka podjął się wykonania tego urządzenia. Projekt powstał w kilka wieczorów . Z samym wykonaniem było już gorzej. Brak potrzebnych elektronicznych podzespołów. Skompletowanie ich zajmie kilka miesięcy, ale zleceniodawcy się nie śpieszyło , rozumiał sytuacje. Tegoroczne święta po raz pierwszy mieliśmy spędzić w miłej i spokojnej atmosferze. Już pod koniec listopada zapowiedzieliśmy ,że tę wigilię spędzamy sami u siebie. Rodzinę zaprosiliśmy na świąteczny obiad i kawę po wieczerzy. Byłam bardzo zadowolona z tej sytuacji. Zanim jednak zasiedliśmy do Wigilii teściowa przyniosła mi dobrą informację . Właściwie dobrą i nie dobrą. Miałam szansę podjęcia pracy w naszym mieście. Jedyny warunek ,że od 1 stycznia następnego roku. Musiałabym rezygnować z reszty urlopu wychowawczego. Po przedyskutowaniu sytuacji z Ka postanowiłam przyjąć tę pracę. W ciągu kilku dni załatwiłam wszystkie formalności: rozwiązanie umowy w poprzednim zakładzie ,poszukałam miejsca w przedszkolach dla dzieci i podpisałam umowę w naszym miejscowym zozie. Niestety do września nie było szans ,żeby dzieci przyjęto do przedszkola. Zatrudniliśmy więc opiekunkę, której płaciliśmy prawie tyle ile zarabiałam , ale nie prędko może mi się trafić taka okazja z pracą więc uznałam ,ze jakoś przeżyjemy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz