wtorek, 27 listopada 2012

Na swoim


Miejsce zamieszkania na terenie zakładu pracy , chociaż małe okazało się nie takie złe. Ka dostał dawny szyb od windy do przechowywania narzędzi ,który przy okazji wykorzystywaliśmy jako piwnicę, dzieci miały świetny i bezpieczny - bo po 15.00 zamykany plac zabaw , a ja nawet 12m2 ogródka , który mieścił się za boksem do opału - dotąd pracownicy sadzili tam sobie pomidory. Kiedy się wprowadziliśmy, odstąpili nam ten kawałek ziemi. Plac zabaw synowie wspominają do dziś.
Z początku głupio się czułam mieszkając w takim miejscu , wydawało mi się,że nasza obecność tam może wszystkim przeszkadzać ale po kilku tygodniach przywykłam.
Nowe mieszkanie miało to do siebie ,że było często odwiedzane. Drzwi się u nas nie zamykały : znajomi , teściowa, ciotki , kuzynki itd. Zaraz po wprowadzeniu się założyłam coś w rodzaju księgi pamiątkowej. Zapisywałam w niej wszystkie ważne dla nas zdarzenia i rocznice , wklejałam zdjęcia i pamiątki związane z wydarzeniami, pierwsze rysunki dzieci , pocztówki i bilety z miejsc , które zwiedzaliśmy , notatki z wyjazdów, itd. Księgę prowadziłam długo, bo do roku 1998 .Właściwie nie wiem dlaczego zaprzestałam, po części z braku czasu . Do księgi wpisywali się też goście. Tkwiła we mnie jakaś żyłka historyka - pisarza, bo przecież to też kawałek historii . A małe jej, pojedyncze fragmenty składają się przecież na tę wielką . Tak poza tym ,że często bywali u nas goście , żyliśmy spokojnie. Ka pracował nadal w dyżurach, ja opiekowałam się dziećmi , gotowałam i dbałam o mieszkanie , dzieci się bawiły się i uczyły . Wieczorami na zmianę czytaliśmy im różne książki. Najbardziej lubili wyprawy Tomka Wilmowskiego. Zaczęłam żałować ,że zniszczyłam swoją własną książkę dla dzieci , którą napisałam w szkole . Mogłabym im ją teraz czytać. Spaliłam wszystkie moje opowiadania , raplutaż i tę książeczkę, po tym jak matka zaczęła zaglądać do naszych szaf, a potem opowiadać znajomym czego to ja nie napisałam. To bylo krótko po urodzeniu się naszego pierwszego synka. Szkoda ,że nie zapanowałam wtedy nad emocjami i tak zareagowałam. Wiedliśmy spokojną egzystencję , nazywaną przez propagandę „małą stabilizacją” . „Telewizor,meble … To standardu brakowało nam tylko małego fiata . Na auta jednak , jakie by ono nie było pracowało się kilkanaście , a czasem i kilkadziesiąt lat .
Któregoś jesiennego dnia przy okazji robienia zakupów trafiłam na dostawę pralek automatycznych . Stały w sklepie aż dwie –radzieckie „wiatki” z kartką ,że zakup tylko na kredyt dla młodych małżeństw. Weszłam , spytałam grzecznie czy mogę kupić i wyjęłam książeczkę MM. Nie mogę , bo muszę mieć przynajmniej dwoje dzieci. Pani ekspedientka nawet nie spytała czy mam, od razu mówi –„nie” i nie wierzy, kiedy odpowiadam że mam .Żąda pokazania dowodu osobistego. Oglądała zapis długi i wnikliwie ( nie wiem , może myślała,że sfałszowałam wpis, albo posługuję się nie swoim dowodem ?) i zła na mnie - nie wiadomo czemu , sprzedała mi w końcu tę te pralkę. Braki w zaopatrzeniu w pewnym momencie były tak wielkie,ze nawet towar , który można było kupić na kredyty dla młodych małżeństw limitowano . Kiedy już zaczęło się towaru pojawiać więcej nikt nie wpadł na pomysł,żeby to ograniczenie cofnąć , stąd wymóg posiadania dwojga dzieci .
Znów musieliśmy kombinować żeby pralkę przewieźć do nas i i zataszczyć na górę , co nie było takie proste bo wiatki swoje ważyły . Wózek dziecięcy w tym przypadku odpadał . Wróciłam do domu dumna z siebie,że udało mi się takiego zakupu dokonać. Jak zwykle pomogły układy ojca , załatwił nam
jakiegoś służbowego żuka do przewiezienia pralki. Firmy transportowe , taksówki bagażowe i firmy obsługujące przeprowadzki miały dopiero powstać . Póki co , trzeba było sobie radzić we własnym zakresie.
Mieliśmy więc już mocno ułatwione życie . Koniec prania w rękach. Mniej - więcej w tym samym czasie odkupiliśmy od znajomych chłodziarkę na freon. Miała
już jakieś 15 lat , ale działała a jak przestawała działać , co zdarzało się raz na kilka miesięcy odwracaliśmy ją do góry nogami i znów działa. Mebli nadal nie mieliśmy , zastawy stołowej i innych kuchennych drobiazgów na razie wystarczało. Reszty zamierzaliśmy się dorobić – nie spieszyło nam się , uznaliśmy ,że na wszystko przyjdzie czas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz