Święta Bożego
Narodzenia anno 1987 spędzaliśmy jak zwykle u siebie. Rodziny odwiedziły nas
tylko w pierwsze święto i o dziwo po raz pierwszy od dłuższego
czasu nie skakały sobie do oczu. Izolacja poskutkowała ( no, na
krótko jak się okaże niebawem ) ; kiedy się wprowadzaliśmy do
naszego mieszkania od razu postawiliśmy sprawę jednoznacznie:
Wigilia jest dla nas – nigdzie nie idziemy, nikogo nie zapraszamy .
Spotykamy się po Wigilii lub w któreś ze świąt . Konsekwentnie
trzymaliśmy się tej zasady aż do 1998 roku , najczęściej z
podziałem :teściową i szwagierkę z mężem zapraszaliśmy osobno,
moich rodziców osobno .
Dzieci nieustannie
dostarczały nam radości. Zdarzało mi się w pracy wyciągać ze
swojej torebki samochodziki , cukierki , dzwonek do roweru , różne
kartoniki , rysunki i tym podobne. Torebka leżała w miejscu ,
gdzie w zasadzie nie powinni mieć do niej dostępu a jednak zawsze
coś im się udawało do niej wrzucić – żeby mamie nie było
smutno w pracy- tłumaczyli . Starszy miał pomysły , młodszy je
realizował , a potem zwalał na brata i zawsze mówił ,że brat mu
kazał. Czasem te pomysły bywały niebezpieczne, jak wtedy gdy
sprawdzali czy wybuchnie i władowali do gniazda 220V dwa śrubokręty
.Obaj kochali nasze auto. Z kolegą dyskutowali o tym czyj samochód
jest lepszy tak zawzięcie, że prawie dochodziło do bójek i czego
by nie stwierdzili nasze auto i tak było lepsze, bo coś tam... .
Zaczynali się też interesować i pasjonować różnymi sprawami.
Młodszy kochał samochody. Bezbłędnie rozpoznawał wszystkie marki
jakie można było spotkać na naszych drogach i doskonale znał już
budowę silnika. Starszy miał nieco szersze zainteresowania .
Podpatrywał co robi Ka i próbował mu pomagać , a poza tym
zafascynował go układ słoneczny i planety. Kazał sobie czytać o
tym książki. Być może działał tu wpływ naszych zainteresowań
i pasji do zdobywania wiedzy , bo sami musieliśmy przyznać i z
niemałym zdumieniem stwierdzaliśmy , że jak na dzieci w wieku 5 i
6 lat wiedzieli całkiem sporo i wcale nie były to zainteresowania
typowo dziecięce.
Poza tym dużo czasu
spędzałam teraz na opiece , bo jak to bywa w przedszkolu łapali
wszystkie choroby dziecięce. I z tego powodu chwaliłam i chwalę
sobie stary system . Dziś by mi taka ilość wolnego na dzieci nie
uszła . Zostałabym zwolniona przy pierwszej okazji nawet z
państwowej firmy. W zakładzie Ka jeszcze obowiązywały również
stare zasady. Dzieci dostawały paczki na Gwiazdkę, a nawet
urządzano dla nich baliki karnawałowe. Pomagaliśmy przy
organizacji . Mieszkaliśmy przecież po drugiej stronie korytarza
więc czemu nie . Wolnego po pracy było dużo . Dzieci przebierały
się na te okazje a my braliśmy również udział w tych zabawach.
Na tym w 1988 roku przysiadł się do mnie kolega P i rozmawialiśmy
przez cały wieczór na oczach wszystkich pracowników. Zatańczyliśmy
razem nawet jeden czy dwa kawałki budząc tym nie małą sensację.
Na gadanie nikt z nas już jednak nie zwracał uwagi.. Znajomośc się
rozwinęła , dobrze się czuliśmy w swoim towarzystwie i to "co
ludzie powiedzą " przestało mieć znaczenie.