A mostom muszę poświęcić kilka zdań
, bo były wyjątkowe . Były, bo dziś straszą już nędzne
resztki. Padły niestety ofiarą złomiarzy. Mostów było siedem z
czego ja pamiętam już tylko sześć. Szło się urokliwymi alejkami
parku porośniętymi bzem ,jaśminem i wilczą jagodą od jednego do
drugiego . Wyżej wznosiły się dorodne drzewa:świerki , graby ,
kasztanowce i lipy . Pierwsze trzy mieściły się bliżej drogi
przebiegającej przez wieś , blisko parkanu wykonanego z kutego
żelaza i łączyły usytuowane na stawie dwie wysepki. . Każdy z
tych mostów był inny. Zawsze podziwiałam to dzieło kowali. Były
przecudnej roboty . Kiedy patrzyło się na nie , miało się
wrażenie,że są utkane z koronek a nie wykute z żelaza. Kiedyś ,
poziom wody w stawie był wyższy i można było do każdego z nich
dopłynąć łódką. Za mojej młodości pomiędzy wysepkami od
strony wsi , nie było już wody , a tylko podmokły grunt., staw
sięgał już tylko do środkowego , ale baśniowego uroku mostom to
nie odebrało. To miejsce miało moc magiczną . Przyciągało swoim
odrobinę tajemniczym klimatem a duch romantyzmu sprzyjał
rozmyślaniom i marzeniom. Przywodziło na myśl znane z literatury
romantycznej świątynie dumania .Lubiłam tam chodzić sama ;
stawałam na środkowym moście i patrzyłam w ciemną w tym miejscu
wodę , słuchałam śpiewu ptaków i pozwalałam swobodnie płynąć
myślom . Szczególnie, gdy byłam już wieku kiedy do przemyślenia
miałam dużo.
Czwarty , największy most był dobrze
widoczny z każdej strony parku. Przerzucony po drugiej stronie stawu
, od wysepki do przeciwnego brzegu , gdzie park w naturalny sposób
łączył się kompleksem leśnym miał bardzo prostą formę, pełną
elegancji i finezji. Na tle soczystej zieleni lasu i niemal czarnej
powierzchni stawu tworzył swoiste dzieło sztuki. Szacunek dla wizji
projektanta . Równie wspaniale prezentował się w oprawie
jesiennej i zimowej . Żeby dotrzeć do dużego mostu trzeba było
przejść przez mniejszy łączący brzeg stawu z wysepką . Ten choć
nadszarpnięty lekko zębem czasu był równie piękny i prosty w
formie jak ten największy. Wiodła do niego kręta ,obsadzona
krzewami ścieżka; kusiła tajemnicą a sam most sprawiał
wrażenie jakby zapraszał do spaceru . Wokół tych dwóch mostów
wiosną kwitły całe pola fiołków , a nieco później , po
drugiej stronie stawu na zacienionym ,podmokłym gruncie rozkwitały
konwalie . Zapach był upojny.
Szósty most był położony nieco
dalej , na wysuniętej daleko odnodze stawu .Tamtędy droga
prowadziła do ogrodnictwa. Most był użytkowany , jedyny częściowo
przykryty deskami był z nich wszystkich najskromniejszy. Nie był
szczególnie ozdobny, za to posiadał bramkę i schodki przez , które
można było zejść nad samą taflę wody i dawniej , kiedy służył
jeszcze celom rekreacyjnym swobodnie wsiąść do łódki. Siódmy
most został zniszczony w końcu II wojny przez radziecki czołg.
Nigdzie i nigdy nie spotkałam tak pięknego, utrzymanego w
romantycznym stylu , w naturalny sposob wpisującego się w krajobraz
, założenia parkowego jak tam, choć zwiedziłam w swoim życiu
mnóstwo zabytkowych dworków , zamków, pałaców i przynależnych
do nich ogrodów . Projektant musiał być wizjonerem. W czasie gdy
tam, mieszkałam i bywałam na wakacjach park i pałac należały do
PGR . Właściciele nawet o to dbali , remontowali budynki,
przycinali krzewy wzdłuż alejek , sprzątali. Remonty jednak były
wykonywane w celu utrzymania dobrego stanu technicznego, bez dbałości
o zabytkowe szczegóły i bez kontroli i wskazań konserwatora
zabytków. W efekcie kompleks ogrodowo – pałacowy tracił
stopniowo swoje walory estetyczne. Aż przyszedł czas wielkich
zmian a wraz z nim kolejny właściciel : agencja rynku rolnego a z
nią czas umierania dla parku , pałacu i mostów. Kiedy ostatni raz
, w maju 2010 roku widziałam to miejsce , przypominało siedzibę
upiorów. Stawy zarosły , pałac straszy wybitymi szybami i sypiącym
się tynkiem a po niebywałej urody mostach zostało kilka przęseł
, których nie zdążyli jeszcze pociąć złomiarze. Dziś mosty
można zobaczyć już tylko na fotografiach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz