czwartek, 19 kwietnia 2012

Dorastanie

 Moje zainteresowania związane z historią , z biegiem lat zaczęły nabierać wymiaru materialnego . Mniej – więcej w klasie V szkoły podstawowej odkryłam , że istnieje zawód archeolog . Uznałam ,ze to będzie coś odpowiedniego dla mnie. W miarę jednak rozwijania pasji poznałam i inne zawody związane z historią ; konserwator zabytków, archiwista , historyk sztuki , pracownik muzeum, nauczyciel historii itp. Miałam trudny wybór , z czasem jednak doszłam do wniosku, że chciałabym skończyć studia historyczne i pracować naukowo w tymże kierunku, pisać książki , analizować i opracowywać teksty źródłowe. Właściwie od początku najbardziej fascynowała mnie epoka średniowiecza i początki polskiej państwowości , z czasem zaciekawiły mnie sprawy związane z życiem codziennym i obyczajami oraz rzemiosłem i wojskowość. To ostatnie budziło co najmniej zdziwienie jeśli zdarzyło mi się do tego przyznać , bo jak to dziewczyna i wojsko ? Jakoś wówczas takie zainteresowania do płci damskiej nie pasowały . Mnie pasowały . Wiedzę zdobyłam na ten temat dość gruntowną . W czasie kiedy moje koleżanki czytywały Siesicką i Nienackiego , ja sięgałam po Kuchowicza, Bystronia i Jasienicę . Wtedy w ogóle dużo czytałam , również powieści , książki przygodowe , pamiętniki , pitawale, klasyków i wszystko co wpadło mi w ręce nie wyłączając statusu PZPR, Konstytucji PRL , Żywotów Świętych ( opasłe tomisko wydane w 1898 roku) , książek o teorii Darwina i sycylijskiej mafii .
Będąc w klasie VII już wiedziałam ,że wybiorę liceum ogólnokształcące , profil humanistyczny a potem studia na UAM -mie w Poznaniu ,na kierunku historycznym. Takie miałam plany i przekonanie,ze je zrealizuję.
Weszliśmy w wiek dorastania , szaleńcze zabawy zastąpiły spotkania na podwórkowej ławeczce , albo trzepaku , jeśli ławka była zajęta i rozmowy. O filmach , hobby , planach na przyszłość , pojawiły się pierwsze sympatie i niewinne flirty. Wciąż jeszcze trzymaliśmy się razem w naszej podwórkowej paczce. Niby było tak samo , ale jednak inaczej . Ja byłam jakby trochę z boku. Nie specjalnie interesowały mnie ciuchy , szminki i chłopaki , w głowie miałam co innego . Ich z kolei nie interesowały najnowsze odkrycia archeologiczne czy budowa łuku refleksyjnego. Miałam coraz mniej wspólnych tematów, słuchałam innej muzyki , czytałam inne książki , traciłam kontakt ze swoją paczką. Było mi trochę przykro. Trzymałam się z nimi , bo samotność mi dokuczała , często po prostu byłam z nimi , ale milcząco przysłuchiwałam się rozmowom albo „bujałam w obłokach” .
Z powodu eksperymentu edukacyjnego zostałam po klasie siódmej przeniesiona do nowo powstałej klasy złożonej z uczniów po części z istniejących w naszej szkole klas , po części z uczniów z klas wiejskich. Trudno mi było zaakceptować aż tak daleko idąca zmianę . Wpłynęło to na mnie jeszcze gorzej, moje kompleksy po raz kolejny się pogłębiły tak dalece, że nawet wysłowić się poprawnie było mi trudno. Co innego napisać , tę umiejętność rozwinęłam . Z pewnością przyczyniło się do tego i pisanie opowiadań i prowadzenie dziennika i wymagania nauczycieli.
Nie ma jednak tego złego , co by na dobre nie wyszło – jak mówi przysłowie. Nawiązałam kilka nowych przyjaźni i trafiłam na fajnych nauczycieli . Do klasy dołączyła R. z pobliskiego Obłaczkowa. Jakoś tak od razu się polubiłyśmy i tak już zostało na ładnych kilka lat. Trudno powiedzieć dlaczego; może z powodu zbliżonych zainteresowań. R. czytała pewnie jeszcze więcej ode mnie, pisała wiersze , świetnie się uczyła i podobnie jak ja wybierała się do liceum na profil humanistyczny , z tą różnicą, że ją pasjonowała literatura. Podwórkowa paczka zmieniła skład. Zostało nas troje: B , z którą nadal siedziałyśmy w jednej ławce nieprzerwanie od klasy I i W. kolega z sąsiedniego bloku – miał to szczęście ,że został w swojej klasie , w której zaczynał naukę .W był obiektem westchnień większości dziewczyn w naszej szkole i nie tylko. Niektóre chyba nawet trochę nam B i mnie zazdrościły tej zażyłości z nim. Nie było po prawdzie czego , bo W nie wykazywał zainteresowania płcią damską , a z czasem okazało się ,że woli chłopaków.
Fakt, że W jest odmiennej orientacji jakoś przyjmowaliśmy jako rzecz oczywistą . Nikomu do głowy nie przyszło go szykanować czy unikać . On po prostu taki był i tyle. Jak to się działo, że my młodzi ludzie o tym wiedzieliśmy i akceptowaliśmy ten fakt , a nie dotarło to do naszych i jego rodziców wyjaśnić nie potrafię. Moi i jego rodzice snuli nawet wspólne plany . Kiedyś jego ojciec całkiem poważnie powiedział ( w mojej obecności zresztą ), że jeśli W się ze mną ożeni , to on nam kupi nowego Poloneza – auto w latach siedemdziesiątych luksusowe i pożądane. Moja matka rosła w oczach , bo przecież w taką bogatą rodzinę wejdę i już mnie widział w tym polonezie , a ojciec obrócił w żart . Ja milczałam obrażona a kiedy już zostaliśmy sami powiedziałam rodzince „ niedoczekanie „ . W o zdanie nikt nie pytał.
Trzymał z nami właściwie nie wiadomo dlaczego. Do tej naszej paczki dołączyła koleżanka z nowej klasy O , którą też przeniesiono , kolega P z Gutowa i R. Spotykanie się w powiększonym gronie nie było trudne . Wszyscy byliśmy w posiadaniu własnych środków lokomocji w postaci rowerów , jeździły autobusy , no i mieliśmy własne nogi . Teraz z perspektywy lat tamten czas wydaje mi się ekscytujący , mam jednak poczucie ,że wiele przeszło obok mnie. To wtedy zaczytywaliśmy się poezją , odkrywaliśmy ballady Okudżawy i Wysockiego , słuchaliśmy muzyki klasycznej i pokątnie , nocą tej nadawanej przez Radio Luxembourg . Paczkę nazwaliśmy górnolotnie „Elitą „ i zamiast pisać pamiętnik , pisaliśmy „raplutaż” - brzmiało ciekawiej niż jakiś tam pamiętnik, zwierzaliśmy się sobie z różnych interesujących nas spraw. Chyba właśnie wtedy zyskałam sobie pozycję „konfesjonału” - jakoś tak wszyscy wybierali sobie na adresata zwierzeń mnie. Może dlatego,że nigdy nie pytałam o więcej niż chciano mi powiedzieć i nie rozpowiadałam tego co mi powiedziano. Gorzej było , kiedy ja chiałam się komuś pozwierzać. Chętnych do słuchania nie było. „Przyjaciółkę od serca „ zastępował raplutaż.
W marcu 1976 roku przyszła pora podjąć ostateczną decyzję co do swojej przyszłości i złożyć podanie do szkoły średniej. Większość z naszej nowej klasy wybrała szkołę zawodową , B techniku mleczarskie , a większość naszej paczki – elity LO. Z bliżej nieokreślonych powodów wszyscy profil humanistyczny . Może dlatego,ze R i ja byłyśmy przekonane ,że tylko taki wybór jest jedynie słuszny , a może nie mieli lepszego pomysłu , dość,że wylądowało nas w tej samej klasie pięcioro i W – z klasy VIIIa. Po pierwszym roku zostałyśmy trzy. O i P nie dali rady , a W zmienił zdanie w połowie klasy II. Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy ósmą klasę zakończyć z możliwie najlepszym wynikiem. R i ja zakończyłyśmy bardzo dobrze . Pozwolono nam się wpisać do księgi pamiątkowej szkoły. Ominęły nas egzaminy do szkoły średniej. Znów trafił nam się eksperyment edukacyjny . Jeszcze dwa lata wcześniej należało zdać egzamin z j. Polskiego i matematyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz