Będąc w klasie VII już wiedziałam
,że wybiorę liceum ogólnokształcące , profil humanistyczny a
potem studia na UAM -mie w Poznaniu ,na kierunku historycznym. Takie
miałam plany i przekonanie,ze je zrealizuję.
Weszliśmy w wiek dorastania ,
szaleńcze zabawy zastąpiły spotkania na podwórkowej ławeczce ,
albo trzepaku , jeśli ławka była zajęta i rozmowy. O filmach ,
hobby , planach na przyszłość , pojawiły się pierwsze sympatie i
niewinne flirty. Wciąż jeszcze trzymaliśmy się razem w naszej
podwórkowej paczce. Niby było tak samo , ale jednak inaczej . Ja
byłam jakby trochę z boku. Nie specjalnie interesowały mnie ciuchy
, szminki i chłopaki , w głowie miałam co innego . Ich z kolei nie
interesowały najnowsze odkrycia archeologiczne czy budowa łuku
refleksyjnego. Miałam coraz mniej wspólnych tematów, słuchałam
innej muzyki , czytałam inne książki , traciłam kontakt ze swoją
paczką. Było mi trochę przykro. Trzymałam się z nimi , bo
samotność mi dokuczała , często po prostu byłam z nimi , ale
milcząco przysłuchiwałam się rozmowom albo „bujałam w
obłokach” .
Z powodu eksperymentu edukacyjnego
zostałam po klasie siódmej przeniesiona do nowo powstałej klasy
złożonej z uczniów po części z istniejących w naszej szkole
klas , po części z uczniów z klas wiejskich. Trudno mi było
zaakceptować aż tak daleko idąca zmianę . Wpłynęło to na mnie
jeszcze gorzej, moje kompleksy po raz kolejny się pogłębiły tak
dalece, że nawet wysłowić się poprawnie było mi trudno. Co
innego napisać , tę umiejętność rozwinęłam . Z pewnością
przyczyniło się do tego i pisanie opowiadań i prowadzenie
dziennika i wymagania nauczycieli.
Nie ma jednak tego złego , co by
na dobre nie wyszło – jak mówi przysłowie. Nawiązałam kilka
nowych przyjaźni i trafiłam na fajnych nauczycieli . Do klasy
dołączyła R. z pobliskiego Obłaczkowa. Jakoś tak od razu się
polubiłyśmy i tak już zostało na ładnych kilka lat. Trudno
powiedzieć dlaczego; może z powodu zbliżonych zainteresowań. R.
czytała pewnie jeszcze więcej ode mnie, pisała wiersze , świetnie
się uczyła i podobnie jak ja wybierała się do liceum na profil
humanistyczny , z tą różnicą, że ją pasjonowała literatura.
Podwórkowa paczka zmieniła skład. Zostało nas troje: B , z którą
nadal siedziałyśmy w jednej ławce nieprzerwanie od klasy I i W.
kolega z sąsiedniego bloku – miał to szczęście ,że został w
swojej klasie , w której zaczynał naukę .W był obiektem
westchnień większości dziewczyn w naszej szkole i nie tylko.
Niektóre chyba nawet trochę nam B i mnie zazdrościły tej
zażyłości z nim. Nie było po prawdzie czego , bo W nie wykazywał
zainteresowania płcią damską , a z czasem okazało się ,że woli
chłopaków.
Fakt, że W jest odmiennej orientacji
jakoś przyjmowaliśmy jako rzecz oczywistą . Nikomu do głowy nie
przyszło go szykanować czy unikać . On po prostu taki był i tyle.
Jak to się działo, że my młodzi ludzie o tym wiedzieliśmy i
akceptowaliśmy ten fakt , a nie dotarło to do naszych i jego
rodziców wyjaśnić nie potrafię. Moi i jego rodzice snuli nawet
wspólne plany . Kiedyś jego ojciec całkiem poważnie powiedział (
w mojej obecności zresztą ), że jeśli W się ze mną ożeni , to
on nam kupi nowego Poloneza – auto w latach siedemdziesiątych
luksusowe i pożądane. Moja matka rosła w oczach , bo przecież w
taką bogatą rodzinę wejdę i już mnie widział w tym polonezie ,
a ojciec obrócił w żart . Ja milczałam obrażona a kiedy już
zostaliśmy sami powiedziałam rodzince „ niedoczekanie „ . W o
zdanie nikt nie pytał.
Trzymał z nami właściwie nie wiadomo
dlaczego. Do tej naszej paczki dołączyła koleżanka z nowej klasy
O , którą też przeniesiono , kolega P z Gutowa i R. Spotykanie
się w powiększonym gronie nie było trudne . Wszyscy byliśmy w
posiadaniu własnych środków lokomocji w postaci rowerów ,
jeździły autobusy , no i mieliśmy własne nogi . Teraz z
perspektywy lat tamten czas wydaje mi się ekscytujący , mam jednak
poczucie ,że wiele przeszło obok mnie. To wtedy zaczytywaliśmy się
poezją , odkrywaliśmy ballady Okudżawy i Wysockiego , słuchaliśmy
muzyki klasycznej i pokątnie , nocą tej nadawanej przez Radio
Luxembourg . Paczkę nazwaliśmy górnolotnie „Elitą „ i zamiast
pisać pamiętnik , pisaliśmy „raplutaż” - brzmiało ciekawiej
niż jakiś tam pamiętnik, zwierzaliśmy się sobie z różnych
interesujących nas spraw. Chyba właśnie wtedy zyskałam sobie
pozycję „konfesjonału” - jakoś tak wszyscy wybierali sobie na
adresata zwierzeń mnie. Może dlatego,że nigdy nie pytałam o
więcej niż chciano mi powiedzieć i nie rozpowiadałam tego co mi
powiedziano. Gorzej było , kiedy ja chiałam się komuś pozwierzać.
Chętnych do słuchania nie było. „Przyjaciółkę od serca „
zastępował raplutaż.
W marcu 1976 roku przyszła pora
podjąć ostateczną decyzję co do swojej przyszłości i złożyć
podanie do szkoły średniej. Większość z naszej nowej klasy
wybrała szkołę zawodową , B techniku mleczarskie , a większość
naszej paczki – elity LO. Z bliżej nieokreślonych powodów
wszyscy profil humanistyczny . Może dlatego,ze R i ja byłyśmy
przekonane ,że tylko taki wybór jest jedynie słuszny , a może nie
mieli lepszego pomysłu , dość,że wylądowało nas w tej samej
klasie pięcioro i W – z klasy VIIIa. Po pierwszym roku zostałyśmy
trzy. O i P nie dali rady , a W zmienił zdanie w połowie klasy II.
Zanim to jednak nastąpiło musieliśmy ósmą klasę zakończyć z
możliwie najlepszym wynikiem. R i ja zakończyłyśmy bardzo dobrze
. Pozwolono nam się wpisać do księgi pamiątkowej szkoły. Ominęły
nas egzaminy do szkoły średniej. Znów trafił nam się eksperyment
edukacyjny . Jeszcze dwa lata wcześniej należało zdać egzamin z
j. Polskiego i matematyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz