piątek, 3 lutego 2012

W podstawówce 3


Pierwszy rok jakoś minął , a kiedy przyszło rozdanie świadectw , po raz pierwszy mnie „wyrównano”.. Najlepsi uczniowie dostawali nagrody książkowe. Ja , mimo ,ze miałam na świadectwie same piątki tej nagrody nie dostałam. Wtedy nie rozumiałam dlaczego. Płakałam z tego powodu kilka dni , a moi rodzice nie umieli albo raczej nie chcieli
mi tego wyjaśnić.
Ponieważ należałam do harcerstwa , w wakacje wysłano mnie na obóz zuchowy, potem do babci .Obóz pamiętam: łóżka polowe , rozstawione w salach szkolnych, trzy umywalki na 40 –to osobową grupę , zimna woda i wygódka na podwórku. Jadalnia pod ogromnym namiotem, mycie menażek zimną wodą i piaskiem... Zazdrościłam starszym harcerzom ,że śpią pod namiotami.
Dziś warunki bytowe nie do zaakceptowania , ale co ciekawe nikt się nie rozchorował, nie było żadnych wypadków , nikomu z rodziców też nie przyszło do głowy ,żeby przeciw takim warunkom protestować. Za to atmosfera niezapomniana. Obozy polubiłam i jeździłam na nie aż do klasy VI szkoły podstawowej , później już nie jako zuch , ale prawdziwy harcerz. Wakacji u babci , tych po pierwszej klasie nie wiele pamiętam. Kojarzą mi się jakieś pojedyncze , niejasne obrazki z wypraw na grzyby i jagody , kąpiele w stawie , zabawy z gromadą dzieciaków ze wsi , praca w ogrodzie , karmienie kur i zbieranie pokrzyw , układanie drewna w szopie i w sągach na podwórku, przygotowanie zapasów na zimę i tresowany , czarny kot o imieniu Murzyn. Tresowany , bo wujek – młodszy brat ojca, nauczył go różnych sztuczek . Kocisko służyło na dwóch łapkach jak pies , a kiedy rzuciło się kulkę z papieru albo cukierek nie było miejsca w które by Murzyn nie skoczył.
Niestety długo nie pożył. Jak to bywało z wiejskimi kotami lubił chodzić własnymi drogami i w trakcie tego łazikowania nabawił się jakiejś choroby i po kilku dniach zdechł.
Wakacje minęły , musiałam wracać znów do miasta. Protestowałam i płakałam , ale nie miałam wyjścia. Wiedziałam ,że muszę. To „ muszę „ -( czytaj poczucie obowiązku posunięte do granic możliwości ) chyba mam zakodowane w genach , zawsze i wszędzie coś musiałam ; niemal nie zdarzało mi się o tym zapomnieć choćby na chwilę , nawet w czasie gdy byłam jeszcze małym dzieckiem.
Życie szkolne toczyło się identycznie jak w pierwszej klasie.
Uczyłam się dobrze , ale nie było nic co by mnie do pracy mobilizowało. Szybko odkryłam ,że lepiej się nie wychylać. Dla osób z bujną wyobraźnią i ukierunkowanymi zainteresowaniami w tamtych latach nie było miejsca. Rodzice sprawy mi nie ułatwiali. Za cokolwiek bym się nie zabrała
wybijali mi to z głowy twierdząc ,że mam tego nie robić , bo się do tego nie nadaję i mi się to nie uda. Tak było z występami w szkolnych akademiach , haftowaniem , szyciem , rysowaniem , próbami pisania ,gotowaniem, głupim lepieniem ozdób na choinkę ,nawet kiedy odważyłam się powiedzieć ,że bardzo chciałabym się nauczyć grać na pianinie albo na gitarze nie pozwolono mi spróbować , bo nie dam sobie rady i się do tego nie nadaje , no i jeszcze dlatego ,że nikt w naszej rodzinie na niczym nie grał. Zaprzestałam proszenia o cokolwiek raz na zawsze. „Zakopałam się” na dobre w książkach i zaczęłam żyć tym co wyprodukowała moja wybujała wyobraźnia. Z czasem zaczęłam to wszystko spisywać. Jako opowiadania ,pamiętniki , listy do kogoś i do nikogo jednocześnie ,jakieś luźne notatki ... To zacięcie jednak przyszło nieco później , mniej – więcej kiedy byłam w klasie IV. Z początku często porzucałam to zajęcie , ale szybko znów do niego wracałam. Nie posłuchałam też matki i zaczęłam wyszywać.. Kilka pierwszych serwetek jeszcze mam. Szycia, gotowania i robótek uczyła mnie babcia, kiedy u niej bywałam. Matka już wtedy zachowywała się dziwnie. Nie interesowała się domem , kiedy wracała z pracy urządzała awantury , krzyczała na ojca i na mnie. Nie chciała ze mną rozmawiać , ani w czymkolwiek pomóc.
Za to uwielbiała mi wmawiać ,że jestem chora, źle wyglądam , czasem nawet zaprowadzała do lekarza . Zawsze wychodziło ,że jestem zdrowa jak koń, ale ona i tak wiedziała swoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz