Ojciec
dużo pracował , również popołudniami , a czasem też nocą ale
to on poświęcał mi więcej czasu, sprawdzał czy odrobiłam lekcje
, robił śniadania itd. Marzyłam o tym ,żeby mieć rodzeństwo i
ciągle o tym mówiłam, że chciałabym mieć siostrę lub brata , a
najlepiej jedno i drugie. Zbywali mnie ,że po co mi rodzeństwo ,
mam przecież kuzynki i kuzynów. Tak za dużo to ich nie miałam i
nie utrzymywaliśmy za bardzo kontaktów. Nie pozwolono mi też mieć
żadnego zwierzątka, nawet chomika. Matka chorobliwie nie znosiła
zwierząt. Odkąd zabrano mnie z domu babci i zmuszono do
zamieszkania z rodzicami skończyło się moje dzieciństwo. Nigdy
już beztrosko się nie śmiałam , nie umiałam się bawić i
cieszyć. Właściwie to nawet nie mam o czym pisać , bo moje życie
przebiegało pomiędzy szkołą a czterema ścianami mojego pokoju.
Tak naprawdę nie był mój. Nigdy się w nim nie czułam jak w
swoim, bo nawet urządzić nie mogłam go po swojemu. Oczywiście
urywałam się na podwórko do moich koleżanek i kolegów ,
wymyślaliśmy najdziwniejsze zabawy i włóczyliśmy się po całym
mieście, za co nieodmiennie obrywałam w domu . Tęsknota za
towarzystwem rówieśników była jednak silniejsza niż strach przed
gniewem rodziców. Bardziej zresztą niż ich gniewu bałam się tego
co mi wbijali do głowy, tego wiecznego „ nie nadajesz się do tego
„ nie uda ci się”, „nie rób” . matka miała jeszcze
zwyczaj dodawać ,że ta czy tamta koleżanka , albo córka jej
koleżanki robi to lepiej , jest ładniejsza , lepiej się uczy ,
ubiera ,tańczy itd. A ja niczego nie potrafię. Ile razy zdarzyło
mi się dostać 4 czy nawet 5- od razu słyszałam „ dlaczego nie
5?” . Szybko odebrali mi wiarę we własne siły i chęci do pracy.
Zaczęłam zamykać się w sobie i popadać w smutne nastroje, żyć
tylko wyjazdami do babci , bo tam czułam się bezpiecznie , tam
mogłam swobodnie się rozwijać i nie musiałam ukrywać swoich
myśli i uczuć
I
nikt nie mówił mi ,że się do niczego nie nadaję. Oczywiście
mając lat 7,8,9 nie umiałam tych uczuć nazwać ani w żaden inny
sposób
określić.
Było mi smutno i źle i tyle.
Nadal
bardzo dużo czytałam , już w pierwszych klasach szkoły
podstawowej zainteresowałam się historią i religiami. Fascynowało
mnie wszystko co wiązało się z przeszłością . Równie mocno
pociągał mnie mistycyzm. Najpierw ten związany z
religią
katolicką , w której przecież wyrosłam , później kiedy poznałam
trochę historie również związany z innymi religiami. Nadal
wpadałam w zachwyt na widok szalejących żywiołów i przyrody.
Wyjazd do miasta niczego nie zmienił i kiedy wracałam na wieś
zwyczajem z wczesnego dzieciństwa siadywałam w oknie na strychu
żeby podziwiać piękno i moc natury. Nie zapomnę dwóch potężnych
burz. Jedną przeżyłam będąc na obozie zuchowym w drugiej
bodajże klasie podstawówki , drugą kilka lat później w czasie
pobytu u babci. Popłynęliśmy promem na drugą stronę Warty , na
ognisko do starszych harcerzy. Do skutku jednak nie doszło , bo
nagle się zachmurzyło i lekko pokropił deszcz. Komendanci
zdecydowali ,że mamy wracać , bo może się rozpadać na dobre.
Wróciliśmy na prom i kiedy już wypłynęliśmy na środek rzeki
nagle zaczęły bić pioruny. Stalowa lina po której szedł prom
ściągała wszystkie wyładowania. Wzdłóż liny biegały płomienie
, niebo zaciągnęło się granatowymi chmurami z których leciały
strumienie deszczu. Kazano nam usiąść na podłodze i skulić jak
najniżej . Większość dzieci z naszej grupy i chyba opiekunowie
bardzo się bali . Mnie się podobało , zafascynowana wpatrywałam
się w pioruny bijące w linę i wystawiałam twarz na ulewę. O tej
drugiej burzy napiszę nieco później.
Mniej
więcej w IV klasie podstawówki zauważyłam u siebie dziwny objaw.A ściślej zauważyłam wcześniej , ale dopiero w tym czasie zaczęłam zwracać uwagę na to zjawisko. Mianowicie, zdarzało mi się przewidzieć , albo raczej zobaczyć to co będzie.
Jakieś sytuacje, które później następowały. Nie traktowałam
tego jako coś dziwnego czy też wyjątkowego . Czasem tylko któraś z koleżanek zadawała mi
pytanie skąd wiem. Nie umiałam
odpowiedzieć. Po prostu wiedziałam. Objawiało się to czymś w
rodzaju błysku flesza , jak przy robieniu zdjęć. Przez ułamek
sekundy widziałam jakąś sytuację a za jakiś czas ta sytuacja
działa się naprawdę. Czasem materializowały mi się sny. Na
identycznej zasadzie: najpierw sen , po jakimś czasie jawa. O tym
nie mówiłam nikomu. Nawet babci . I to nawet nie dlatego ,że nie
chciałam , albo się obawiałam . Nic z tych rzeczy. Dla mnie to
było tak zwyczajne jak fakt ,że jem , śpię , czy chodzę do
szkoły. Nie było o czym mówić. Dopiero kiedy dorosłam i
dowiedziałam się o tych zjawiskach więcej ,zaczęłam traktować
je poważnie i robić wszystko ,żeby tej zdolności nie rozwinąć.
Niestety , to mi się nie udało. Ona we mnie jest i nadal zdarza mi
się zobaczyć” różne przyszłe sytuacje i wydarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz