poniedziałek, 6 lutego 2012

W podstawówce 4


Ojciec dużo pracował , również popołudniami , a czasem też nocą ale to on poświęcał mi więcej czasu, sprawdzał czy odrobiłam lekcje , robił śniadania itd. Marzyłam o tym ,żeby mieć rodzeństwo i ciągle o tym mówiłam, że chciałabym mieć siostrę lub brata , a najlepiej jedno i drugie. Zbywali mnie ,że po co mi rodzeństwo , mam przecież kuzynki i kuzynów. Tak za dużo to ich nie miałam i nie utrzymywaliśmy za bardzo kontaktów. Nie pozwolono mi też mieć żadnego zwierzątka, nawet chomika. Matka chorobliwie nie znosiła zwierząt. Odkąd zabrano mnie z domu babci i zmuszono do zamieszkania z rodzicami skończyło się moje dzieciństwo. Nigdy już beztrosko się nie śmiałam , nie umiałam się bawić i cieszyć. Właściwie to nawet nie mam o czym pisać , bo moje życie przebiegało pomiędzy szkołą a czterema ścianami mojego pokoju. Tak naprawdę nie był mój. Nigdy się w nim nie czułam jak w swoim, bo nawet urządzić nie mogłam go po swojemu. Oczywiście urywałam się na podwórko do moich koleżanek i kolegów , wymyślaliśmy najdziwniejsze zabawy i włóczyliśmy się po całym mieście, za co nieodmiennie obrywałam w domu . Tęsknota za towarzystwem rówieśników była jednak silniejsza niż strach przed gniewem rodziców. Bardziej zresztą niż ich gniewu bałam się tego co mi wbijali do głowy, tego wiecznego „ nie nadajesz się do tego „ nie uda ci się”, „nie rób” . matka miała jeszcze zwyczaj dodawać ,że ta czy tamta koleżanka , albo córka jej koleżanki robi to lepiej , jest ładniejsza , lepiej się uczy , ubiera ,tańczy itd. A ja niczego nie potrafię. Ile razy zdarzyło mi się dostać 4 czy nawet 5- od razu słyszałam „ dlaczego nie 5?” . Szybko odebrali mi wiarę we własne siły i chęci do pracy. Zaczęłam zamykać się w sobie i popadać w smutne nastroje, żyć tylko wyjazdami do babci , bo tam czułam się bezpiecznie , tam mogłam swobodnie się rozwijać i nie musiałam ukrywać swoich myśli i uczuć
I nikt nie mówił mi ,że się do niczego nie nadaję. Oczywiście mając lat 7,8,9 nie umiałam tych uczuć nazwać ani w żaden inny sposób określić. Było mi smutno i źle i tyle.
Nadal bardzo dużo czytałam , już w pierwszych klasach szkoły podstawowej zainteresowałam się historią i religiami. Fascynowało mnie wszystko co wiązało się z przeszłością . Równie mocno pociągał mnie mistycyzm. Najpierw ten związany z
religią katolicką , w której przecież wyrosłam , później kiedy poznałam trochę historie również związany z innymi religiami. Nadal wpadałam w zachwyt na widok szalejących żywiołów i przyrody. Wyjazd do miasta niczego nie zmienił i kiedy wracałam na wieś zwyczajem z wczesnego dzieciństwa siadywałam w oknie na strychu żeby podziwiać piękno i moc natury. Nie zapomnę dwóch potężnych burz. Jedną przeżyłam będąc na obozie zuchowym w drugiej bodajże klasie podstawówki , drugą kilka lat później w czasie pobytu u babci. Popłynęliśmy promem na drugą stronę Warty , na ognisko do starszych harcerzy. Do skutku jednak nie doszło , bo nagle się zachmurzyło i lekko pokropił deszcz. Komendanci zdecydowali ,że mamy wracać , bo może się rozpadać na dobre. Wróciliśmy na prom i kiedy już wypłynęliśmy na środek rzeki nagle zaczęły bić pioruny. Stalowa lina po której szedł prom ściągała wszystkie wyładowania. Wzdłóż liny biegały płomienie , niebo zaciągnęło się granatowymi chmurami z których leciały strumienie deszczu. Kazano nam usiąść na podłodze i skulić jak najniżej . Większość dzieci z naszej grupy i chyba opiekunowie bardzo się bali . Mnie się podobało , zafascynowana wpatrywałam się w pioruny bijące w linę i wystawiałam twarz na ulewę. O tej drugiej burzy napiszę nieco później.
Mniej więcej w IV klasie podstawówki zauważyłam u siebie dziwny objaw.A ściślej zauważyłam wcześniej , ale dopiero w tym czasie zaczęłam zwracać uwagę na to zjawisko. Mianowicie,   zdarzało mi się przewidzieć , albo raczej zobaczyć to co będzie. Jakieś sytuacje, które później następowały. Nie traktowałam tego jako coś dziwnego czy też wyjątkowego . Czasem tylko któraś z koleżanek zadawała mi pytanie skąd wiem. Nie umiałam odpowiedzieć. Po prostu wiedziałam. Objawiało się to czymś w rodzaju błysku flesza , jak przy robieniu zdjęć. Przez ułamek sekundy widziałam jakąś sytuację a za jakiś czas ta sytuacja działa się naprawdę. Czasem materializowały mi się sny. Na identycznej zasadzie: najpierw sen , po jakimś czasie jawa. O tym nie mówiłam nikomu. Nawet babci . I to nawet nie dlatego ,że nie chciałam , albo się obawiałam . Nic z tych rzeczy. Dla mnie to było tak zwyczajne jak fakt ,że jem , śpię , czy chodzę do szkoły. Nie było o czym mówić. Dopiero kiedy dorosłam i dowiedziałam się o tych zjawiskach więcej ,zaczęłam traktować je poważnie i robić wszystko ,żeby tej zdolności nie rozwinąć. Niestety , to mi się nie udało. Ona we mnie jest i nadal zdarza mi się zobaczyć” różne przyszłe sytuacje i wydarzenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz