czwartek, 21 lutego 2013

Moda na biznes


Święta jak zwykle obchodziliśmy u siebie w ciszy i spokoju. Na Sylwestra zmówiliśmy się z P i jego żoną dzień przed . Dołączyli do towarzystwa ich sąsiedzi z bloku , a starsze dzieci poszły się bawić do sąsiadów. Bawiliśmy się świetnie , wszyscy mieli dory humor . Piliśmy wino , podjadaliśmy pączki , które upiekła sąsiadka , tańczyliśmy. Wtedy jeszcze się chciało , energia rozsadzała a życie towarzyskie kwitło.
Po nowym roku firma nadal się rozkręca ła . Nie było to takie proste jek się wydaje. Nie chodziło o sprawy techniczne czy księgowe Z techniką mój mąż był za pan brat od dziecka , zawsze to czuł i lubił a księgowość , wtedy dość prymitywną , jak każdą czynność po prostu trzeba było opanować . Była jeszcze druga strona . Teren zupełnie nam nie znany i chyba nikomu , kto w tamtym czasie coś zaczynał : negocjacje , biznesowy savoire vivre , wizytówki , korespondencja ,stosowny ubiór , sposób komunikowania się . Sprawy , które dziś dla zdecydowanej większości są tak oczywiste jak spanie i jedzenie a 25 lat temu istniejące jedynie w naszych wyobrażeniach o tym w jakich ramach powinna codzienność biznesowa się mieścić . Inna sprawa,że wiele błędów i niedociągnięć wtedy uchodziło . Na oprawę mniej zwracano uwagę .Liczyła się praca i kasa.
O wizytówkach , telefonach i spotkaniach jeszcze napiszę . Trochę miejsca muszę poświęcić jednak modzie biznesowej a właściwie to jej historii i ewoluowaniu .
Lubię perły , jednak nigdy nie założyłabym ich na oficjalne spotkanie biznesowe , ale o tym ,że nie należy tego robić dowiedziałam się wraz z rozwojem firmy i tak zwanym "bywaniem ". W 1988 roku kiedy zaczynalismy nie śniło mi się zresztą, że będę kiedyś prawdziwe perły posiadać, dysponowałam otrzymanym kiedyś w prencie od matki niewielkim sznureczkiem sztucznych z Jablonexu i zdarzało mi się je nosić do jak sądziłąm wyjściowych ubrań. Ba, w dziedzinie mody nigdy ekspertką nie byłam i do dziś nie jestem ale ponad 20 lat mam do czynienia ze środowiskami biznesowymi mogę się paroma spostrzeżeniami w tej kwestii podzielić, bo moda biznesowa ewaluowała wraz z poszerzaniem kontaktów i rozwojem biznesu jako takiego.
Pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych , kiedy na szaberplacach w Austrii, Niemczech Zachodnich i Szwecji rosły fortuny nowobogackich a my zaczynaliśmy swoją przygodę z biznesem w branży usługowej, za szczyt biznesowej elegancji w naszym Kraju uchodziły dla panów czarne spodnie z miękkiej, lejącej tkaniny z zaszewkami i zwężającymi się do dołu nogawkami wykończonymi mankietem, biała lub czarna trykotowa koszulka i kolorowa marynarka ; zielona, czerwona, bordo, ruda, zieleń morska , kto tam co lubił i udało mu się kupić . Na jakieś ważniejsze wyjścia zamiast koszulki trykotowej biała lub czarna koszula, często z chińskiego jedwabiu i krawat w kolorze marynarki, najlepiej jeśli był skóropodobny ( z prawdziwej skóry raczej się nie spotykało). Strój ten uzupełniały , o zgrozo : biale skarpety frotte i czarne mokasyny ! Jednego takiego znam ( notabene szef jednej z dwóch miejscowych sieci restauracji i barów), który do dziś tego stylu nie zmienił.. I atrybut obowiązkowy : elektroniczny zegarek w plastikowej oprawce. Niektórzy , szczególnie z branży samochodowej i związanej z handlem bazarowym preferowali dresy typu „kresch „ w różnych kolorach zarówno w wersji damskiej jak i męskiej. Panie biznesmenki nosiły w tamtym czasie włochate sweterki ( sama taki miałam w kolorze miodowym, a nosiłam do czarnych spodni lub spódnicy) z moheru – często wyszywane koralikami , albo cekinami albo garsonki z satyny jedwabnej we wszystkich kolorach tęczy nie wyłączając wściekłego różu. Obwieszały się wielkimi złotymi wisiorami, kolczykami, zakładały po kilka złotych pierścieni i nosiły torebki – podróbki markowych , kupowane na wyprzedażach za 1 markę z berlińskich sklepów należących do Azjatów . Panowało przekonanie,że najlepszą oprawą i wskazaniem na kondycję firmy jest ilość złota noszona jednorazowo wbrew zasadzie,że prawdziwa elegacja cechuje się prostotą i umiarem.
My nigdy nie ubieraliśmy się w ten sposób , mąż chodził jak zwykle w dżinsach albo sztruksach , i sportowych marynarkach . Jak się okazało w dłuższej perspektywie nie był to wcale zły pomysł. Ze mną bywało różnie, choć przyznać muszę, że i mnie zdarzało się jechać na spotkanie w kolorowej , powiewnej spódnicy w kwiatki i czarnym żakiecie np. Tylko,że wtedy nikt na to nie zwracał uwagi, nikogo to nie raziło . Tak było i już. Sposób ubierania się za bardzo się nie liczył. Po prostu ludzie nie wiedzieli wtedy ,że trzeba inaczej .
W miarę upływu czasu i poszerzania kontaktów to dziwactwo zaczęło się zmieniać. Jeszcze w pierwszej połowie lat 90 -tych , na targach branżowych można było spotkać na stoisku pana w koszuli z kołnierzykiem i swetrze , albo w tweedowej marynarce w kratkę z łatami na łokciach , albo innego w np. szarym garniturze , białych skarpetkach i mokasynach rozdającego kartki z pieczątką zakładu zamiast wizytówek . Pamiętam jak na lokalnych targach związanych z terenami inwestycyjnymi w roku 1994 wystąpiłam na stoisku w zielonej , wprawdzie jedwabnej ale jednak ,garsonce z białym kołnierzem i mankietami. Strój był całkiem ładny i elegancki ale odpowiedni np . na wesele lub przyjęcie komunijne ;z całą pewnością nie nadawał się na stoisko targowe .. I do dziś mi trochę głupio , bo przy naszym stoisku zatrzymała się sama Pani Premier Hanna Suchocka i nawet jedno , króciutkie zdanie z nią zamieniłam. Oczywiście , nienagannie ubrana w beżowy kostium. Mój małżonek na tych samych targach występował w białej koszuli , jasnoszarym garniturze i różowym krawacie w jakieś ciemniejsze „esy -floresy” . Na szczęście w normalnych szarych skarpetach i wiązanych butach. Do dziś się z tego śmiejemy kiedy oglądamy zdjęcia. Następnego roku na targi branżowe do Łodzi pojechaliśmy już bardziej biznesowo ubrani choć też nie do końca.. Mężuś w ciemnym garniturze , koszuli w prążki i dobranym pod kolor krawacie , ale z jakąś tanią , skóropodobną teczką i tanim zegarkiem na ręce , jednak wyposażony w drukowane wizytówki , ja w szarym kostiumie – jeszcze z kolorową bluzką do tego ,złotym łańcuszkiem na szyi i kolczykami w uszach ale było nam już bliżej do właściwej mody . W kolejnych latach targowych spotkań moda nagle się ujednoliciła i wśród wystawców i gości targowych. Styl zdominowały ciemne garnitury i kostiumy , białe koszule i bluzki , stonowane krawaty , wiązane buty , eleganckie , nie rzucające się w oczy dodatki typu zegarek, okulary, pióro, wizytownik – obowiązkowe ; nie wypada wyciągać wizytówki wprost z kieszeni - , stonowane , skórzane teczki i torebki w prostych fasonach . W miarę budowania marki , tworzenia logo i czegoś co nazwać można wizerunkiem firmy zaczęły pojawiać się ujednolicone stroje firmowe , często w kolorach logo firmy .
Jeśli chodzi o nas , to mąż całe lata chodzi ubrany niemal tak samo. Ponieważ oprócz spotkań wykonuje też część zleceń co czasami wiąże się z programowaniem , czasami z użyciem wiertarki, albo chodzeniem po dachu ,to nie ubiera się na co dzień w garnitury , a jedynie na ważne spotkania , ale i tak zawsze ma na sobie markowe dżinsy albo inne spodnie ,koszule z Polanexu, Wólczanki lub Sunset Suis, sportową marynarkę z Bytomia czy Intermody , dobrej jakości krawat i wiązane buty. Oczywiście zegarek , okulary , teczka, też w dobrym gatunku. Z racji branży jaką się zajmujemy laptop i komórka obowiązkowo najnowszej generacji. I tylko tyle się zmieniło , gatunki i marki . Ja teraz pozwalam sobie na większy luz. Mniej- więcej od początku lat 90-tych ubierałam się w szare ,oliwkowe lub czarne kostiumy ze spódnicą lub spodniami i białe , popielate lub kremowe bluzki koszulowe , w upalne lata lniane komplety w kolorach czarnych lub kremowych. Z biżuterii ,obrączkę , bo to jest zawsze dobrze postrzegane , i 1 delikatny łańcuszek lub naszyjnik ( z opcją na naszyjniki , za łańcuszkami nie przepadam) lub 1 skromny pierścionek lub tylko delikatne kolczyki. . Zawsze : jeden z tych elementów. Nigdy wszystko razem. Plus do tego torebka – dyplomatka ze skóry .Teraz podobnie jak mąż noszę jeszcze dobre okulary, markowego laptopa , komórkę i wizytownik od Batyckiego , chociaż tym za nadto się nie chwalę . Jakoś nigdy nie stałam się fanką metek . Jeśli chodzi o ciuchy to jak wspomniałam , zaczęłam sobie pozwalać na większy luz. Do biura zakładam często np. dżinsową spódnicę i tweedowy żakiet, latem jakieś lekkie sukienki.. Pracę mam jaką mam. Większość czasu zajmuję się sprawami papierologiczno – logistycznymi, ale zdarza mi się jechać na budowę z materiałami albo dokumentami, albo przepakowywać materiały instalacyjne w hurtowych ilościach czy wsiadać w firmowego busa i jechać do dystrybutora po np. szafę serwerową, bo i to już robiłam . Kostium i szpilki w tej sytuacji nie wskazane. Nie maluje też paznokci i zwykle mam krótkie. Mojej pracy żaden makijaż nie przetrwa. 

2 komentarze:

  1. BArdzo to ciekawe co piszesz. Dzieki , przesyłam pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję , miło mi ,że do mnie zaglądasz.

    OdpowiedzUsuń