Szczęśliwe były chwile u babci. Moje
dziecięce życie przebiegało pomiędzy szkołą i oczekiwaniem na
wyjazd do babci . Listy od niej pozwalały przetrwać i jakby
skracały czas wyczekiwania . Większość z nich zniknęła na
zawsze . Udało mi się przechować te z przełomu lat 70-tych i
80-tych. Czas zaciera pismo , papier żółknie i wiotczeje .
Niedługo minie czas i tych ostatnich .
Świat
dzieciństwa powoli rozpływa się w czasie. Zostało po nim trochę
czarno – białych zdjęć , jakaś pamięć zapachów i smaków,
jakieś dawno przekazane opowieści Babci.
Z
tych opowieści wiem ,że miałam bardzo bujną wyobraźnię.
Wymyślałam sobie zabawy , do których służyło mi wszystko :
szyszki , liście , płot , skrawki materiałów , stary motor
stojący na podwórku albo teczka po dziadku . Ja sama pamiętam ,że
szyłam ubranka dla lalek , biegałam z łukiem i strzałami
zrobionymi z giętkich patyków i sznurka i lubiłam wdrapywać się
na klatki dla królików i na nich urządzać sobie dom albo zamek ,
udawać ,że płynę statkiem , albo jadę wozem konnym. Bawiłam się
równie dobrze sama jak i z dzieciakami z sąsiedztwa. Często
siedziałam na króliczej klatce , albo na schodach i wymyślałam
sobie przeróżne historie.W większości jednak pracowałam wspólnie
z Babcią i jej siostrą. Oczywiście na miarę swojego wieku , albo
po prostu towarzyszyłam Babci w jej pracach . I bałam się psów.
Wujek twierdzi, że jeszcze kominiarza, listonosza i lutownicy –
tego jednak nie pamiętam.
Pamiętam
za to „ domki „ które urządzaliśmy sobie z dzieciakami z
sąsiedztwa w zielsku rosnącym za szopami na drewno .
Wieś
jest piękna , została taką do dziś dnia choći jej czas się
kończy ; powoli pustoszeje i umiera. Od stacji kolejowej do wsi
prowadziła wąska , wylana asfaldem jezdnia. Mniej – więcej od
połowy drogi obsadzały ją kasztanowce , a od miejsca w którym
kończył się sad przepiękne lipy. Wszystkie drzewa były potężne
, rozrośnięte , po prostu piękne. Wiosną leciutko zielone , jakby
utkane z delikatnego tiulu, w lecie dające cień , pachnące słodkim
miodowym zapachem kwiatu lipowego , grające brzęczeniem pszczół ,
jesienią złocisto- czerwone, a pod nimi całe dywany
opadłych
liści . Zbierało się kasztany i żołędzie a potem robiło
śmieszne ludziki z nogami z zapałek . W zimie stały
dostojne ,okryte
białą pierzynką śniegu i szadzi . Wzdłóż drogi ze stacji
kolejowej do wsi rósł piękny sad pełęn dorodnych jabłek
antonówek ,papierówek i gruszek. Hodowano w nim
też
warzywa: marchew , kapustę , groch i bób. Co jakiś czas
sprzedawano te plony mieszkańcom wsi. W sadzie mieszkał koziołek
, znaleziony w lesie ze złamaną nogą i wyleczony przez ogrodnika.
Kiedy podrósł i przyzwyczaił się do swojego miejsca zamieszkania
sprawiał mnóstwo kłopotów, potrafił nawet zaczepiać ludzi
przychodzących po zakupy do sadu. Trochę się go bałam . Wieś
leżała w miejscu gdzie las łączył się z ogromnym parkiem
należącym niegdyś do pałacu dziedziców Załuskich . Za mojego
życia pałac był własnością PGR-ów , jak wiele innych w tym
czasie. Dawni właściciele musieli go opuścić zaraz po wybuchu
wojny a po jej zakończeniu nie wrócili tam na skutek przejęcia ich
majątku przez socjalistyczne państwo.
W
tym przypadku ze szkodą dla pałacu. Ostatnia potomkini dziedzica
zmarła zresztą gdzieś na początku lat 70-tych . W tym majątku ,
jeszcze przed wojną moja Babcia pracowała jako
panna
do towarzystwa . Jej obowiązki polegały na dotrzymywaniu
towarzystwa właścicielce , w drodze na zakupy albo do kościoła ,
w trakcie wyjazdu do Copotu ( jak nazywano wtedy modny kurort Sopot )
, pilnowaniu ,żeby stół na przyjęcia został należycie nakryty ,
dzieci czysto ubrane I nakarmione i tym podobne. Park choć częściowo
zaniedbany miał swój niezaprzeczalny urok. Mieściły się na jego
terenie stawy połączone wąskimi przesmykmi wody nad którymi
przerzucono pięknej roboty mosty z kutego żelaza. Mostów było aż
siedem . Szło się od jednego do drugiego alejkami wśród bzów ,
starych dębów , kasztanowców i jaśminu.Latem w stawie można było
popływać. Na granicy parku i lasu stał dom , w którym za życia
dziedziców mieszkał ogrodowy – czyli ktoś kto miał za zadanie
utrzymać park i ogrody w należytym stanie. Dalej rozciągał się
olbrzymi , dziki las . Ciągnął się spod Kcyni aż do Nakła a w
jego cieniu kryły się wioski , gospodarstwa i leśniczówki. 50
metrów od naszej wsi swoje legowiska urządziły sobie dziki i
jelenie. Na skróty przez las prowadziła też droga do pobliskiego
miasta. Tylko 6 km ale w czasie gdy tam mieszkałam pokonanie tej
odległości wcale nie było proste. Autobus jeździł wprawdzie ,(
do przystanku było 2 km) ale tylko 3 razy dziennie i nie zawsze się
zatrzymywał. Czasem zależało to od ilości pasażerów , czasem od
humoru kierowcy. Do stacji kolejowej było jeszcze dalej i też tych
kursów było kilka w ciągu dnia. Ot tyle, żeby dowieść ludzi do
pracy i z powrotem. Najpewniejszym środkiem lokomocji był rower
albo swoje własne nogi jeśli ktoś roweru nie posiadał. A mało
było takich , którzy posiadali. Czasami korzystano też z wozu
konnego lub w zimie sań , którymi dowożono do pobliskiej mleczarni
bańki z mlekiem. Później, już w latach 70-tych we wsi pojawiło
się kilka motocykli i aż dwa samochody. Jeden należał do
prywatnego przedsiębiorcy , a konkretnie ogrodnika – była to
niezapomniana syrena bosto , drugi do pewnego mieszkańca , który na
kilka lat zaciągnął się na statek i pływał . Po powrocie kupił
dużego fiata w kolorze ciemnozielonym . Dorabiał jako kierowca i
woził ludzi ze wsi do kościoła , do lekarza , czasem do ślubu lub
na zakupy. Bywało ,że korzystałyśmy z Babcią z jego usług.
Na
przełomie lat 60-tych i 70-tych pojawił się we wsi pierwszy
telewizor. Był w tzw. klubokawiarni . Na ogladanie programów
gromadziła się cała wieś. Babci nie spodobało się to urządzenie
i nie pozwalała mi chodzić do klubu, zamiast tego podsuwała mi
książki albo jakieś robótki. Już jako osoba dorosła uznałam
,że miała rację. Na drugim końcu wsi była też stadnina koni.
Trzymano w niej kilkanaście pięknych klaczy ze źrebiętami .
Wzrastałam więc wśród bujnej , dzikiej przyrody ,trochę zdala
od świata , pod opieką Babci i jej siostry w poczuciu
bezpieczeństwa , otoczona mądrą miłością obu kobiet .Dom babci
był bardzo skromy ale ciepły, dokładnie taki jak być powinien. W
swoim życiu babcia kierowała się prostymi zasadami i takie mi
wpajała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz