Drugą wspólną wyprawę
do Berlina zaliczyliśmy latem .Tym razem autem , z kolegą P i jego
żoną . Zaopatrzeni w góry kanapek z kiełbasą i kilka termosów
z kawą wyruszyliśmy w środku nocy żeby rankiem dotrzeć do
Berlina . Zanim nastąpiła ta wspólna wyprawa nasi panowie byli tam
kilka razy sami ,w celach handlowych oczywiście. Kolega P. nie miał
szczęścia do interesów. Miała być super transakcja – kilkaset
sztuk aparatów telefonicznych, wiszących – prawdziwy hit epoki
popeerlowskiej – w cenie 1czy 2 marki za sztukę w zakupie. Z
trzech ogromnych kartonów tylko część okazała się sprawna.
Kilkadziesiąt Ka naprawił , reszta poszła w śmietnik .Tak
naprawdę nie do końca wiem co się z nimi stało , jeden z kartonów
długo leżał w u nas w domu , potem w garażu na działce. Potem
zaginęły na przestrzeni dziejów . Te sprawne podobno zostały
sprzedane , ale kiedy i gdzie ? Do dziś tego nie wiem , a mój
małżonek milczy na ten temat jak zaklęty . Jakiś ciemny geszefcik
, czy coś ? Wspólny wyjazd zaplanowaliśmy tak,żeby mieć trochę
czasu na zakupy z dala od dyskontów Aldi i okolic dworca Zoogarten i
na krótkie zwiedzanie miasta . Uwzględniliśmy też jakiś posiłek
i lody . A co, trochę luksusu i nam się należało. Nasze dzieci
zostały z moimi rodzicami – nie chętnie , ale zgodziłam się
,żeby pomieszkali u dziadków , syn U i P , pod opieką starszego
rodzeństwa. Sama droga do Berlina a ściślej rzecz ujmując do
granicy nie trwała zbyt długo , choć była nieco monotonna , nieco
dziurawa i pozbawiona rozbudowanej infrastruktury w postaci stacji
benzynowych , kawiarenek i toalet. Paliwo należało zatankować w
dużym mieście po drodze,kawę i kanapki zabrać z domu, za
kawiarenkę służył leśny parking albo dukt a za toaletę
przydrożne krzaczki . Wiadomo było,że na granicy – wtedy jeszcze
zamkniętej stoi się parę godzin . Różne o tym wieści krążyły
, jedni twierdzili ,że godzina – dwie , inni ,że nie stali wcale,
jeszcze inni czas określali na trzy – cztery. My zaliczyliśmy
godzin 6 w gigantycznym korku , złożonym z Tirów, maluchów ,
trabantów i dużych fiatów. Wszystko na polskich numerach . Do
miasta dotarliśmy około południa . Zostawiliśmy auto na darmowym
parkingu,żeby nie tracić cennej waluty nie potrzebnie i poszliśmy
w miasto, zaopatrzeni w plan , w który wcześniej obaj panowie
zainwestowali wspólnie aż 5 marek. Teraz te kwoty wydają się
śmieszne , ale wówczas przelicznik był jak 1-10 może więcej .
Kierując się planem powoli oddalaliśmy się od dzielnic
zaanektowanych przez Polaków. Gdzieś po drodze rzucił mi się w
oczy napis na wystawie sklepowej:” Szanowni Polacy , prosimy skórki
od bananów wrzucać do kasza na śmieci „ - Myślałam ,że spalę
się ze wstydu. W okolicach Plaza , MS i amerykańskiej sieci
Woolworth nie spotykaliśmy już rodaków ogarniętych rządzą
posiadania zachodnich dóbr . Zakupy w klimatyzowanych , nie
zatłoczonych marketach wyglądały zupełnie inaczej , a Polacy,
których jednak spotkaliśmy w dziale spożywczym zachowywali się
uprzejmie i kulturalnie . Wyszliśmy zaopatrzeni w czekolady, owoce ,
kawę , soczki w kartonikach i nie wiem już sama co jeszcze. Panowie
zwiedzali jeszcze okoliczne sklepy ze sprzętem RTV a my weszłyśmy
do niewielkiego ale eleganckiego butiku ze strojami kąpielowymi i
bielizną , prowadzonego przez dwie Azjatki . Bez trudu dogadałam
się z nimi po francusku , a one nie miały nic przeciw temu,że U
oglądała i przymierzała stroje a potem żadnego nie kupiła.
Odprowadziły nas grzecznie do wyjścia, zapraszając do ponownego
odwiedzenia sklepiku. Byłyśmy pod wrażeniem.
Na koniec udaliśmy się
do Woolworth-u , panowie po wymarzone videa , a my po ewentualnie
ekspresy do kawy , gdyby nie były zbyt drogie. Miałyśmy szczęście
; trafiłyśmy na promocję sprzętu Severin . Ekspresy kosztowały
nas tylko po 12 Marek , co na tamte czasy i przelicznik i tak było
ceną obłędną , ale zaoszczędziłyśmy po 15 , bo najtańszy z
nich w normalnej cenie nie schodził poniżej 27. Można było kupić
taniej w dyskontach, ale trzeba było trafić a potem stać w
ogromnej kolejce do kas. Nas ten styl nie pociągał. Mężuś kupił
odtwarzacz Akai z funkcją nagrywania , kolega P jakiś niemarkowe
video o nazwie Panorama . Cenowo , wyszło prawie na to samo .
Spełniło się ich marzenie. Odtwarzacz video służył nam lat
kilkanaście , na koniec został sprzedany na aukcji internetowej za
jakieś symboliczne pieniądze . Ekspres do kawy sprawny postawiłam
koło śmietnika przy ostatnim remoncie kuchni. Nie używaliśmy go
już od ładnych kilku lat. Około 17.00 obładowani wracaliśmy na
parking , by resztę dnia poświęcić na sprawienie sobie frajdy
czyli zjeść jakiś normalny posiłek i lody w jednym z wielu barów
a potem pospacerować po berlińskich ulicach . Na parkingu zrobiło
się tłoczno. Obok nas stal jakiś wartburg z zielonogórską
rejestracją , wyładowany po dach towarami z Aldiego. Właściciele
owego pojazdu zagadnęli do nas przyjaźnie o powodzenie zakupów i
czy już jedziemy na granicę czy też zamierzamy dalej robić
sprawunki , wymieniliśmy uprzejmości a pani biznesmenka ubrana w
myśl ówczesnej mody biznesowej w jakiś fioletowy dres z kreszu ,na
widok soczków , które akurat wkładałam do bagażnika
zainteresowała się gdzie je dostaliśmy , bo a Aldim takich nie
widziała i w ogóle dziś na soczki się nie załapała –
zabrakło. Odpowiedziałam ,że je kupiliśmy nieco dalej w SM , koło
Plazy . Zrobiła wielkie oczy „ooooooo, ale tam jest bardzo drogo „
odpowiedziała . Owszem drożej , w Aldim kartonik soczku nie
przekraczał marki za sztukę , tam kosztowały najmniej markę,
dwadziścia pięć fenygów. Różnica w smaku mówiła jednak sama
za siebie. A już całkiem zaskoczyliśmy dwójkę biznesmenów z
Zielonej Góry gdy na pytanie o wyjazd z miasta , kolega P swobodnie
odpowiedział ,że nie , na razie nie wyjeżdżamy , idziemy coś
zjeść a potem pozwiedzać , wyjechać mamy zamiar około 22.00 .
Patrzyli na nas jak na szaleńców . Polacy nie robili zakupów w
Plazie i Woolwothcie i nie zwiedzali miasta . Mało kto też stołował
się w ulicznych bistrach i wszelkiego rodzaju budkach z fastfoodami.
Lody były pyszne . Nie pamiętam już w jakich smakach je
wybraliśmy, pamiętam ,że nam smakowały i po raz pierwszy jedliśmy
lody z kawałkami prawdziwej czekolady w środku. Tak samo dobrze
smakował kebab w małym , prowadzonym przez Turków barku a może
niczym nie różnił się od tych , których dziś pełno wszędzie i
u nas , a miał tylko urok nowości i wielkiego świata. W piątkowy
wieczór Berlin się bawił . Spacerując po ulicach centrum ,
zauważyliśmy mnóstwo ludzi ubranych wizytowo ,w leganckie
garnitury z muszką i wyszywane pajetami suknie pań , zmierzających
na jakieś imprezy kulturalne lub do restauracji , często z bukietem
kwiatów w rękach. Widać było,że życie tu toczy się zupełnie
inaczej niż w Polsce a ludzie są o wiele bogatsi. Berlin był
miastem zadbanym , czystym, dobrze oznakowanym i bardzo
uporządkowanym . Zwróciłam uwagę na budowy i remonty. Każda
ogrodzona siatką ,żadnych walających się cegieł , piasku , czy
podartych worków z cementem. Wszystko porządnie poukładane ,
ofoliowane … W tamtym czasie taka dbałość , o miejsce pracy
jeszcze w Polsce nie była znana. I zachwyciły mnie kwiaciarnie.
Stawałam przed każdą wystawą . Ilość i gatunki kwiatów
niesamowite , wiele u nas nie znanych a jak pięknie poukładane w
bukiety i ikebany ! W naszym Kraju wciąż jeszcze królowały przede
wszystkim róże, gerbery i tulipany ( goździk na drucie jako relikt
PRL-u wypadł z łask i właściwie zniknął z kwiaciarni na długie
lata ) . I tu na polu kwiaciarnianym nowe dopiero do nas docierało.
Nocą wracaliśmy do Polski. Tym razem na granicy staliśmy tylko
kilkanaście minut , zrobiła się jakaś przerwa na sąsiednim pasie
pomiędzy tirami – być może kierowca uciął sobie drzemkę ,
kolega P wykorzystał sytuację i błyskawicznie wjechał w wolne
miejsce . Odprawa trwała krótko , celnicy tylko rzucili okiem
pobieżnie do wyładowanego bagażnika i kazali jechać dalej.
Tak mniej więcej
wyglądała nasza przygoda z wycieczkami handlowymi po zachodnie
dobro. Kolejne wyjazdy przebiegały właściwie tak samo.
Jeździliśmy ( najczęściej Ka ) po zakupy na swój użytek. Może
nie wykorzystana szansa, może należało jak większość ;
handlować czym się da w obie strony . Wiele fortun na tym
procederze wyrosło w szybkim tempie , czego nie można powiedzieć o
branży usługowej , tej nie związanej z samochodami oczywiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz