czwartek, 10 października 2013

Kierunek Berlin cd

Drugą wspólną wyprawę do Berlina zaliczyliśmy latem .Tym razem autem , z kolegą P i jego żoną . Zaopatrzeni w góry kanapek z kiełbasą i kilka termosów z kawą wyruszyliśmy w środku nocy żeby rankiem dotrzeć do Berlina . Zanim nastąpiła ta wspólna wyprawa nasi panowie byli tam kilka razy sami ,w celach handlowych oczywiście. Kolega P. nie miał szczęścia do interesów. Miała być super transakcja – kilkaset sztuk aparatów telefonicznych, wiszących – prawdziwy hit epoki popeerlowskiej – w cenie 1czy 2 marki za sztukę w zakupie. Z trzech ogromnych kartonów tylko część okazała się sprawna. Kilkadziesiąt Ka naprawił , reszta poszła w śmietnik .Tak naprawdę nie do końca wiem co się z nimi stało , jeden z kartonów długo leżał w u nas w domu , potem w garażu na działce. Potem zaginęły na przestrzeni dziejów . Te sprawne podobno zostały sprzedane , ale kiedy i gdzie ? Do dziś tego nie wiem , a mój małżonek milczy na ten temat jak zaklęty . Jakiś ciemny geszefcik , czy coś ? Wspólny wyjazd zaplanowaliśmy tak,żeby mieć trochę czasu na zakupy z dala od dyskontów Aldi i okolic dworca Zoogarten i na krótkie zwiedzanie miasta . Uwzględniliśmy też jakiś posiłek i lody . A co, trochę luksusu i nam się należało. Nasze dzieci zostały z moimi rodzicami – nie chętnie , ale zgodziłam się ,żeby pomieszkali u dziadków , syn U i P , pod opieką starszego rodzeństwa. Sama droga do Berlina a ściślej rzecz ujmując do granicy nie trwała zbyt długo , choć była nieco monotonna , nieco dziurawa i pozbawiona rozbudowanej infrastruktury w postaci stacji benzynowych , kawiarenek i toalet. Paliwo należało zatankować w dużym mieście po drodze,kawę i kanapki zabrać z domu, za kawiarenkę służył leśny parking albo dukt a za toaletę przydrożne krzaczki . Wiadomo było,że na granicy – wtedy jeszcze zamkniętej stoi się parę godzin . Różne o tym wieści krążyły , jedni twierdzili ,że godzina – dwie , inni ,że nie stali wcale, jeszcze inni czas określali na trzy – cztery. My zaliczyliśmy godzin 6 w gigantycznym korku , złożonym z Tirów, maluchów , trabantów i dużych fiatów. Wszystko na polskich numerach . Do miasta dotarliśmy około południa . Zostawiliśmy auto na darmowym parkingu,żeby nie tracić cennej waluty nie potrzebnie i poszliśmy w miasto, zaopatrzeni w plan , w który wcześniej obaj panowie zainwestowali wspólnie aż 5 marek. Teraz te kwoty wydają się śmieszne , ale wówczas przelicznik był jak 1-10 może więcej . Kierując się planem powoli oddalaliśmy się od dzielnic zaanektowanych przez Polaków. Gdzieś po drodze rzucił mi się w oczy napis na wystawie sklepowej:” Szanowni Polacy , prosimy skórki od bananów wrzucać do kasza na śmieci „ - Myślałam ,że spalę się ze wstydu. W okolicach Plaza , MS i amerykańskiej sieci Woolworth nie spotykaliśmy już rodaków ogarniętych rządzą posiadania zachodnich dóbr . Zakupy w klimatyzowanych , nie zatłoczonych marketach wyglądały zupełnie inaczej , a Polacy, których jednak spotkaliśmy w dziale spożywczym zachowywali się uprzejmie i kulturalnie . Wyszliśmy zaopatrzeni w czekolady, owoce , kawę , soczki w kartonikach i nie wiem już sama co jeszcze. Panowie zwiedzali jeszcze okoliczne sklepy ze sprzętem RTV a my weszłyśmy do niewielkiego ale eleganckiego butiku ze strojami kąpielowymi i bielizną , prowadzonego przez dwie Azjatki . Bez trudu dogadałam się z nimi po francusku , a one nie miały nic przeciw temu,że U oglądała i przymierzała stroje a potem żadnego nie kupiła. Odprowadziły nas grzecznie do wyjścia, zapraszając do ponownego odwiedzenia sklepiku. Byłyśmy pod wrażeniem.
Na koniec udaliśmy się do Woolworth-u , panowie po wymarzone videa , a my po ewentualnie ekspresy do kawy , gdyby nie były zbyt drogie. Miałyśmy szczęście ; trafiłyśmy na promocję sprzętu Severin . Ekspresy kosztowały nas tylko po 12 Marek , co na tamte czasy i przelicznik i tak było ceną obłędną , ale zaoszczędziłyśmy po 15 , bo najtańszy z nich w normalnej cenie nie schodził poniżej 27. Można było kupić taniej w dyskontach, ale trzeba było trafić a potem stać w ogromnej kolejce do kas. Nas ten styl nie pociągał. Mężuś kupił odtwarzacz Akai z funkcją nagrywania , kolega P jakiś niemarkowe video o nazwie Panorama . Cenowo , wyszło prawie na to samo . Spełniło się ich marzenie. Odtwarzacz video służył nam lat kilkanaście , na koniec został sprzedany na aukcji internetowej za jakieś symboliczne pieniądze . Ekspres do kawy sprawny postawiłam koło śmietnika przy ostatnim remoncie kuchni. Nie używaliśmy go już od ładnych kilku lat. Około 17.00 obładowani wracaliśmy na parking , by resztę dnia poświęcić na sprawienie sobie frajdy czyli zjeść jakiś normalny posiłek i lody w jednym z wielu barów a potem pospacerować po berlińskich ulicach . Na parkingu zrobiło się tłoczno. Obok nas stal jakiś wartburg z zielonogórską rejestracją , wyładowany po dach towarami z Aldiego. Właściciele owego pojazdu zagadnęli do nas przyjaźnie o powodzenie zakupów i czy już jedziemy na granicę czy też zamierzamy dalej robić sprawunki , wymieniliśmy uprzejmości a pani biznesmenka ubrana w myśl ówczesnej mody biznesowej w jakiś fioletowy dres z kreszu ,na widok soczków , które akurat wkładałam do bagażnika zainteresowała się gdzie je dostaliśmy , bo a Aldim takich nie widziała i w ogóle dziś na soczki się nie załapała – zabrakło. Odpowiedziałam ,że je kupiliśmy nieco dalej w SM , koło Plazy . Zrobiła wielkie oczy „ooooooo, ale tam jest bardzo drogo „ odpowiedziała . Owszem drożej , w Aldim kartonik soczku nie przekraczał marki za sztukę , tam kosztowały najmniej markę, dwadziścia pięć fenygów. Różnica w smaku mówiła jednak sama za siebie. A już całkiem zaskoczyliśmy dwójkę biznesmenów z Zielonej Góry gdy na pytanie o wyjazd z miasta , kolega P swobodnie odpowiedział ,że nie , na razie nie wyjeżdżamy , idziemy coś zjeść a potem pozwiedzać , wyjechać mamy zamiar około 22.00 . Patrzyli na nas jak na szaleńców . Polacy nie robili zakupów w Plazie i Woolwothcie i nie zwiedzali miasta . Mało kto też stołował się w ulicznych bistrach i wszelkiego rodzaju budkach z fastfoodami. Lody były pyszne . Nie pamiętam już w jakich smakach je wybraliśmy, pamiętam ,że nam smakowały i po raz pierwszy jedliśmy lody z kawałkami prawdziwej czekolady w środku. Tak samo dobrze smakował kebab w małym , prowadzonym przez Turków barku a może niczym nie różnił się od tych , których dziś pełno wszędzie i u nas , a miał tylko urok nowości i wielkiego świata. W piątkowy wieczór Berlin się bawił . Spacerując po ulicach centrum , zauważyliśmy mnóstwo ludzi ubranych wizytowo ,w leganckie garnitury z muszką i wyszywane pajetami suknie pań , zmierzających na jakieś imprezy kulturalne lub do restauracji , często z bukietem kwiatów w rękach. Widać było,że życie tu toczy się zupełnie inaczej niż w Polsce a ludzie są o wiele bogatsi. Berlin był miastem zadbanym , czystym, dobrze oznakowanym i bardzo uporządkowanym . Zwróciłam uwagę na budowy i remonty. Każda ogrodzona siatką ,żadnych walających się cegieł , piasku , czy podartych worków z cementem. Wszystko porządnie poukładane , ofoliowane … W tamtym czasie taka dbałość , o miejsce pracy jeszcze w Polsce nie była znana. I zachwyciły mnie kwiaciarnie. Stawałam przed każdą wystawą . Ilość i gatunki kwiatów niesamowite , wiele u nas nie znanych a jak pięknie poukładane w bukiety i ikebany ! W naszym Kraju wciąż jeszcze królowały przede wszystkim róże, gerbery i tulipany ( goździk na drucie jako relikt PRL-u wypadł z łask i właściwie zniknął z kwiaciarni na długie lata ) . I tu na polu kwiaciarnianym nowe dopiero do nas docierało. Nocą wracaliśmy do Polski. Tym razem na granicy staliśmy tylko kilkanaście minut , zrobiła się jakaś przerwa na sąsiednim pasie pomiędzy tirami – być może kierowca uciął sobie drzemkę , kolega P wykorzystał sytuację i błyskawicznie wjechał w wolne miejsce . Odprawa trwała krótko , celnicy tylko rzucili okiem pobieżnie do wyładowanego bagażnika i kazali jechać dalej.

Tak mniej więcej wyglądała nasza przygoda z wycieczkami handlowymi po zachodnie dobro. Kolejne wyjazdy przebiegały właściwie tak samo. Jeździliśmy ( najczęściej Ka ) po zakupy na swój użytek. Może nie wykorzystana szansa, może należało jak większość ; handlować czym się da w obie strony . Wiele fortun na tym procederze wyrosło w szybkim tempie , czego nie można powiedzieć o branży usługowej , tej nie związanej z samochodami oczywiście. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz