piątek, 27 września 2013

Kierunek Berlin

Tymczasem jednak spróbowaliśmy jak wielu obrotnych obywateli ,wycieczek handlowych do Berlina . Trochę nam ta forma podróży nie pasowała , zwłaszcza,że naszym celem nie było rozkręcanie handlu na wielką skalę . Ot tak sobie ,dorobić tyle,żeby następnym razem przywieźć to i owo na swój użytek. W lutym wybraliśmy się na taką wycieczkę razem , w celu bardzo konkretnym . Ka do Conrad Elecktronic (ogromny market z wszelkiego rodzaju elektroniką ) a ja trochę w celach turystycznych , trochę po to,żeby kupić jakieś drobne artykuły spożywcze i kosmetyki. Mieliśmy ze sobą dość skromną kwotę , coś koło 130 marek , ale na nasze potrzeby wystarczającą .
Już w pociągu zaczepił nas jakiś gość o dość podejrzanym wyglądzie i zaproponował ,żebyśmy przewieźli mu alkohol i papierosy . Oczywiście odmówiliśmy , bo niby dlaczego mielibyśmy to robić nie znając faceta . To było jednak szeroko praktykowane , bo można było zabrać z sobą tylko określoną ilość tych artykułów. Co mu kazało myśleć ,że pójdziemy na taki wątpliwy biznes ? Pojęcia nie mam. Zapewne skromne , niczym nie wypakowane plecaczki, które w drodze powrotnej okazały się przyczyną kontroli celników ale o tym za chwilę. Do Berlina wyruszyliśmy nocnym pociągiem z Poznania . Około 9 rano byliśmy na miejscu , pociąg powrotny mieliśmy około 22.00. Był więc czas na zakupy i nawet chwila na pozwiedzanie okolic. Nie małą sensację wzbudziłam w czymś w rodzaju kiosku z gazetami, wypożyczalni kaset video i sexschopu razem wziętych , kupując za 1 markę , 15 fenigów (euro jeszcze nie było) , zwykłą pocztówkę z widokiem na Berlin nocą . Polacy takich zakupów tam nie robili. Z części za kotarą, gdzie mieścił się sexschop zostałam wyproszona , choć weszłam tam w towarzystwie męża a w trakcie zakupów w Conradzie mieliśmy okazję zobaczyć skąd się brała zła opinia o Polakach . Mąż zna niemiecki więc dogadał się bez większego trudu ( każdy zresztą z obsługujących miał na identyfikatorze dopisek w jakim języku obcym mówi – władających polskim lub rosyjskim niestety nie spotkaliśmy) . Kiedy staliśmy w kolejce z garstką części elektronicznych , tuż przed nami wybuchła awantura. Jakiś gość o prezencji menela próbował coś wytłumaczyć sprzedawcy – kasjerowi . Trzymał w ręku jakiś moduł elektroniczny, w drugiej kartkę z zapiskami i krzycząc i podpierając się polskimi przerywnikami nawiązującymi do męskich części ciała i najstarszego zawodu świata próbował coś kupić , ustalić , a może się dowiedzieć . Zrobiło nam się głupio, jako Polakom – jak by nie było kulturalnym przecież .
Ka zagadał go o całą sprawę . Na chwilę się uciszył , a potem znów klnąc jak pijany furman wyjaśnił o co chodzi . A chodziło o telewizor, który rzekomo zakupił w tymże markecie . Telewizor się zepsuł , a on chce kupić uszkodzoną część, której sklep nie ma i nie chce mu sprowadzić – tu znów pod adresem sprzedawców poleciała wiązanka. Ka przeczytał z kartki o jaką część chodzi , po czym stwierdził, że najlepiej będzie jak pojedzie do innego sklepu z elektroniką , być może tam będą mieli ( licząc po cichu ,że gość nie trafi , albo ceny go przerażą i zrezygnuje bez awantury) i podał mu adres na drugim końcu Berlina . Czy tam dotarł i jak się sprawy dalej miały nigdy się nie dowiedzieliśmy , Conrada Electronics na szczęście opuścił i dłużej wstydu nikomu nie robił , przynajmniej na naszych oczach.
Po zrobieniu zakupów pokręciliśmy się jeszcze po Aldim , tureckich i chińskich sklepikach w okolicy dworca Zoogarten , robiąc drobne zakupy, zajrzeliśmy do westybulu opery berlińskiej – przepiękne barokowe wnętrze. Niestety nie mogliśmy zwiedzić , obejrzeliśmy wystawy eleganckich i drogich butików , mieszczących się w okolicy i już czas było wracać na dworzec , aby udać się w podróż powrotną . Tu znów zobaczyliśmy scenki rodzajowe godne filmów Barei z udziałem rodaków .
Dworzec był olbrzymi , kilka wejść i wyjść prowadziło w jego różne strony , peronów było chyba z dwadzieścia albo więcej – my mieliśmy odjazd z dwunastego . Odszukaliśmy właściwy na jakieś 90 minut przed czasem , słusznie zakładając ,że może być tłok . Ku naszemu zdumieniu na peronie leżały góry bagażu , składowane tak po prostu na gołym betonie. Wokół każdej takiej „górki” stało po 2,3,4, czasem więcej osób. Na godzinę przed czasem zapowiedziano wjazd pociągu do Poznania . Kiedy pojawił się skład na końcu peronu chorda naszych rodaków ruszyła mu na przeciw , zaczęli wskakiwać na stopnie, czepiać się klamek i czego się tylko dało , próbowali otwierać drzwi w jadącym składzie , reszta zgarniała bagaże po kilka sztuk każdy i ruszali do swoich kolesi atakujących skład. Patrzyliśmy na to przerażeni i zbulwersowani. Nie minęły dwie minuty jak na peronie pojawiła się policja , dosłownie co kilka metrów , wyrastali niczym spod ziemi ubrani w oliwkowe mundury funkcjonariusze. Akcja trwała następne dwie minuty. Ostro przegonili wszystkich , którzy wisieli na wagonach , obstawili peron tak skutecznie,ze uniemożliwili dostanie się do wagonów . Dopiero kiedy skład się zatrzymał i otworzyły wszystkie drzwi pozwolili wsiadać . I znów działy się sceny dantejskie. Jedni zajmowali przedziały , inni blokowali wejścia , jeszcze inni otwierali okna , następni podawali przez okna zakupione towary . Wyglądało to tyleż zabawnie co groteskowo i absurdalnie. I było bardzo niebezpieczne . Wszyscy do pociągu się nie dostali, w tym my i jeszcze stojący obok nas elegancko ubrany w garnitur i płaszcz , wyposażony w dyplomatkę młody człowiek . Widać był obeznany z sytuacja , bo podszedł do jakiegoś kolejarza i bardzo swobodnie przez chwilę z nim rozmawiał. Po czym okazało się ,że za kilka minut podjedzie drugi skład jakieś dwa perony dalej a bilety zachowują ważność. Udaliśmy się za nim . Sytuacja się powtórzyła , choć już tłok był mniejszy i bez czepiania się jadącego pociągu . Mieliśmy wykupione kuszetki więc choć z 6 innymi pasażerami i górą towaru w przedziale , ale jechaliśmy w miarę wygodnie . Trafiło się nam kulturalne tym razem towarzystwo . Pogadaliśmy, pożartowaliśmy , czas mijał w miarę szybko i przyjemnie. No i mimo,że jechaliśmy w przedziale dla palących nikt nie palił – wszyscy za przykładem Ka wychodzili na korytarz szanując upodobania trojga niepalących. . Udało się nawet trochę pospać. Do granicy było wszystko dobrze . Gdzieś około piątej rano do wagonu weszli celnicy niemieccy i polscy . Sprawdzali bilety i paszporty , wyłapali kilku takich co na ten sam , nieważny dawno bilet jeździli już cały miesiąc . Pobieżnie tylko sprawdzali każdą górę walizek , toreb, paczek , skrzyń , kartonów i plecaków . Na pytanie o nasz bagaż , sięgnęliśmy po nasze dwa chude plecaczki , w których była malutka reklamówka podzespołów elektronicznych z Conrad Electronics, dwie paczki kawy , jakieś dezodoranty, trochę słodyczy i kilka owoców kiwi , melon , mango i coś tam jeszcze , zdaje się ,że jakieś soczki w kartonikach . Nie wierzyli . Kazali wszystko z plecaków wyjąć , po trzy razy zaglądali do wszystkich przegródek i kieszeni , także w naszych kurtkach i przeliczali paragony zakupowe , czy się suma zgadza z kwotą deklarowaną przy wjeździe. Prawie się zgadzało – zostało nam kilka marek i fenygów , co też skrupulatnie przeliczyli. W końcu jednak oddali nam paszporty i mogliśmy dalej kontynuować podróż. Zdziwieni byli też podróżujący z nami pasażerowie. Wszyscy oni rozkręcali właśnie handel na wielką skalę – wiedzeni duchem przedsiębiorczości i uwiedzeni wizją zachodniego dobrobytu.



środa, 25 września 2013

Koniec dekady cd

Jak wspomniałam to co oferował Zachód często nie było takie świetlane jak nam się roiło w marzeniach , ale przyniosło też wiele pozytywnych zmian. Klient stał się naszym potencjalnym pracodawcą i w myśl kupieckiego powiedzenia panem, petent – klientem urzędu , kontrahent – mile widzianym gościem . Zafunkcjonowała nowa forma etosu pracy . Szybko okazało się ,że stanowisko w urzędzie czy biurze lub sekretariacie zobowiązuje ; do schludnego , stonowanego stroju, uprzejmego uśmiechu , zaproponowania kawy kontrahentowi, grzeczne „co dla pani/pana” lub „ w czym mogę pomóc” zamiast funkcjonującego wiele lat w każdym sklepie burknięcia z obrażoną miną „co ma być ?” . W przypadku rzemieślników różnej maści i firm budowlano- remontowych , ważny stawał się dobry wizerunek , na budowach zaczęło się zwracać uwagę na porządek ,poukładane narzędzia, zabezpieczone materiały budowlane i samo miejsce pracy a malarz czy hydraulik za punkt honoru zaczął sobie stawiać posprzątanie po swojej robocie. Śmieszne ? A jednak nie. Dla naszego pokolenia przyzwyczajonego do powszechnej bylejakości ; dyrektora w rozciągniętym swetrze i petem w zębach , obrażonej na cały świat, gburowatej ekspedientki albo panienki z okienka na poczcie czy hydraulika - bałaganiarza ,to także było coś nowego i oznaczało wielką zmianę in plus. Podobnie jak kawa podawana w filiżance i świeczka na kawiarnianym stole zapalana przez kelnera zaraz po podaniu menu gościowi. Ot takie nic nie znaczące drobiazgi, ale jakże poprawiały jakość naszej szaro- burej dotąd egzystencji. W tamtych latach ,w chwili transformacji ustrojowej na przełomie dekad , te drobiazgi były dla nas nie tylko zauważalne ale i znaczące. Dawały poczucie przynależności do lepszego świata .
Sylwestra obchodziliśmy rozrywkowo w rytm Lambady. Niektórzy pewnie ten przebój pamiętają , a jeśli nie , to do znalezienia w necie na Youtube. Lambada była w roku 1989 /1990 wielkim przebojem. Nadawały ją wszystkie stacje radiowe i telewizyjne , melodia dobiegała z otwartych okien i aut , nucili i próbowali tańczyć ją wszyscy . Próbowali, bo wcale nie jest tańcem łatwym do opanowania. Dorobiła się nawet dowcipu . O tym ,że żeby dobrze zatańczyć Lambadę trzeba sobie za przeproszeniem w tylną część ciała włożyć dobrze zaostrzony ołówek i rysować nim ósemki na ścianie .
Nowy rok zaczął się nie zbyt ciekawie przynajmniej jeśli chodzi o sprawy w Kraju.
Zmiany postępowały . W końcu stycznia zakończyła oficjalnie swoją działalność Przewodnia Siła Narodu czyli PZPR . Starzy wyjadacze partyjni z gór i wyżyn władzy z autentyczną łzą w oku patrzyli jak poczet sztandarowy po raz ostatni wynosi czerwony sztandar i ze wzruszeniem w głosie po raz ostatni śpiewali „ Wyklęty powstań ludu ziemi „ . Wraz z partią działalność zakończył również jej organ medialny „Trybuna Ludu”. Świat miał już nigdy nie być taki sam . Jednych to cieszyło inni , jak moja matka na przykład ubolewali , a zmian zaakceptować nie chcieli.

Szalała inflacja . W marcu padł jej rekord : 1360% . Jeszcze długo utrzymał się ten poziom. Płaciło się w setkach tysięcy , a pensje dostawało w milionach . Mogę więc śmiało o sobie powiedzieć ,że kiedyś byłam milionerką . Wtedy jednak w 1990 miliona jeszcze nie zarabiałam. Nie wiele ponad milion zarabiał Ka – mimo nadchodzących zmian wciąż jeszcze na posadzie budżetowej . O zmianach w jego zakładzie się mówiło już głośno i dużo, że niby prywatyzacja, że zmiana dyrekcji , nowe układy - spod znaku Solidarności itp. Jak wszędzie. Jak to będzie w praktyce nikt do końca nie wiedział

wtorek, 24 września 2013

Koniec dekady I

Burzliwa i obfitująca w wydarzenia ósma dekada XX wieku dobiegała końca . Przyniosła wiele zmian , wiele zawirowań , przewróciła do góry nogami znany i zaakceptowany porządek rzeczy. Nagle zyskaliśmy dostęp do dóbr, tych materialnych i nie materialnych dotąd nam nie znanych . Nie wszystkie niosły z sobą tylko pozytywne wartości. Częściej okazywało się ,że „nie wszystko złoto co się świeci z góry” - że pozwolę sobie przywołać słowa wieszcza. A na myśli mam tak zwaną kulturę masową . W moim odczuciu trudno to zresztą nazywać kulturą . Słowo kultura kojarzyło mi się zawsze z potrzebami wyższymi; znajomością malarstwa, muzyki, czytaniem klasycznej literatury , teatrem , ambitnym kinem itp. Łatwo wpadająca w ucho muzyczka , składane z kilku powypadkowych ale przecież markowe fury ,różne talk schow- y w TV , McDonald i piwo przy grillu do tego gatunku mi nie pasowało. Już raczej coś w rodzaju „panem et circenses „ czyli chleb i igrzyska byłyby tu odpowiedniejszym określeniem. Tak czy inaczej „Zachód” , o którym większość z nas śniła zawitał do nas w całej okazałości ; technologie, nie znane dotąd owoce i warzywa, owoce morza , kuchnia włoska czy francuska, zagraniczne wycieczki , niemieckie programy telewizyjne w tym szczególnie popularne kanały muzyczne, motocykle i skutery , ale także muzyka rockowa , subkultury , zachodnie zespoły , znane marki kosmetyków i ciuchów... To wszystko mogliśmy mieć . Oczywiście nie każdy i nie od razu. Te wszystkie dobra były dostępne jedynie dla nielicznych posiadaczy większej gotówki. Przeciętny , szary i mało przedsiębiorczy obywatel nadal zmagał się z nie zbyt zasobnym portfelem i z coraz większym trudem wiązał koniec z końcem. Dla większości cena za wolność okazała się nazbyt wygórowana a wyobrażenie nie przystawało do rzeczywistości . To rodziło frustrację i podłamywało morale a w konsekwencji sprawiło ,że tylko utrwaliło niezadowolenie i postawy roszczeniowe. Niektórzy z wyrzekania na złą sytuację i wyciągania rąk po wsparcie do opieki społecznej uczynili sobie sposób na życie a kolejne , młode pokolenie właśnie tę postawę powiela. Największą grupą takich sfrustrowanych nieudaczników okazali się w tamtym czasie o dziwo dobrze wykształceni na uczelniach wyższych
intelektualiści ; różni utytułowani pracownicy naukowi , nauczyciele akademiccy i nie tylko a także sporo lekarzy , pracowników kultury i artystów .
Niezmiernie mnie to dziwiło , bo mimo trudności dla chcących i odważnych , nie obawiających się nowych wyzwań, ciężkiej pracy i wyrzeczeń świat dobrobytu stał otworem i kusił. Nawet dla takich jak my, nie mających ani potrzebnej wiedzy ekonomicznej, ani doświadczenia , ani pieniędzy na start, skaczących trochę desperacko na głęboką wodę . Rynek był tak żądny dóbr i technologii, panował taki pęd w stronę nowoczesności i chęć nadrobienia tych kilkudziesięciu lat za żelazną bramą ,że można było robić wszystko, byle tylko stworzyć sobie wizję i ją konsekwentnie realizować.

Miał być dobrobyt a tu co; zamiast dobrobytu szaleje inflacja i szerzy się bezrobocie ( zjawisko wciąż dla przyzwyczajonych do opieki państwa obywateli wręcz kuriozalne) i zamiast beztrosko patrzeć jak rośnie górka banknotów w szufladzie , trzeba zawinąć rękawy i pracować od świtu do nocy z dość marnym skutkiem . Nie każdemu to pasowało , a rzecz precyzując , większości n i e pasowało. Zmiany jednak postępowały i nie było już takiej siły , która mogła przywrócić stary , dobrze znany ład. 
cdn.