Rok 1989 zaczął się
bardzo rozrywkowo i obfitował w wiele zdarzeń i w naszej rodzinie i
w kraju. Epoka Commodore i Atari przeżywała właśnie swój
rozkwit. Mój ambitny mąż jednak już od roku używał ZX80 czyli
pierwowzór obecnie używanych komputerów PC. Niewiele na tym można
zrobić poza nauką języka Basic i Pascal ( w jakiejś pierwotnej
wersji ) oraz grami , ale i tak stał wyżej od wspomnianych . Razem
z chłopakami podłączali to cudo do telewizora, długo , długo
czekali na wgranie czegoś tam a potem zawzięcie grali w Submarine.
Po ekranie pływały i polowały na siebie łodzie podwodne.
Zleceń z dnia na dzień
przybywało i po kilku miesiącach legalnego funkcjonowania mogliśmy
już się pochwalić kilkoma całkiem poważnymi kontraktami .
Oczywiście poważnymi jak na tamte lata. Nasza pozycja szła w górę.
Za pożyczkę z mojej kasy
zapomogowo- pożyczkowej kupiliśmy dobrej klasy wiertarkę udarową.
Pieniądze miały być na wakacje, jednak interes firmy przeważył,
ku mojemu żalowi , ale innej możliwości nie było. Profesjonalne
wiertarki kosztowały wtedy fortunę i raczej trudno było je kupić
więc gdy taka konieczność zaistniała i trafiła się okazja
kupiliśmy , ograniczając tym samym wakacyjne przyjemności. Takich
wyrzeczeń czekało nas jeszcze wiele.
Zaliczyliśmy pierwszą
wywiadówkę u naszego starszego synka. Stopnie miał całkiem dobre.
Po cichu marzyłam sobie ,że będzie prymusem , będzie zbierał
nagrody i świadectwa z paskiem ale nie dane mu było. Na własne
życzenie , bo głowę do nauki to on miał od dziecka . Z czasem
przyszła refleksja,ze przecież nie każdy musi być „naj” a
ważniejsze jest to co go interesuje i co osiągnie , a oceny … no
cóż … I przecież my rodzice też nie mogliśmy się pochwalić
samymi piątkami na świadectwach . Młodszy , chodzący jeszcze do
przedszkolnej zerówki
rozrabiał okropnie. Co
parę dni wysłuchiwałam od wychowawczyni, o tym co to mój synek
nawyprawiał. Prosiliśmy, tłumaczyliśmy ,były i klapsy i zakaz
oglądania bajek a i tak nic z tym nie mogliśmy zrobić . Miał
taki charakter, że spokojnie usiedzieć nie mógł. Dziś by mu
chyba jakieś ADHD przypisali .
Ka wciągał ich obu do
swojej pracy. Oczywiście bez żadnego przymusu . Jeśli mieli ochotę
jechali z nim i podawali narzędzia .Sprawia im to niesamowitą
frajdę i wszystkim w około przechwalali się jak to pracują z
tatą.
Matka
urządzała mi z tego powodu awantury co parę dni ,że niby my
dzieci wykorzystujemy i jak to z moją matką bywało od zawsze –
żadne argumenty do niej nie docierały. Ojciec też zadowolony z
tego nie był , ale w końcu kiedy temat przemyślał, po tym jak
odwołałam się do tego ,że „przecież dawniej ojcowie uczyli
synów zawodu , dlaczego nie miało by być tak z naszymi synami i
przecież są pod opieką ojca „ stwierdził ,że właściwie to
dobrze, bo się czegoś nauczą i nie włóczą po ulicy bez celu.
Nawet teściowa uważała ,że to zły pomysł, choć oczywiście
tylko wyraziła swoje zdanie . Teściowa w ogóle zawsze była po
naszej stronie , co moim bardzo przeszkadzało i często wykłócali
się i z nią, nawet ojciec ( podejrzewam ,ze podkręcony przez
matkę). Metoda wychowawcza nawet jak na tamte czasy była nieco
kontrowersyjna ale skuteczna .Nikt nie chciał przyjąć do
wiadomości ,że my nie zmuszamy do tego dzieci. Jadą tylko wtedy
gdy sami tego chcą. Po czasie okazało się ,że choć nie
standardowa , to metoda wychowawcza sprawdza się doskonale . Nigdy
nie mieliśmy problemów wychowawczych z naszymi synami . Za tę
pomoc dostawali zawsze parę złotych. Nie za dużo oczywiście , ale
i tak cieszyli się ,że sami zarabiają pieniądze. Dodatkowy plus
tej sytuacji był i taki ,że Ka miał z nimi kontakt. Gdyby nie te
wspólne wyjazdy do pracy w ogóle by się ze sobą nie widywali.
Praca na dwóch etatach pochłaniała wiele godzin i mąż wciąż
był nieobecny . No i nie należy zapominać o nauce szacunku do
stanu posiadania . Jeszcze w zimie uzupełniliśmy wkład na
książeczkę mieszkaniową, co niczego nie zmieniło , bo w
spółdzielniach wciąż obowiązywały zasady z poprzedniej epoki a
mijający kryzys nie sprzyjał budowaniu . Zapowiadało się
jeszcze co najmniej 20 lat czekania na spółdzielcze, skromne M3.
Tymczasem przyszła wiosna. Zmiany w Kraju widać już było gołym
okiem . Poprawiło się zaopatrzenie , powstawały nowe firmy , rosło
zapotrzebowanie dosłownie na wszystko. W naszej branży dotąd
nierozwojowej można było sprzedać co tylko się chciało.
Korzystaliśmy z tej koniunktury i my , i mimo ,że odbywało się to
kosztem życia rodzinnego wchodziliśmy w to coraz bardziej.
Poprawiało nam się materialnie. Niewiele z tego było dla nas , bo
na razie inwestowaliśmy w firmę. Jakoś tak naturalnym trybem
zaczęliśmy się rozwijać . Do końca szansy jednak nie
wykorzystaliśmy. Brak środków finansowych i obawa przed ryzykiem
niepowodzenia, po części też i brak doświadczenia , ograniczyły
nam rozmach . Można wtedy było zrobić więcej i szybciej pójść
do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz