sobota, 9 marca 2013

Szybciej


Rok 1989 zaczął się bardzo rozrywkowo i obfitował w wiele zdarzeń i w naszej rodzinie i w kraju. Epoka Commodore i Atari przeżywała właśnie swój rozkwit. Mój ambitny mąż jednak już od roku używał ZX80 czyli pierwowzór obecnie używanych komputerów PC. Niewiele na tym można zrobić poza nauką języka Basic i Pascal ( w jakiejś pierwotnej wersji ) oraz grami , ale i tak stał wyżej od wspomnianych . Razem z chłopakami podłączali to cudo do telewizora, długo , długo czekali na wgranie czegoś tam a potem zawzięcie grali w Submarine. Po ekranie pływały i polowały na siebie łodzie podwodne.
Zleceń z dnia na dzień przybywało i po kilku miesiącach legalnego funkcjonowania mogliśmy już się pochwalić kilkoma całkiem poważnymi kontraktami . Oczywiście poważnymi jak na tamte lata. Nasza pozycja szła w górę.
Za pożyczkę z mojej kasy zapomogowo- pożyczkowej kupiliśmy dobrej klasy wiertarkę udarową. Pieniądze miały być na wakacje, jednak interes firmy przeważył, ku mojemu żalowi , ale innej możliwości nie było. Profesjonalne wiertarki kosztowały wtedy fortunę i raczej trudno było je kupić więc gdy taka konieczność zaistniała i trafiła się okazja kupiliśmy , ograniczając tym samym wakacyjne przyjemności. Takich wyrzeczeń czekało nas jeszcze wiele.
Zaliczyliśmy pierwszą wywiadówkę u naszego starszego synka. Stopnie miał całkiem dobre. Po cichu marzyłam sobie ,że będzie prymusem , będzie zbierał nagrody i świadectwa z paskiem ale nie dane mu było. Na własne życzenie , bo głowę do nauki to on miał od dziecka . Z czasem przyszła refleksja,ze przecież nie każdy musi być „naj” a ważniejsze jest to co go interesuje i co osiągnie , a oceny … no cóż … I przecież my rodzice też nie mogliśmy się pochwalić samymi piątkami na świadectwach . Młodszy , chodzący jeszcze do przedszkolnej zerówki
rozrabiał okropnie. Co parę dni wysłuchiwałam od wychowawczyni, o tym co to mój synek nawyprawiał. Prosiliśmy, tłumaczyliśmy ,były i klapsy i zakaz oglądania bajek a i tak nic z tym nie mogliśmy zrobić . Miał taki charakter, że spokojnie usiedzieć nie mógł. Dziś by mu chyba jakieś ADHD przypisali .
Ka wciągał ich obu do swojej pracy. Oczywiście bez żadnego przymusu . Jeśli mieli ochotę jechali z nim i podawali narzędzia .Sprawia im to niesamowitą frajdę i wszystkim w około przechwalali się jak to pracują z tatą.
Matka urządzała mi z tego powodu awantury co parę dni ,że niby my dzieci wykorzystujemy i jak to z moją matką bywało od zawsze – żadne argumenty do niej nie docierały. Ojciec też zadowolony z tego nie był , ale w końcu kiedy temat przemyślał, po tym jak odwołałam się do tego ,że „przecież dawniej ojcowie uczyli synów zawodu , dlaczego nie miało by być tak z naszymi synami i przecież są pod opieką ojca „ stwierdził ,że właściwie to dobrze, bo się czegoś nauczą i nie włóczą po ulicy bez celu. Nawet teściowa uważała ,że to zły pomysł, choć oczywiście tylko wyraziła swoje zdanie . Teściowa w ogóle zawsze była po naszej stronie , co moim bardzo przeszkadzało i często wykłócali się i z nią, nawet ojciec ( podejrzewam ,ze podkręcony przez matkę). Metoda wychowawcza nawet jak na tamte czasy była nieco kontrowersyjna ale skuteczna .Nikt nie chciał przyjąć do wiadomości ,że my nie zmuszamy do tego dzieci. Jadą tylko wtedy gdy sami tego chcą. Po czasie okazało się ,że choć nie standardowa , to metoda wychowawcza sprawdza się doskonale . Nigdy nie mieliśmy problemów wychowawczych z naszymi synami . Za tę pomoc dostawali zawsze parę złotych. Nie za dużo oczywiście , ale i tak cieszyli się ,że sami zarabiają pieniądze. Dodatkowy plus tej sytuacji był i taki ,że Ka miał z nimi kontakt. Gdyby nie te wspólne wyjazdy do pracy w ogóle by się ze sobą nie widywali. Praca na dwóch etatach pochłaniała wiele godzin i mąż wciąż był nieobecny . No i nie należy zapominać o nauce szacunku do stanu posiadania . Jeszcze w zimie uzupełniliśmy wkład na książeczkę mieszkaniową, co niczego nie zmieniło , bo w spółdzielniach wciąż obowiązywały zasady z poprzedniej epoki a mijający kryzys nie sprzyjał budowaniu . Zapowiadało się jeszcze co najmniej 20 lat czekania na spółdzielcze, skromne M3. Tymczasem przyszła wiosna. Zmiany w Kraju widać już było gołym okiem . Poprawiło się zaopatrzenie , powstawały nowe firmy , rosło zapotrzebowanie dosłownie na wszystko. W naszej branży dotąd nierozwojowej można było sprzedać co tylko się chciało. Korzystaliśmy z tej koniunktury i my , i mimo ,że odbywało się to kosztem życia rodzinnego wchodziliśmy w to coraz bardziej. Poprawiało nam się materialnie. Niewiele z tego było dla nas , bo na razie inwestowaliśmy w firmę. Jakoś tak naturalnym trybem zaczęliśmy się rozwijać . Do końca szansy jednak nie wykorzystaliśmy. Brak środków finansowych i obawa przed ryzykiem niepowodzenia, po części też i brak doświadczenia , ograniczyły nam rozmach . Można wtedy było zrobić więcej i szybciej pójść do przodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz